Rinaldo marzeń w Polskiej Operze Królewskiej [RECENZJA]

  • 26.09.2021 15:01

  • Aktualizacja: 14:16 30.08.2022

"Lascia ch'io pianga..." - aria Almireny z II aktu opery "Rinaldo" Jerzego Fryderyka Haendla to moment, na który od zawsze czeka publiczność. Genialna inscenizacja tego dzieła w Polskiej Operze Królewskiej sprawiła, że zgromadzeni w przepięknym Teatrze Stanisławowskim widzowie (w tym ja) zapomnieli o oczekiwaniu na ten - wydawałoby się - kulminacyjny wokalnie moment.
Już od pierwszych minut inscenizacja wzbudziła zachwyt: kolorem, lekkością, perfekcją wokalną i doskonałą grą świateł opracowaną przez Jacqueline Sobiszewski.

Jarosław Kilian, reżyser, który myśli obrazem, wespół ze znakomitą scenografką i projektantką kostiumów Dorotą Kołodyńską, wyczarowali niezwykłą przestrzeń sceniczną. Z jednej strony bliską estetyki epoki w której rozgrywa się akcja, a z drugiej subtelnie nowoczesną. Ta czystość i przejrzystość wizualnej strony spektaklu wciągnęła widzów od pierwszych minut i do końca nie przeszkadzała w odbiorze muzyczno-wokalnej strony opery.

Śpiewacy stanęli na absolutnych wyżynach swojego kunsztu. Perfekcyjna wokalnie Anna Radziejewska stworzyła w tytułowej roli postać wielowymiarową, ale bardzo wiarygodną. To Artystka nie tylko znakomita wokalnie, ale i świetna aktorsko. Jej fenomenalna technika sprawdza się w repertuarze różnych epok. Dość wspomnieć jej niedawną, rewelacyjną kreację w "Gwałcie na Lukrecji" Benjamina Brittena, właśnie w POK.

Podobnie jest z Olgą Pasiecznik, która w uwodzicielskiej roli Almireny, narzeczonej Rinalda, pokazała nie tylko swój wielki talent wokalny, ale także subtelną, delikatną kobiecość. Zachwyt publiczności wzbudziła nie tylko porywającą interpretacją wspomnianej już arii "Lascia ch'io pianga...", ale całej roli, do której została genialnie dobrana.

Czarownica Armida zagrana i zaśpiewana przez Martę Boberską stała się nie wiedźmą, lecz czarodziejką, której mimo drapieżności, nie da się nie lubić. Po raz kolejny ta Artystka pokazała, że jest w wokalnej czołówce Polskiej Opery Królewskiej.

Wodza krzyżowców zagrał doskonały - jak zawsze - kontratenor Jan Jakub Monowid, którego krystaliczny głos przeniósł nas w stylistykę barokowej opery. Ten Artysta jak nikt stapia się z wnętrzem zjawiskowego Teatru Stanisławowskiego i jest stworzony do występowania w takim otoczeniu. Doskonały był także, grający jego brata, Jakub Foltak, który zwrócił moją uwagę podczas tegorocznego Konkursu im. Ady Sari, rozpoczynając przesłuchania.

No i sam dyrektor Andrzej Klimczak, który pokazał - co nie zawsze oczywiste - że na czele teatru operowego może stać doskonały śpiewak. Stworzona przez niego demoniczna postać Argante, króla Jerozolimy, była wielobarwna nie tylko z powodu fascynującej charakteryzacji, ale także możliwości wokalnych i aktorskich. Od dawna czekałem na powrót na scenę tego znakomitego śpiewaka.

Nie jestem w stanie wymienić wszystkich. Dość powiedzieć, że spektakl nie miał słabych stron. To z pewnością jedna z najlepszych inscenizacji "Rinalda" (i nie tylko), które widziałem. Ciekawostką jest fakt, że spektakl sprzed 20 lat, zrealizowany w Warszawskiej Operze Kameralnej przez Ryszarda Peryta był całkowicie inny, choć z udziałem większości solistów, których możemy słuchać teraz w Polskiej Operze Królewskiej. A są oni jak wino - z czasem coraz lepsi!

Spektakl sprzed dwóch dekad także poprowadził i muzycznie opracował Władysław Kłosiewicz, choć - o ile dobrze pamiętam - miał całkowicie inne instrumentarium. Wczoraj Capella Regia Polona stanęła na wysokości zadania i zagrała stylowo, znakomicie towarzysząc solistom.

Na koniec ruch sceniczny i kolejny punkt za choreografię - subtelną, ale bardzo sugestywną, spinającą taneczną klamrą początek i finał spektaklu. To zasługa Rui Ishihary - japońskiego tancerza i choreografa od wielu lat mieszkającego w Warszawie i współpracującego w Teatrze Lalka z Jarosławem Kilianem.

Ogromnie się cieszę, że Polska Opera Królewska konsekwentnie pokazuje, że jest jednym z najjaśniejszych punktów na operowej mapie Polski. Gratuluję całemu Zespołowi.

Tadeusz Deszkiewicz



Źródło:

RDC

Autor:

PG