Dzień Transplantacji. "Na dziesięć osób, które się zgłasza, tylko trzy mogą być dawcą nerki"

  • 26.01.2016 17:10

  • Aktualizacja: 13:48 15.08.2022

- Dawca musi być osobą zdrową albo taką, która ma drobne problemy medyczne, które są do usunięcia, a oddanie nerki nie spowoduje pogorszenia jego życia - mówił w "Popołudniu RDC" dr Mateusz Zatorski, psychotransplantolog z Uniwersytetu SWPS w Poznaniu. 

Przed 50 laty 26 stycznia 1966 r. prof. Jan Nielubowicz oraz prof. Tadeusz Orłowski z I Kliniki Chirurgicznej Akademii Medycznej w Warszawie przeprowadzili pierwszy w Polsce udany przeszczep nerki pobranej od zmarłej osoby. Asystował im m.in. Wojciech Rowiński. Z tej okazji 26 stycznia co roku obchodzony jest w naszym kraju, jako Dzień Transplantacji.


Pierwszą w Polsce transplantację nerki przeprowadzono u 18-letniej uczennicy szkoły pielęgniarskiej Danuty Milewskiej, która od dzieciństwa cierpiała na chorobę nerek. Operacja rozpoczęła się o 17.00 i trwała zaledwie 57 minut. Wszczepiona nerka już po kilku minutach podjęła pracę. Ogłoszono sukces polskiej medycyny. Tym bardziej, że w drugiej połowie 1965 r. prof. Wiktor Bross i prof. Władysław Wrężlewicz z Wrocławia podjęli już pierwszą taką próbę, ale była ona nieudana (czego jednak nie podano do wiadomości publicznej).


Weryfikacja biorcy


W 1966 r., który był przełomowy dla polskiej transplantologii, prof. Wiktor Bross przeprowadził pierwszy w naszym kraju przeszczep nerki od żywego dawcy. Dr Mateusz Zatorski, psychotransplantolog z Uniwersytetu SWPS w Poznaniu, mówi, że bardzo często zgłaszają się osoby z rodziny, co zwykle spotyka się z oporem chorego.

To nie jest ryzyko w takim stopniu, w jakim sobie to wyobraża i właściwie ta transplantacja pomaga nie tylko jemu, jako osobie chorej, ale leczy całą tkankę rodzinną. Wymaga nie tylko zaangażowania lekarzy i koordynatora, ale też bardzo często psychologa. Większość poważnych chorób to nie tylko choroby jednej osoby, ale one są rodzinne. Jeżeli ktoś jest dializowany trzy razy w tygodniu po cztery godziny, jest osłabiony i nie może spędzać tyle czasu z dziećmi, ile chce, to też to wpływa na nie. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, z jakich prozaicznych rzeczy składa się choroba, jak niszczących, jeżeli jej nie doświadczymy - tłumaczy gość RDC i dodaje, że zanim podejmie się jakąkolwiek decyzję, to wszystko należy sprawdzić pod kątem zgodności tkanek.


Wzrost potraumatyczny


Jak wyjaśnia dr Zatorski, u pacjentów po przeszczepie można zauważyć tzw. wzrost osobowy. Wyjaśnia, że "polega on na tym, że w końcu zaczynam wiedzieć, o co mi w życiu chodzi".


- Jeżeli uda się nam przejść przez te wyzwanie, to wyciągamy z tej sytuacji korzyści. Nabieramy przekonania, że jeżeli coś takiego w życiu zrobiłem, to już niewiele rzeczy może mnie złamać. Rodzi się silniejsze poczucie własnej skuteczności. Jeżeli to zrobiłem, to czego ja mam jeszcze bać się? - mówi psychotransplantolog.


[audioplayer file="http://www.rdc.pl/wp-content/uploads/2016/01/Popoludnie-RDC-26-01-2016-15_15_14-Mateusz-Zatorski-2.mp3" naglowek="Mateusz Zatorski - posłuchaj całej rozmowy" float="left" szerokosc="100%"]


Rozwój medycyny


Pierwsze transplantacje nerki francuski chirurg Mathieu Jaboulay przeprowadził już ponad 100 lat temu – w 1906 r., ale wykorzystał wtedy narządy zwierząt (świni i kozła). Przeszczepione nerki zwierząt funkcjonowały jedynie przez kilka dni z powodu silnej reakcji odrzucenia ich przez organizm człowieka. W 1954 r. (23 grudnia )w Bostonie młody chirurg plastyczny Joseph Murray ze szpitala Brighama w Bostonie pobrał nerkę od Ronalda Herricka i wszczepił ją jego ciężko choremu bratu bliźniakowi Richardowi. Murray w 1990 r. otrzymał za to Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny.


Dr hab. Marek Pacholczyk, ordynator Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej w Szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie, podkreśla, że pierwsze operacje trwały nawet sto godzin.


- Potem, w latach 90-tych, ta operacja mogła trwać jedenaście godzin (...). Teraz czas ten skrócił się do czterech. To bardzo krótko, ale to wynik rosnącego doświadczenia. Uważam, że sukces medycyny transplantacyjnej, zwłaszcza przeszczepiania wątroby, zamyka się w jednym wyrażeniu - dokładność i przestrzeganie każdego kroku, który musi być zrobiony po operacji - mówi.


Dodaje też, że postęp widać nie tylko w skróceniu czasu zabiegu. - Kiedyś w chirurgii wątroby przeciętnie w czasie operacji zużywano 2-3 litry krwi. W tej chwili 70 proc. chorych nie wymaga jej wcale. To widać też w przeżyciach chorych. Historyczne rejestry wyniku przeszczepiania były wręcz przerażające, bo pierwszy rok przeżywała połowa chorych, a w tej chwili przeżywa ponad 94-96 proc. osób - mówi dr Pacholczyk. - Zastanawiam się, gdzie jest koniec tego ulepszania, to znaczy kiedy dotrzemy do sufitu i że już dalej nie będzie można - dodaje.


W 1978 r. wprowadzono do transplantologii cyklosporynę, lek uzyskany z grzyba Tolypocladium inflatum zmniejszający ryzyko odrzucenia przeszczepu. Od tego znacznie wzrosła przeżywalność chorych po transplantacjach.


[audioplayer file="http://www.rdc.pl/wp-content/uploads/2016/01/Popoludnie-RDC-26-01-2016-17_10_16-Marek-Pacholczyk-2.mp3" naglowek="Marek Pacholczyk - posłuchaj całej rozmowy" float="left" szerokosc="100%"]

 

Źródło:

RDC, PAP

Autor:

KG