Sportowiec Roku, Piotr Nowakowski: dobrze maskuję się z emocjami

  • 30.01.2021 11:21

  • Aktualizacja: 14:11 30.08.2022

Nie lubi się chwalić i tłumi w sobie emocje. Na siatkarskiej emeryturze marzy mu się domek z widokiem na morze. Gdyby nie był siatkarzem, być może grałby w koszykówkę. Piotr Nowakowski, Sportowiec Roku 2020 na Mazowszu, w wywiadzie dla Radia dla Ciebie mówi o swoim prywatnym życiu i początkach kariery.
Piotr Nowakowski został wybrany Sportowcem Roku 2020 na Mazowszu. Siatkarz Vervy Warszawa i reprezentacji Polski zwyciężył w II plebiscycie „Magazynu Sportowego” Radia dla Ciebie. Za nami uroczysta gala, podczas której poznaliśmy wyniki głosowania słuchaczy. Za pośrednictwem strony www.rdc.pl internauci wybierali spośród jedenastu kandydatów.

Z siatkarzem rozmawiał dziennikarz sportowy Radia dla Ciebie, Łukasz Starowieyski.

Jaki był dla Ciebie ten rok 2020?

Był troszkę zawodem, chyba tak samo jak dla wszystkich innych sportowców i ludzi, których dotknęły skutki pandemii. Jestem bardzo niezadowolony z tego, jak to się wszystko potoczyło. Najbardziej żal mi chyba odwołanych igrzysk olimpijskich, na które przygotowywałem się dość mocno, i które musiały zostać odwołane i przełożone na kolejny rok. Trzymam mocno kciuki, żeby ten rok 2021 okazał się lepszy od poprzedniego.

Tym bardziej zawód, że mieliście przywieźć złoto.

Już byśmy byli przez rok mistrzami olimpijskimi, a tak musimy nasze plany przełożyć.

Sam przeszedłeś chorobę COVID-19 w listopadzie. Jaka ona jest dla wyczynowego sportowca?

Słysząc o tym, jak różnie ludzie przechodzą tą chorobę, spodziewałem się, że być może przejdę ją łagodnie, może nawet bezobjawowo. Okazało się jednak, że mój organizm musiał troszkę powalczyć. Zmagałem się z wysoką temperaturą, bólami głowy, dość mocnym bólem w dolnych partiach pleców. To dość znacznie uniemożliwiało mi poruszanie się. Nie było więc też mowy o jakichkolwiek ćwiczeniach, które mógłbym wykonywać w pokoju, w którym byłem odizolowany od reszty rodziny. Te 10 dni spędzone praktycznie w samotności, bez możliwości jakiegokolwiek kontaktu było dla mnie ciężkim okresem, jak dla każdego chyba sportowca.

Tym bardziej, że musiałeś być odizolowany od swojej żony i córeczki, która – jak słyszałem – jest oczkiem w głowie tatusia.

Tylko na znaczną odległość mogliśmy czasem porozmawiać. To było naprawdę przykre.

Jak długo dochodziłeś do formy sportowej po tej chorobie?

Zajęło mi to około 4-5 tygodni. W międzyczasie musiałem niestety rozgrywać spotkania w ramach Plus Ligi i Ligi Mistrzów. Niestety, forma którą prezentowałem, była daleka od zadowalającej mnie. Byłem troszkę zawiedziony tym, jak to się toczy. Całe szczęście, po miesiącu, mogłem w końcu powiedzieć, że forma którą prezentuję jest zadowalająca. Teraz, po dwóch miesiącach, czuję się tak jak rok temu, kiedy przygotowywałem się do igrzysk olimpijskich. Czuję się w formie, dążącej prawie do doskonałości, która może mnie zadowolić prawie w stu procentach.

To bardzo istotne w kontekście reprezentacji Polski i igrzysk olimpijskich. One, co prawda za pół roku, ale my kibice już na pewno o tym myślimy. Sięgnąłbym teraz głębiej w Twoje życie, jak rozpoczęła się Twoja kariera sportowa?

Już po maturze. Wtedy możemy mówić o jakiejkolwiek karierze. Wcześniej, moja przygoda z siatkówką rozpoczęła się w mojej małej rodzinnej miejscowości, w Międzynieborowie. Tam nauczycielem wychowania fizycznego był, niestety nieżyjący już, pan Józef Adamczyk. Był wielkim pasjonatem i miłośnikiem siatkówki. To on pokazał mi piękno tego sportu. Później były pierwsze SKS-y, treningi w miejscowej drużynie. W liceum miałem już okazję grać w warszawskiej lidze szkolnej. Na jednym z tych meczów zostałem zauważony przez trenera klubu sportowego Metro Warszawa. Zacząłem tam grać, spędziłem tam dwa sezony. Wtedy otworzyły się wrota do kariery profesjonalnej, trafiłem do klubu AZS Częstochowa. W tamtym czasie była to tak zwana kuźnia siatkarskich talentów. Miałem dużo szczęścia, że trafiłem na wspaniałych trenerów i zawodników, grających wtedy w tej drużynie. To dość mocno pokierowało moja dalszą karierą.

Zostałeś zawodowym siatkarzem. Czy kiedyś myślałeś, żeby mieć inny zawód? Kim byś chciał być, jeżeli byś nie był siatkarzem? Strażakiem?

Pewnie, jak każdy mały chłopak, jakieś zafascynowanie mundurem miało miejsce. Myślałem też jednak o byciu sportowcem. Może nie w stronę siatkówki, a raczej koszykówki. Lubiłem też uprawiać tę dyscyplinę na lekcjach wychowania fizycznego. Może trochę piłka nożna, oczywiście oglądało się te mecze w telewizji, zawsze chciałem kopać w piłkę. Wyszło jednak, że zostałem siatkarzem.

Całe szczęście dla dyscypliny i dla Ciebie.

Pewnie, że szczęście. Jakoś mi tak trudno siebie wyobrazić siedzącego za biurkiem w korporacji, czy robiącego jakieś różne inne rzeczy. Myślę, że z siatkówką idzie mi naprawdę dobrze.

Uprawiasz jakieś inne sporty? Poza siatkówką? Mówisz, że lubiłeś koszykówkę.

W stu procentach poświęciłem się jednej dyscyplinie. Staram się też, mimo wszystko, nie ryzykować. Wiadomo, że inne sporty też mogą być kontuzjogenne. Staram się nie narażać zdrowia, wszystko podporządkowuje siatkówce. Z dyscyplin pozasportowych, lubię grać w różne dziwne gry z moją córeczką. To jest inna forma spędzania czasu.

Wielu sportowców spędza czas przed konsolą do gier.

Nie. To jest nowy wynalazek. Można pokazać dziecku, że jest taki świat elektroniczny i spędzić tam parę minut w tygodniu. Nie polecam jednak, żeby siedzieć przed taką konsolą zbyt długo. Staram się uczyć dziecko, żeby się nie przyzwyczajała do takich czynności, że są inne formy spędzania czasu.

Skoro mówimy o córce, to jeśli mogę zapytać o życie prywatne. Gdzie, i jak mieszkasz? Przy Twoim wzroście, sufity są wysokie?

Mieszkamy w Gdańsku, moja żona pochodzi z tego miasta. Ja też zdążyłem już pokochać je. Bywałem tam od 11 lat, mieszkam od prawie czterech. Mieszkamy niedaleko morza, 10 minut spacerkiem. Faktycznie mamy dość wysokie to mieszkanie, wysokie drzwi. Dzięki temu, przy każdym przejściu przez nie, nie muszę się pochylać. Jest dostosowane do mnie (śmiech). Moja żona nie jest wysoka, ma 1,63 m wzrostu, przez to trochę narzeka na wysokie blaty, ale już się przyzwyczaiła. Dzięki temu, mi jest trochę wygodniej gotować w kuchni.

Czyli po skończeniu kariery nie zamieszkasz w miejscu, gdzie się wychowałeś i gdzie rozwinęła się Twoja kariera, czyli w Warszawie? Jednak Gdańsk?

Raczej tak, aczkolwiek nigdy nie mówię nigdy. Teraz, gdy pracuje się w innym mieście, mieszkanie jest dobrym rozwiązaniem, bo nie trzeba za bardzo wokół niego pracować. Kiedy jednak przejdę na siatkarską emeryturę, marzy mi się własny domek z ogródkiem.

Z widokiem na morze.

Byłoby pięknie. Nie wiem czy takie miejsca są jeszcze dostępne w Polsce.

Stosujesz jakąś dietę specjalną?

Tak, jestem do tego zmuszony. Od dwóch, albo trzech lat nie mogę jeść glutenu. Moja dieta jest ściśle bezglutenowa.

Ale podobno, dzięki temu, zniknął przydomek „blada twarz”.

Tak. Pojawił się w moim ciele wyższy poziom żelaza, nabrałem też kolorów.

Mam jeszcze jedno pytanie. Jak opisałbyś siebie w pięciu słowach?

W pięciu?

Może być sześć, albo cztery. Nawet jedno, jeżeli będzie kluczowe.

(Śmiech) Ciężkie pytanie. Jestem raczej osobą, nielubiącą się chwalić, ani nielubiącą mówić zbytnio na swój temat.

To ja bym przytoczył takie określenie „oaza spokoju”. Nawet na boisku, gdzie jest tyle emocji.

Zewnętrznie, może i tak. Staram się tłumić w sobie te emocje. Aczkolwiek, w środku czasem naprawdę dość mocno wrze. Czasem, są więc to tylko pozory. Widocznie dobrze się z emocjami maskuję.

Piotrek, życzę Ci tego, czego sobie my wszyscy życzymy i ty pewnie też, złotego medalu w Tokio.

Tak, to jest moja ostateczna sportowa ambicja, którą chciałbym spełnić w tym roku. Mam nadzieję, a jeśli się nie uda, to na kolejnych igrzyskach.

Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.

Źródło:

RDC

Autor:

Łukasz Starowieyski/mnd