Recenzja: Aleksandra i Roberto czyli Gorączka sobotniej nocy

  • 16.06.2019 23:11

  • Aktualizacja: 14:03 30.08.2022

W upalny sobotni wieczór Warszawa stała się świadkiem wydarzenia, które z pewnością przejdzie do muzycznej historii naszego miasta. "Madama Butterfly" Pucciniego zabrzmiała w samym sercu Stolicy przed pięciotysięczną widownią zgromadzoną na wypełnionych po brzegi trybunach.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że głównym wabikiem dla dużej części melomanów był udział najbardziej niezwykłej i najsympatyczniejszej operowej pary, dwojga genialnych śpiewaków - Aleksandry Kurzak i Roberta Alagna.

Organizatorom udało się także zaprosić inne operowe gwiazdy z Andrzejem Dobberem na czele. To Artysta, który ma przepiękny baryton i sceniczną mądrość, dlatego partia konsula Sharplessa w jego interpretacji zabrzmiała pięknie i przekonująco. Doskonałą kreację stworzyła także Monika Ledzion-Porczyńska, nienagannie towarzysząc w partii Suzuki najjaśniejszej gwieździe wieczoru Aleksandrze Kurzak, a ich dramatyczny duet był wręcz zjawiskowy.

Fenomenalna kreacja Aleksandry Kurzak

Czegokolwiek bym nie napisał o kunszcie Oli Kurzak, to będzie za mało. Przepiękny głos, nienaganna technika i uroda. Jednak sobotniego wieczoru urzekła mnie szczególnie niezwykle mądrym zbudowaniem roli, w której - nawiasem mówiąc - przed warszawską publicznością zadebiutowała. Na oczach widzów Aleksandra Kurzak przeszła metamorfozę od delikatnej piętnastoletniej dziewczynki do dojrzałej kobiety, matki przeżywającej ogromny dramat. Ola Kurzak pokazała się nie tylko jako wybitna śpiewaczka, ale także doskonała aktorka używająca środków wyrazu, którymi operują najsprawniejsi ludzie teatru. Gdy się do tego doda absolutnie genialne i nieoczekiwane operowanie głosem, modulacje, wręcz zmiany timbru to mamy artystkę absolutną - primadonna assoluta.

Świeży i perfekcyjny Alagna

Nie należę do ludzi, którzy zbytnio wzruszają się w operze, mając świadomość, że to sztuka pełna iluzji i umowności. W sobotę jednak zbudowane przez Olę Kurzak autentyczne emocje sprawiły, że były momenty, kiedy w oku kręciła mi się łza.

Z pewnością to także zasługa jednego z najwybitniejszych na świecie tenorów Roberta Alagna. Zaśpiewał pięknie i pewnie, a jego świeży i perfekcyjny głos sprawił, że publiczność pokochała przystojnego Pinkertona, mimo że to on stał się przyczyną dramatu pięknej Cio Cio San.

Niezwykłe wydarzenie, wsparte istnie śródziemnomorskim klimatem, sprawiło, że do późnej, upalnej, sobotniej nocy czułem się jak na najlepszym spektaklu w ojczyźnie opery. Jedyne co mi przeszkadzało, to dudniące nieopodal dźwięki dyskoteki, jednak - tym razem na szczęście zwyciężyła Wielka Sztuka.

Tadeusz Deszkiewicz



Źródło:

RDC

Autor:

rydz