Rody i Rodziny Mazowsza

Rody i rodziny Mazowsza: Witaczkowie - liderzy polskiego jedwabnictwa z Milanówka

  • Piotr Szymon Łoś

  • 02.02.2019
  • 52 min 08 s

Krótki opis odcinka

Witaczkowie - liderzy polskiego jedwabnictwa z Milanówka Dla polskiego przemysłu jedwabniczego rodzina Witaczków nie była znikąd. Janina z Bajkowskich Witaczkowa, żona Stanisława, urzędnika kolejowego, a matka rodzeństwa: Henryka Stefana (1901-1978) i Stanisławy (1897-1965) była bowiem wnuczką Rudolfa Gillema, akcjonariusza Spółki Jedwabniczej, powstałej w Warszawie w 1853 roku. Sama zaś w 1890 roku zrobiła Kurs Jedwabniczy w warszawskim Muzeum Pszczelarstwa. Dla Henryka Stefana Witaczka zaś, przygoda z tą dziedziną wytwórczości rozpoczęła się w Gruzji, gdy podczas zesłania (1914-1921) nauczył się hodowli jedwabników, morwy i produkcji jedwabiu, a następnie rozpoczął pracę w fabryce jedwabiu, zarządzanej przez swego ojca w Tyflisie. Mimo pozycji, jaką zajmował ojciec, Henryk przeszedł wszystkie szczeble: od sprzątania pomieszczeń fabryki po zdobycie umiejętności kierowania ludźmi. Gdy w 1921 roku powrócił z zesłania do kraju, wiedział czego oczekuje i przystąpił do realizacji swego planu. Nie polegał on li tylko na zbudowaniu fabryki, ale – tak jak światli sadownicy w Grójeckiem – na propagowaniu i edukacji innych przyszłych producentów jedwabiu. W założonej przez siebie Doświadczalnej Stacji Jedwabniczej w Milanówku w sumie zorganizował 7 kursów. Działalność rodzeństwa Henryka i Stanisławy Witaczków początkowo nie spotkała się z zainteresowaniem państwa polskiego, dopiero m.in. wizyta prezydenta Ignacego Mościckiego w 1930 roku w stacji jedwabniczej w Milanówku odwróciła ten trend. W literaturze tematu spotyka się opinię, że Henryk Stefan Witaczek (działający zresztą cały czas we współpracy ze swoją siostrą Stanisławą) uosabia wiele cech Wokulskiego. Jest wśród nich przede wszystkim społeczne podejście do robienia interesów, jest empatia w stosunku do ludzi oraz głęboki patriotyzm. W 1939 roku okupanci niemieccy przejmują zarząd nad fabryką, osadzając na miejsce Witaczka komisarza. Ten w 1940 roku nakazał właścicielom milanowskiego jedwabiu przenieść się do Żółwina, majątku z prześlicznym dworem, dotychczas będącym własnością rodziny Natansonów. Henryk Witaczek, mając świadomość, że objął nie swój majątek, przeprowadził skrywaną przed Niemcami, prywatną transakcję kupna tych dóbr od Natansonów, stając się pełnoprawnym już nie tylko fabrykantem, ale i właścicielem ziemskim. To właśnie w tym okresie szczególnie ujawniły się jego patriotyczne i prospołeczne idee, w wyniku których przyjął postawę człowieka służącego pomocą każdemu, kto tylko w czasie okupacji potrzebował wsparcia. Począwszy od Polaków wysiedlonych z Reichu (głównie z Wielkopolski), dzieci Zamojszczyzny, podopiecznych sierocińca (500 dzieci), poprzez zatrudnianie w fabryce i majątku „spalonych”, często żołnierzy AK, aż wreszcie po produkcję preparatu chemicznego, niezbędnego do robienia granatów dla Podziemia, tzw. sidolek. Po II wojnie św. przez krótki czas Henryk Stefan Witaczek mógł normalnie prowadzić swoją stację doświadczalną wraz z produkcją jedwabiu, z czasem jednak władze komunistyczne odebrały mu firmę, aż wreszcie zwolniły ze stanowiska jej zarządzającego. W 1951 roku został aresztowany, zwolniony w wyniku amnestii w 1953 roku. Wyzuty nie tylko z majątku, ale i godności (jednym z zarzutów władzy ludowej była rzekoma kolaboracja z Niemcami, co było ewidentnie nieprawdą), osiadł na wsi pod Mszczonowem, gdzie mimo wszystko z zapałem podjął się innych zajęć, przede wszystkim uprawy warzyw, na czele z kompletnie wówczas w Polsce nieznaną papryką. Zmarł w wyniku nieszczęśliwego wypadku w 1978 roku. Henryk Witaczek był trzykrotnie żonaty, ze związku z pierwszą żoną Wandą miał córkę Beatę (1930-2009), która była architektem wnętrz i artystką plastyczką, uprawiającą malarstwo oraz grafikę. Witaczkowie są przykładem polskiej rodziny – jakich było wiele – która po odzyskaniu upragnionej niepodległości, umiała czas pokoju wykorzystać do budowy własnej pozycji ekonomicznej, firm, a poprzez to do rozwoju młodego, rozwijającego się państwa. Witaczkowie swoją pracę skoncentrowali na terenie Milanówka, działali w środowisku głównie lokalnym. Pomimo: istnienia po wojnie zakładu, pomimo sławy polskiego jedwabiu i próby wskrzeszania jej po 1989 roku, pomimo bogatej literatury naukowej i popularyzatorskiej na ich temat, jak też internetowego muzeum, nie słyszałem, ani nie widziałem pomnika im poświęconego. A przecież dla Milanówka jako społeczności oraz dla polskiego przemysłu jedwabniczego, stanowili elitę. Czy nadal w naszym kraju przedwojenne elity są niewygodne? W audycji o historii rodziny Witaczków opowiadała red. Małgorzata Dygas, dziennikarka „Gazety Bankowej”, popularyzatorka wiedzy historycznej o rodzimej przedsiębiorczości, autorka książki „Perły i perełki Rzeczypospolitej. Prekursorzy, przedsiębiorcy, patrioci” (Warszawa 2019). [gallery ids="265961,265962,265963,265964,265965,265966,265967,265968,265969,265971,265972,265973,265974,265975,265976,265977,265978,265979"]

Opis odcinka

Witaczkowie - liderzy polskiego jedwabnictwa z Milanówka Dla polskiego przemysłu jedwabniczego rodzina Witaczków nie była znikąd. Janina z Bajkowskich Witaczkowa, żona Stanisława, urzędnika kolejowego, a matka rodzeństwa: Henryka Stefana (1901-1978) i Stanisławy (1897-1965) była bowiem wnuczką Rudolfa Gillema, akcjonariusza Spółki Jedwabniczej, powstałej w Warszawie w 1853 roku. Sama zaś w 1890 roku zrobiła Kurs Jedwabniczy w warszawskim Muzeum Pszczelarstwa. Dla Henryka Stefana Witaczka zaś, przygoda z tą dziedziną wytwórczości rozpoczęła się w Gruzji, gdy podczas zesłania (1914-1921) nauczył się hodowli jedwabników, morwy i produkcji jedwabiu, a następnie rozpoczął pracę w fabryce jedwabiu, zarządzanej przez swego ojca w Tyflisie. Mimo pozycji, jaką zajmował ojciec, Henryk przeszedł wszystkie szczeble: od sprzątania pomieszczeń fabryki po zdobycie umiejętności kierowania ludźmi. Gdy w 1921 roku powrócił z zesłania do kraju, wiedział czego oczekuje i przystąpił do realizacji swego planu. Nie polegał on li tylko na zbudowaniu fabryki, ale – tak jak światli sadownicy w Grójeckiem – na propagowaniu i edukacji innych przyszłych producentów jedwabiu. W założonej przez siebie Doświadczalnej Stacji Jedwabniczej w Milanówku w sumie zorganizował 7 kursów. Działalność rodzeństwa Henryka i Stanisławy Witaczków początkowo nie spotkała się z zainteresowaniem państwa polskiego, dopiero m.in. wizyta prezydenta Ignacego Mościckiego w 1930 roku w stacji jedwabniczej w Milanówku odwróciła ten trend. W literaturze tematu spotyka się opinię, że Henryk Stefan Witaczek (działający zresztą cały czas we współpracy ze swoją siostrą Stanisławą) uosabia wiele cech Wokulskiego. Jest wśród nich przede wszystkim społeczne podejście do robienia interesów, jest empatia w stosunku do ludzi oraz głęboki patriotyzm. W 1939 roku okupanci niemieccy przejmują zarząd nad fabryką, osadzając na miejsce Witaczka komisarza. Ten w 1940 roku nakazał właścicielom milanowskiego jedwabiu przenieść się do Żółwina, majątku z prześlicznym dworem, dotychczas będącym własnością rodziny Natansonów. Henryk Witaczek, mając świadomość, że objął nie swój majątek, przeprowadził skrywaną przed Niemcami, prywatną transakcję kupna tych dóbr od Natansonów, stając się pełnoprawnym już nie tylko fabrykantem, ale i właścicielem ziemskim. To właśnie w tym okresie szczególnie ujawniły się jego patriotyczne i prospołeczne idee, w wyniku których przyjął postawę człowieka służącego pomocą każdemu, kto tylko w czasie okupacji potrzebował wsparcia. Począwszy od Polaków wysiedlonych z Reichu (głównie z Wielkopolski), dzieci Zamojszczyzny, podopiecznych sierocińca (500 dzieci), poprzez zatrudnianie w fabryce i majątku „spalonych”, często żołnierzy AK, aż wreszcie po produkcję preparatu chemicznego, niezbędnego do robienia granatów dla Podziemia, tzw. sidolek. Po II wojnie św. przez krótki czas Henryk Stefan Witaczek mógł normalnie prowadzić swoją stację doświadczalną wraz z produkcją jedwabiu, z czasem jednak władze komunistyczne odebrały mu firmę, aż wreszcie zwolniły ze stanowiska jej zarządzającego. W 1951 roku został aresztowany, zwolniony w wyniku amnestii w 1953 roku. Wyzuty nie tylko z majątku, ale i godności (jednym z zarzutów władzy ludowej była rzekoma kolaboracja z Niemcami, co było ewidentnie nieprawdą), osiadł na wsi pod Mszczonowem, gdzie mimo wszystko z zapałem podjął się innych zajęć, przede wszystkim uprawy warzyw, na czele z kompletnie wówczas w Polsce nieznaną papryką. Zmarł w wyniku nieszczęśliwego wypadku w 1978 roku. Henryk Witaczek był trzykrotnie żonaty, ze związku z pierwszą żoną Wandą miał córkę Beatę (1930-2009), która była architektem wnętrz i artystką plastyczką, uprawiającą malarstwo oraz grafikę. Witaczkowie są przykładem polskiej rodziny – jakich było wiele – która po odzyskaniu upragnionej niepodległości, umiała czas pokoju wykorzystać do budowy własnej pozycji ekonomicznej, firm, a poprzez to do rozwoju młodego, rozwijającego się państwa. Witaczkowie swoją pracę skoncentrowali na terenie Milanówka, działali w środowisku głównie lokalnym. Pomimo: istnienia po wojnie zakładu, pomimo sławy polskiego jedwabiu i próby wskrzeszania jej po 1989 roku, pomimo bogatej literatury naukowej i popularyzatorskiej na ich temat, jak też internetowego muzeum, nie słyszałem, ani nie widziałem pomnika im poświęconego. A przecież dla Milanówka jako społeczności oraz dla polskiego przemysłu jedwabniczego, stanowili elitę. Czy nadal w naszym kraju przedwojenne elity są niewygodne? W audycji o historii rodziny Witaczków opowiadała red. Małgorzata Dygas, dziennikarka „Gazety Bankowej”, popularyzatorka wiedzy historycznej o rodzimej przedsiębiorczości, autorka książki „Perły i perełki Rzeczypospolitej. Prekursorzy, przedsiębiorcy, patrioci” (Warszawa 2019). [gallery ids="265961,265962,265963,265964,265965,265966,265967,265968,265969,265971,265972,265973,265974,265975,265976,265977,265978,265979"]

Kategorie:

OGÓLNY OPIS PODCASTU

Rody i Rodziny Mazowsza

Mamy w Polsce i na Mazowszu całą mozaikę rodzin. Są rody wielkie, możne i zasłużone, które przez wieki miały znaczenie polityczne, wsławiały się mecenatem kulturalnym i szeroką działalnością filantropijną. O wszystkich tych rodach staramy się mówić w tej audycji, najczęściej z udziałem ich członków lub z pomocą historyków.

Odcinki podcastu (482)

  • Deskurowie z Sancygniowa, cz. 2

    • 01.04.2024

    • 41 min 38 s

  • Deskurowie z Sancygniowa, cz. 1

    • 30.03.2024

    • 49 min 27 s

  • Śladami Zamoyskich po Mazowszu i Podlasiu

    • 23.03.2024

    • 50 min 26 s

  • Raczyńscy z Zawałowa

    • 09.03.2024

    • 47 min 07 s

  • Rzepeccy z Polichna i ze Lwowa

    • 02.03.2024

    • 51 min 30 s

  • Sługoccy z Iwonicza

    • 24.02.2024

    • 50 min 15 s

  • Zanowie z Dukszt, cz. 2

    • 17.02.2024

    • 49 min 43 s

  • 03.02.2024

    • 03.02.2024

    • 49 min 05 s

  • Czartoryscy z Pełkiń

    • 27.01.2024

    • 50 min 25 s

  • Zanowie z Dukszt, cz. 1

    • 20.01.2024

    • 51 min 31 s

1
2
3
...
47
48
49