Jarosław Kaczyński zeznawał przed komisją ds. wyborów korespondencyjnych

  • 24.05.2024 11:23

  • Aktualizacja: 18:16 24.05.2024

W piątek po godz. 10 sejmowa komisja ds. wyborów korespondencyjnych rozpoczęła posiedzenie. Przesłuchiwała na nim prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Zdaniem szefa komisji Dariusza Jońskiego (KO) mimo, że Kaczyński nie był wówczas w rządzie, to podejmował decyzje ws. wyborów korespondencyjnych.

Przed komisją ds. wyborów korespondencyjnych zeznawał prezes PiS Jarosław Kaczyński. Zdaniem szefa komisji Dariusza Jońskiego (KO) mino, że Kaczyński nie był wówczas w rządzie, to podejmował decyzje ws. wyborów korespondencyjnych.

Szef komisji zwrócił uwagę, że zeznania kolejnych świadków świadczą o roli politycznej Kaczyńskiego w tej sprawie. - My dlatego zbieramy te wszystkie opinie, żeby zapraszając Jarosława Kaczyńskiego mieć do niego konkretne pytania - zaznaczył Joński.

Wiceszef komisji Jacek Karnowski (KO) powiedział w czwartek w Studiu PAP, że będzie pytał Kaczyńskiego przede wszystkim o podejmowane na ul. Nowogrodzkiej (siedziba PiS w Warszawie) decyzje polityczne, które miały doprowadzić do przeprowadzenia wyborów w nowym trybie. Dodał, że będzie to ostatni świadek. Jednak, jak zaznaczył, jeśli w czasie tworzenia raportu okaże się, że warto kogoś dodatkowo przesłuchać, to "komisja zostawiła sobie taką furtkę".

Kaczyński pojawiał się w zeznaniach świadków, którzy stanęli już przed komisją, m.in. jako uczestnik spotkania polityków PiS i Porozumienia w willi przy ul. Parkowej, gdzie dyskutowano o wyborach korespondencyjnych.

Europoseł PiS Adam Bielan zeznał przed komisją, że rozmawiał z Kaczyńskim na temat wyborów pod koniec marca 2020 r. i z ówczesnym wicepremierem Jarosławem Gowinem. Dopytywany o szczegóły rozmowy z prezesem PiS, Bielan powiedział, że rozmawiał z nim przez telefon w godzinach wieczornych. - Przekazałem szczegółowe informacje o tym, że odbyły się wybory (w sposób korespondencyjny) w Bawarii i powiedziałem, że po rozmowie z Jarosławem Gowinem uważam, że należy poważnie rozważyć możliwość przeprowadzenia wyborów w podobny sposób w Polsce - podkreślił europoseł PiS.

Z kolei b. wicepremier w rządzie PiS Jarosław Gowin zeznał, że Jarosław Kaczyński konsekwentnie dążył do przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych. - Aż do momentu w którym doszedł do przekonania, że sprzeciw mój i części posłów Porozumienia spowoduje podtrzymanie senackiego weta do ustawy o wyborach kopertowych. Wtedy Jarosław Kaczyński w rozmowie ze mną przychylił się do wycofania się z pomysłu wyborów kopertowych - mówił Gowin. Dodał, że było to "bodajże 5 albo 6 maja" 2020 r.

Kaczyński po wypowiedzeniu pełnej przysięgi, złożył wniosek o swobodną wypowiedź. Przewodniczący komisji Dariusz Joński (KO) odmówił mu prawa do wypowiedzi. Kaczyński odwołał się od decyzji Jońskiego. W wyniku głosowania komisja odrzuciła odwołanie.

„Wybory nie odbyły się przez PO”

Szef komisji Dariusz Joński pytał Kaczyńskiego o to, jaką rolę w przygotowaniach wyborów korespondencyjnych odegrała ówczesna marszałek Sejmu Elżbieta Witek.

- Ja muszę jednak stwierdzić, że faktycznie ta komisja działa na zasadzie, którą łagodnie mówiąc można określić jako paradoksalną. To znaczy pełną stuprocentową winę za to, że te wybory się nie odbyły ponosi Platforma Obywatelska i przedstawiciele partii, która dzisiaj rządzi, która tutaj stanowi większość - podkreślił szef PiS.

Dopytywany o rolę marszałek Witek Kaczyński powiedział, że „decyzja została podjęta w sytuacji, w której mieliśmy do czynienia już z bardzo poważnym zagrożeniem życia i zdrowia obywateli jednocześnie bezwzględnym obowiązkiem konstytucyjnym przeprowadzenia wyborów”.

I - jak dodał - „w pewnym momencie doszły do mnie informacje o tym, że w kilku krajach np. w Bawarii przeprowadzono wybory korespondencyjne i w tej sytuacji sam - nie ukrywam - doszedłem do wniosku i inni też do tego wniosku doszli, że to jest dobre rozwiązania także dla Polski”.

Kto miał nadzorować wybory?

Podczas piątkowego przesłuchania przed sejmową komisją ds. wyborów korespondencyjnych szef PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że nie wie, kto w rządzie został wyznaczony bezpośrednio do nadzorowania sprawy planowanych na maj 2020 r. wyborów.

Podkreślił również, że wiedza o tym, by zorganizować je w tym trybie, dochodziła do niego z "rożnych źródeł". - Być może, że wśród nich były jakieś wypowiedzi Adama Bielana - dodał, wskazując jednak, że przeprowadzona z nim rozmowa telefoniczna w tej sprawie "z punktu widzenia podejmowania decyzji" nie miała "żadnego znaczenia".

Podczas posiedzenia przywołano słowa Kaczyńskiego z wywiadu w "Sieci", w którym mówił, że decyzja o tym, by przeprowadzić wybory w trybie korespondencyjnym, była jego osobistą decyzją. Wypowiedź tę konfrontowano ze wcześniejszymi zeznaniami b. wicepremiera Jarosława Gowina, który stwierdził, że pomysłodawcą wyborów w takim trybie był Adam Bielan, oraz b. premiera Mateusza Morawieckiego, który powiedział, że decyzję w tej sprawie podjęto na Nowogrodzkiej.

Kaczyński stwierdził wówczas, że "coraz bardziej zastanawia się nad sensem tego przesłuchania". - Pan najwyraźniej niczego nie jest w stanie pojąć. Ja mówiłem o swojej wewnętrznej decyzji (ws. przeprowadzenia wyborów - red.). Tak, taką wewnętrzną decyzję, że to jest dobre rozwiązanie, podjąłem, a jeżeli chodzi o posiedzenie gremium politycznego, czy był to Komitet Polityczny - bo rzeczywiście odbywa się on na drugiej piętrze na Nowogrodzkiej - czy jakieś inne, doraźnie zwołane ciało (...) - w tej chwili sobie tego nie przypominam - mówił.

Dopytywany później o tę samą kwestię, Kaczyński powtórzył, że nie potrafi wskazać dokładnego miejsca i czasu, w jakim została podjęta decyzja ws. wyborów.

Wcześniej szef PiS przyznał, że nie jest dumny z tego, że zeznaje przed komisją, ponieważ jego zdaniem jest ona "w istocie nielegalna" i działa w sposób "zupełnie sprzeczny z konstytucją". Wytykał też Jońskiemu, że przerywa mu zeznania.

Kto podjął decyzję o wyborach?

Prezes PiS odpowiadał m.in. na pytanie, kto podjął decyzję ws. przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych i był odpowiedzialny za wykonanie tej decyzji. Jarosław Kaczyński zeznał, że nie pamięta, kto był w gremium podejmujących decyzję o przeprowadzeniu wyborów w formie korespondencyjnej.

Wskazał, że za przeprowadzenie operacji w sensie technicznym odpowiedzialny był rząd i premier, ponadto - jak mówił – „osobą, która miała dużo zadań do wykonania”, był szef KPRM Michał Dworczyk. - Były też osoby z obsługi prawnej, eksperci zewnętrzni; chodziło o dochowanie odpowiedniej staranności, by działania były zgodne z prawem i to było to gremium podstawowe - powiedział prezes PiS. Gdy zaczął mówić o zleceniu Poczcie Polskiej zadań zmierzających do przygotowania wyborów korespondencyjnych, zauważył, że szef komisji Dariusz Joński podważał powierzenie tej roli Poczcie, choć - zdaniem prezesa PiS - było to oczywiste.

Wiceprzewodniczący Jacek Karnowski zwrócił mu uwagę, że jako były wicepremier nie powinien oceniać innych posłów. - Ja właśnie jako były premier może bardziej niż inni mogę oceniać posłów - odpowiedział Kaczyński.

Zeznał, że nie pamięta, czy ustawa ws. wyborów korespondencyjnych była rządowa czy poselska, gdyż nie zajmował się tym bezpośrednio. Przekazał, że nie zna opinii ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego nt. przeprowadzenia wyborów w formie korespondencyjnej.

Kaczyński odniósł się też do zastrzeżeń Jarosława Gowina, wówczas wicepremiera. Jak stwierdził, Gowin zaczął wysuwać „absurdalną konstytucyjnie” koncepcję, by wybory zostały odłożone, a kadencja prezydenta została przedłużona o dwa lata. Zdaniem prezesa PiS, ta propozycja łączyła się prawdopodobnie z jakimiś planami politycznymi.

Mówiąc o zawartym z Gowinem porozumieniu ws. nieważności wyborów i - wobec ich nieodbycia - ogłoszenia przez marszałek Sejmu nowych w pierwszym możliwym terminie, Kaczyński stwierdził, że nie było już wtedy innego wyjścia. - Trzeba było znaleźć jakieś inne wyjście i to wyjście zostało znalezione, chociaż w moim przekonaniu stało się bardzo źle - stwierdził Kaczyński.

„Wprowadzenie stanu nadzwyczajnego byłoby nadużyciem prawa”

Zeznając przed sejmową śledczą ws. przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych w 2020r, lider PiS powiedział, że nie rozważał wprowadzenia stanu nadzwyczajnego ponieważ wówczas "mielibyśmy do czynienia ze stanem, który naprawdę mógłby być podstawą do różnego rodzaju działań prawnych wobec tych, którzy tego prawa nadużywają" - wskazał, odpowiadając na pytania Bartosza Romowicza (Polska 2050- TD).

Podkreślał, że w sytuacji światowej pandemii, wybory korespondencyjne były opcją znacznie bezpieczniejszą niż takie, które wymagałyby bezpośredniego kontaktu.

Kaczyński nie podzieli również wątpliwości Romowicza, który dopytywał, czy wybory korespondencyjne spełniały konstytucyjne warunki powszechności, równości, bezpośredniości i tajności.

- W tej nadzwyczajnej sytuacji takie wybory byłyby w moim przekonaniu - i mówię to jako prawnik - były powszechne w takim wymiarze, jaki był wówczas możliwy do przeprowadzenia - powiedział.

Pytany o orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, który uznał legalność wyborów, prezes PiS powiedział, że" uznaje jego treść" i jest ono "niepodważalne". Przyznał też, że znał wydających orzeczenie sędziów TK m.in. Stanisława Piotrowicza i Julię Przyłębską. Romowicz zwrócił uwagę, że orzeczenie TK zostało wydane na podstawie artykułu, który w chwili wydawania przestał obowiązywać, szef PiS powiedział, "że artykuł ten był w obiegu prawnym".

Kaczyński powiedział też, że nie podziela opinii, że nakaz udostępnienia Poczcie Polskiej danych wrażliwych wyborców przez samorządy było złamaniem przepisów o ochronie danych osobowych. Prezes PiS wskazał, że samorządy nie są władzą oddzielną. Podkreślił też, że przepisy o ochronie danych osobowych, są z całą pewnością niższej rangi niż konstytucja.

Szef PiS kilkakrotnie podczas piątkowego przesłuchania wypowiadał się na temat komisji śledczej. Uznał, że powinna ona zawiesić swoją działalność, ponieważ "podejmowane przez nią działania mają charakter polityczny, czysto wyborczy", a ponadto łamie konstytucję.

Zapytany, który konkretnie zapis ustawy zasadniczej został złamany, tłumaczył, że konstytucja opiera się na (...) zasadach, że podstawą działań są fakty, czyli prawda, natomiast państwo tę zasadę całkowicie odwrócili - powiedział prezes PiS.

Wyraził też oburzenie, posądzeniem PiS o związki z Rosją, został jednak uciszony przez przewodniczącego Jońskiego.

„Działanie Senatu to było nadużycie prawa”

 W trakcie przesłuchania Waldemar Buda z PiS pytał Kaczyńskiego m.in. czy była jakakolwiek inna droga konstytucyjna przeprowadzenia wyborów w konstytucyjnym terminie. - Nie było takiej możliwości i próba - niestety udana - uniemożliwienia takich wyborów jest deliktem konstytucyjnym - odparł szef PiS.

Kaczyński był też pytany o postawę Senatu, jeśli chodzi o ustawę dotyczącą przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych. - Było oczywiste, z resztą to była praktyka Senatu stosowana dużo wcześniej, praktyka obstrukcji, natomiast w tym wypadku ona miała charakter skrajny. Wykorzystano cały czas w trakcie którego Senat może podjąć decyzje - odpowiedział.

Jak dodał podstawą złej woli Senatu były względy czysto partykularne, a nie względy odnoszące się do interesu obywateli czy konstytucji.

Dopytywany przez Budę, czy tę sytuację można ocenić jako nadużycie prawa, Kaczyński potwierdził. - Można tak nazwać. To z resztą dotyczy całego tego działania, które było prowadzone, tylko że ono w dużej mierze było prowadzone w sposób całkowicie bezprawny. W wypadku Senatu było to nadużycie prawa, chociaż w sensie formalnym prawo nie zostało złamane - ocenił Kaczyński.

Kwestię Senatu kontynuowała Magdalena Filiks. Posłanka KO pytała, czy świadek zakładał, że Senat swój konstytucyjny 30-dniowy termin wykorzysta w sprawie tej ustawy.

- Nie, ja sądziłem jednak, że jest coś takiego jak sumienie w polityce i że w związku z tym Senat jednak nie będzie w tym wypadku stosował obstrukcji. No, okazało się, że to sumienie nie działa - odpowiedział Kaczyński.

Filiks pytała co to za różnica, czy ustawa wróciłaby z Senatu trzy dni wcześniej, skoro Zjednoczona Prawica i tak nie miała większości, aby przyjąć poprawki w Sejmie. Zdaniem Kaczyńskiego faktycznie gdyby były to trzy dni, to nie miałoby znaczenia, ale "gdyby przyszło 23 dni wcześniej był to zupełnie możliwe".

„Wizja mojej bezwzględnej władzy, jeżeli chodzi o decyzje w PiS jest tworem propagandowym”

Magdalena Filiks z KO pytała szefa PiS dlaczego nie zwołano posiedzenia Sejmu tuż po tym jak ustawa dotycząca przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych wróciła z Senatu, a materiały wyborcze były już gotowe.

- Uznano, że wobec bardzo krótkiego czasu i całej tej obstrukcyjnej operacji, która przecież miała też oddziaływanie na opinię publiczną, tego rodzaju wybory już nie mogą być w sposób efektywny przeprowadzone - odparł Kaczyński.

Filiks pytała też prezesa PiS o kwestię umów z Pocztą Polską i Państwową Wytwórnią Papierów Wartościowych ws. przygotowania wyborów. - Jedna decyzja pana premiera zawierała polecenie Poczcie do przygotowania, a dwóm ministrom polecenie zawarcia umów. Czy mógłby powiedzieć nam, jako szef partii i osoba - wiadomo - decyzyjna, dlaczego ci ministrowie wypowiedzieli posłuszeństwo premierowi i nie zawarli tych umów? - pytała Filiks. - To jest pytanie do nich, a nie do mnie - odparł Kaczyński.

- Ale wszyscy zdajemy sobie sprawę jednak, że decyduje pan o tym, co się dzieje w pana partii. To pan decyduje, kto będzie premierem, ile będzie premierem, kto będzie ministrem; to pan podejmuje wszystkie takie istotne decyzje - zaznaczyła posłanka KO.

- Cała ta wizja mojej bezwzględnej władzy, całkowitej, niepodważalnej, niedyskutowalnej władzy, jeżeli chodzi o moje decyzje w partii Prawo i Sprawiedliwość jest po prostu pewnym tworem propagandowym, który zresztą prawdopodobnie jest pewną projekcją sytuacją w partii konkurencyjnej. Natomiast u nas tak po prostu nie jest - przekonywał Kaczyński.

Filiks zauważyła, że niepodpisanie wskazanych umów rodziło konsekwencje prawne oraz pytała, kto odda Poczcie Polskiej pieniądze za przygotowanie wyborów.

- (...) pani oczywiście też; mam nadzieję, że przyjdzie taki moment, że PO rzeczywiście będzie musiała oddać te pieniądze - powiedział Kaczyński. - Czy pan mnie straszy? - dopytywała posłanka Filiks. - Ja pani nie straszę - zaznaczył szef PiS.

- Ale co pan jest wróżką, czy pan mnie straszy? - dopytywała posłanka KO. - Nie jestem wróżką, ja tylko uważam, że przyjdzie taki czas, w którym ten czas, który w tej chwili trwa zostanie odpowiednio rozliczony - odpowiedział Kaczyński.

„Wybory korespondencyjne to był mój pomysł”

Agnieszka Kłopotek (PSL) pytała Kaczyńskiego o jego wypowiedź z 24 maja 2021 r., który w rozmowie z tygodnikiem "Wprost" powiedział: "Wtedy pomysł powstał, nie ukrywam, że mój, żeby zrobić coś takiego jak w Bawarii i w Kanadzie, czyli przeprowadzić wypory korespondencyjne".

Posłanka PSL spytała czy podtrzymuje, że był to pomysł Kaczyńskiego. - To był pomysł, do którego się całkowicie przyznaję. Natomiast pomysł nie był mój w tym sensie, że powstał w innych krajach. Nie wiem, kiedy raz pierwszy przeprowadzono takie wypory. Przynajmniej sobie tego nie przypominam, ale kiedy ten pomysł ktoś mi tutaj przekazał, to ja go przyjąłem. W tym sensie był mój pomysł - odpowiedział Kaczyński.

Kaczyński pytany o negatywną opinię b. ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego na temat przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych zeznał, że w ogóle nie wiedział, że Szumowski miał negatywną opinię na temat tych wyborów.

Pytany zaś o zeznania b. posła Porozumienia Michała Wypija powiedział, że jego ugrupowanie przeciwstawiało się wtedy przeprowadzeniu wyborów i że posłowie Porozumienia byli zapraszani na Nowogrodzką na rozmowy które, "dotyczyły tego, za ile zmienią zdania Posłowie porozumienia, żeby poprzeć wybory korespondencyjne". Kaczyński skomentował te zeznania jako "wyjątkowo bezczelne kłamstwo".

- Ja miałem jedno spotkanie, ale z całą grupą osób, które były w Porozumieniu. To było we wczesnej fazie tej sprawy. W trakcie tego spotkania stawała sprawa wyborów rzeczywiście. I w szczególności pan poseł i profesor Maksymowicz rzeczywiście prezentował taki pogląd, że czeka nas straszliwe nieszczęście. No i że w związku z tym, czego nie jestem pewien, czy już to wtedy padało, należy po prostu przedłużyć kadencję prezydenta - zeznawał.

- Chcę powiedzieć, że nic nie wiem o tym, ale rozumiem, że ktoś zapraszał wszystkich posłów Porozumienia oddzielnie, na jakieś rozmowy o Polsce i że tam dochodziło do jakiegoś szantaży - powiedział.

Pytany też o rzekome groźby b. szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego wobec Wypija, na spotkaniu w willi przy ul. Parkowej, gdzie Kamiński, jak przytoczyła Kłopotek powiedział: "że oni, czyli to posłowie Porozumienia powinni zostać zniszczeni, że nasza działalność jest antypaństwowa i że za to odpowiemy", Kaczyński powiedział, że nie słyszał tych słów. Dodał, że znając Kamińskiego, to nie sądzi, żeby takich słów użył.

Kłopotek pytała też o zeznania Wypija według których on i jego rodzina była zastraszana. W ocenie Kaczyńskiego, "to jest część opowieści ludzi, którzy, tak mi się wydaje, (...) którzy przegrali w sposób, można powiedzieć, komiczny, zabawny, kompromitujący, bo po prostu się mszczą albo być może nawet ich pamięć działa w taki sposób.

„Dochodziły do mnie informacje o spotkaniach Gowina z opozycją”

Pytany przez przewodniczącego Dariusza Jońskiego (KO), dlaczego marszałek Sejmu Elżbieta Witek była pominięta przy podejmowaniu decyzji o przesunięciu wyborów prezydenckich w 2020 r., Kaczyński odparł, że było pewne gremium polityczne, które podejmowało decyzje i marszałek "w oczywisty sposób" do niego należała.

Mariusz Krystian (PiS) zapytał świadka, czy wiedział o spotkaniach ówczesnego wicepremiera Jarosława Gowina z opozycją, w tym z szefem klubu KO Borysem Budką. Prezes PiS przyznał, że dochodziły do niego takie informacje. Dodał, że nie słyszał o rozmowach Gowina z Budką, ale o spotkaniach pod Warszawą w domu Michała Kamińskiego. "Tam padały ze strony opozycji propozycje wobec Gowina co do jego przyszłej znaczącej roli politycznej, gdyby uczestniczył w unieważnieniu wyborów. To nie były informacje, które mógłbym uznać jako stuprocentowe pewne, ale po latach mogę powiedzieć, że tego rodzaju akcja ze strony Gowina trwała, ale zakończyła się niepowodzeniem" - mówił Kaczyński. Jego zdaniem, mogło chodzić o funkcję marszałka, a nawet premiera dla Gowina.

Pytania Anity Kucharskiej-Dziedzic (Lewica), m.in. czy mówić do niego "osoba wezwana", jak to zapisano w ustawie o komisji śledczej, wyprowadziły prezesa PiS z równowagi. "To jest robienie sobie komedii i jeśli pani tak będzie zadawać pytania, to ja nie będę na nie odpowiadał" - zareagował Kaczyński.

Jego zdaniem, niewłaściwy był też podniesiony głos i sposób zadawania pytań przez Kucharską-Dziedzic. Zagroził też opuszczeniem posiedzenia komisji. Potem dodał, że zostanie na komisji, by odpowiedzieć na pytania m.in. posłów PiS. Ocenił też, że od momentu, gdy odmówiono mu możliwości wygłoszenia swobodnej wypowiedzi posiedzenie jest nielegalne.

Na pytanie Magdaleny Filiks (KO), dlaczego bierze udział w czymś, co uważa za nielegalne, odparł "z dobroci serca".

Kucharska-Dziedzic pytała też, czy ówczesny premier Mateusz Morawiecki konsultował z nim organizację wyborów w formie korespondencyjnej i sposób rekompensaty dla Poczty Polskiej za koszty związane z przygotowaniem do tych wyborów.

Świadek zeznał, że odbywał spotkania z Morawieckim, ale nie pamięta ich dokładnego przebiegu. Jak przekazał, podstawowe sprawy, o których rozmawiali, odnosiły się do idei przeprowadzenia wyborów i "spraw związanych z dywersją uprawianą przez PO".

Kucharska-Dziedzic zadała też pytanie, czy "Adam Bielan jako rzecznik sztabu Andrzeja Dudy chciał ponad wszystko, by Duda wygrał". "Nie będę odpowiadał na pytania całkowicie niepoważne" - stwierdził Kaczyński.

W pewnym momencie kilku członków komisji, z obu, przeciwnych stron sceny politycznej, mówiło jednocześnie. "Mam dosyć waszego chamstwa" - zwróciła się do posłów PiS Kucharska-Dziedzic.

Przewodniczący komisji Dariusz Joński (KO) powiedział do świadka, że czasem jest prymitywny. "Musi się pan przyzwyczaić, że to nie jest Nowogrodzka, tylko komisja śledcza" - dodał Joński.

W trakcie przesłuchania wiceszef komisji Jacek Karnowski (KO) wnioskował o rozszerzenie porządku posiedzenia. "Będę prosił o rozszerzenie porządku obrad na koniec, bo chciałbym zgłosić wniosek o ukaranie pana świadka i zgłoszenie do komisji etyki poselskiej za nazwanie części mediów +hitlerowskimi mediami+ oraz za obrażanie członków komisji" - powiedział Karnowski.

Z kolei poseł Michał Wójcik (PiS) wnioskował o ukaranie szefa komisji Dariusza Jońskiego (KO). "Ja także chciałbym zgłosić wniosek, żeby ukarać przewodniczącego komisji, który obraził świadka mówiąc +prymityw+" - powiedział Wójcik.

Joński zapowiedział, że te dwa wnioski zostaną rozstrzygnięte

Kiedy raport komisji?

Piątkowym przesłuchaniem Kaczyńskiego komisja ma zakończyć przesłuchiwanie świadków, ale - jak powiedział Dariusz Joński - w razie potrzeby komisja jest gotowa wezwać kolejnych świadków. Raport końcowy komisja planuje przedstawić do końca maja.

Wybory prezydenckie, zgodnie z zarządzeniem marszałek Sejmu z lutego 2020 r., miały odbyć się 10 maja 2020 r. w formule głosowania korespondencyjnego z powodu epidemii COVID-19. Jednak 7 maja Państwowa Komisja Wyborcza poinformowała, że ponieważ obowiązująca regulacja prawna pozbawiła PKW instrumentów koniecznych do wykonywania jej obowiązków, głosowanie 10 maja 2020 r. nie może się odbyć. Ostatecznie wybory odbyły się 28 czerwca (I tura), a głosowano w lokalach wyborczych.

Czytaj też: Prezydent o stanie bezpieczeństwa Polski: trwa odbudowa armii po poprzednich rządach Tuska

 

Źródło:

PAP

Autor:

RDC /PL

Kategorie: