D. Wojtaszek dla RDC: Vital Heynen dawał nam swobodę poza boiskiem

  • 03.10.2021 12:02

  • Aktualizacja: 04:25 26.07.2022

W reprezentacji debiutował osiem lat temu, ale zazwyczaj był w cieniu Pawła Zatorskiego. Damian Wojtaszek w rozmowie z Radiem dla Ciebie mówi, że bolał go brak powołania na igrzyska w Tokio, bo na występ w kolejnych może być dla niego za późno. Teraz skupia się na grze w klubie i ma nadzieje na przełom w funkcjonowaniu Projektu Warszawa - na to, że chwile niepewności minęły bezpowrotnie.
Damian Wojtaszek wraz z Piotrem Nowakowskim dołączyli najpóźniej do zespołu Projektu Warszawa, przygotowującego się do nowego ligowego sezonu. Obaj brali udział w mistrzostwach Europy, w których reprezentacja zajęła trzecie miejsce. Mecz o brąz z Serbami był ostatnim pod wodzą Vitala Heynena. Jak kadrowicze zapamiętają Belga? Czy najbliższy rok będzie przełomowy dla Projektu Warszawa i kto wzmocni pozycję libero w reprezentacji, gdy obejmie ją nowy selekcjoner?

Radio dla Ciebie: - Czy Vital Heynen był najlepszym selekcjonerem kadry odkąd pan w niej gra? Debiutował pan w 2013 roku, jeszcze za kadencji Andrei Anastasiego.


Damian Wojtaszek, libero Projektu Warszawa i reprezentacji Polski: - Nie można tego stwierdzić z pełnym przekonaniem. Każdy trener był inny, każdy z trenerów miał coś w sobie. Vitala wyróżniała swoboda, zarówno w prowadzeniu treningu jak i po zajęciach. Każdy z nas mógł spędzać czas wolny wedle uznania.

- Bolała pana nieobecność w Tokio?

- Po to się trenuje i gra 15 lat w PlusLidze, żeby jechać na igrzyska olimpijskie, nie wspominając o medalu. Vital wybrał Pawła Zatorskiego i tyle. Taka jest kolej rzeczy, taki jest sport. Nie wróżę sobie gry na IO, za trzy lata może być już dla mnie za późno. Pozostaje wykonanie dobrej roboty w klubie.

- Krytykę po porażce na igrzyskach można uznać za uzasadnioną - aspiracje kadry sięgały medalu, a zespół odpadł w ćwierćfinale. Ale jak pan wytłumaczy krytykę po trzecim miejscu na mistrzostwach Europy? Oczekiwania kibiców wobec was są wygórowane?

- Co do igrzysk, nie chcę o nich mówić, bo mnie tam nie było. Jeśli chodzi o ME, w półfinale ze Słowenią zaważyły tak naprawdę dwie piłki. Rywale wyszarpali to zwycięstwo. W meczu o brąz z Serbią zagraliśmy po prostu z uśmiechami na twarzach.

- Przed reprezentacją mistrzostwa świata, przystąpicie do turnieju jako obrońcy tytułu. Inny wynik niż miejsce na podium będzie odbierane jako rozczarowanie?

- Nikt na razie o tym nie myśli. Za nami trudny okres reprezentacyjny. Nie wiemy, kto będzie trenerem, jakie decyzje personalne podejmie. Dużo może się zmienić, kilku zawodników być może już nie będzie. Sport pokazuje, że mimo dobrego przygotowania, dobrego nastroju, czasem nie wychodzi. Nikt nam jednak nie odbierze dwóch tytułów wywalczonych w ostatnich latach.

- Jak to się stało, że ponad 15 lat temu trafił pan z Dolnego Śląska na warszawską Wolę?

- Zaryzykowałem. Szanse na wybicie się w tak małej miejscowości jak Milicz były niewielkie. Miałem kilka innych możliwości, ale Warszawa była najlepszym "strzałem", bo udało mi się w wieku juniorskim zadebiutować w ekstraklasie. Prowadził mnie wówczas trener Krzysztof Felczak, u którego zaczynałem na Woli. Żadnego wyboru nie żałuję. Po paru latach spędzonych poza stolicą - wróciłem. Czujemy się tu z żoną bardzo dobrze.

- Jak pan wspomina ostatni czas niepewności w klubie? Najpierw ze wsparcia wycofało się ONICO, później Orlen. Nie myślał pan o odejściu?

- Nie wiedzieliśmy co będzie z drużyną i tak naprawdę sytuacja powtarzała się co roku. Nie życzę nikomu takich przeżyć. Cały czas ryzykowałem tym, że może się nie udać, ale chciałem zostać. Liczę na to, że ten sezon będzie przełomowy. Chcemy skupić się tylko na siatkówce, a nie na tym, czy przelew dotrze. Zrobiliśmy dobrą robotę w ubiegłym sezonie zdobywając brązowy medal.

- W obliczu tego co pan mówi, na co stać Projekt Warszawa w tym sezonie?

- Chcemy dać radość kibicom, chcemy zapełnić Torwar, chcemy cieszyć się grą. To może nam dać medal.

- Chce pan zakończyć karierę w Warszawie?

- Czuje się bardzo dobrze. Planuję pograć parę dobrych lat w Warszawie... ale zobaczymy, co się wydarzy w najbliższy czasie.

- Andrzej Wrona ponad dwa lata temu mówił w rozmowie z nami o Kubie Kochanowskim jako przyszłym filarze kadry na środku. Widzi pan następców na pozycji libero?

- Są tacy. Widzę Kubę Popiwczaka, który spisuje się wyśmienicie. Zaczynał w Jastrzębiu pod moimi skrzydłami, po tym jak odszedłem, grał jako pierwszy libero. W najbliższym czasie prawdopodobnie wskoczy do reprezentacji. Jest jeszcze kilku innych kandydatów.

- Jest pana zdaniem różnica w metodach pracy szkoleniowców z Polski i z zagranicy?

- Ostatniego trenera z Polski miałem w Asseco Resovii, to był Andrzej Kowal. To były inne czasy. Nie potrafię odpowiedzieć.

Rozmawiał Paweł Gospodarczyk

Źródło:

RDC

Autor:

PG