Rody i Rodziny Mazowsza

Rody i rodziny Mazowsza: Kretkowscy cz. 3 - aneks wojenny z Dańkowa

  • Piotr Szymon Łoś

  • 19.12.2020
  • 43 min 23 s

Krótki opis odcinka

W audycji o świętach Bożego Narodzenia, spędzanych w dzieciństwie w Parskach (pow. turecki) oraz o okupacyjnym pobycie w Dańkowie u rodziny Janaszów, mówi dr Teresa z Kretkowskich Kiersnowska, jedna z dwóch córek Antoniego Kretkowskiego (1897-1973) i Joanny z Olszowskich z Parsk. W swojej relacji T. Kiersnowska wymienia szereg osób, które ze względu na związki rodzinne i towarzyskie (ale i z innych powodów) mogły czas okupacji przebyć właśnie w Dańkowie. Warto więc bliżej poznać dobra dańkowskie, będące spuścizną Aleksandra Janasza. Dańków Janaszów    W 1873 r. w Brzozówce Władysław Mayzel rozpoczął hodowlę buraka cukrowego, którego nasiona zyskały uznanie w Polsce i za granicą. To właśnie Mayzel namówił Aleksandra Janasza, żeby zajął się hodowlą buraka cukrowego.    Aleksander Janasz (1851-1930) był synem Adolfa, właściciela majątku Płochocin i Anny z Rosenfeldów. Studia ukończył na politechnice w Charlottenburgu. Praktykował w dobrach ojca, następnie od 1878 roku gospodarował we własnym majątku Dańków w pow. grójeckim.    W 1880 roku zajął się hodowlą buraków, po czym działalność tę rozszerzył o hodowlę zbóż. Do największych sukcesów jego hodowli należy wyselekcjonowanie trzech odmian pszenicy: Graniatki Dańkowskiej, Dańkowskiej Idealnej i Dańkowskiej Selekcyjnej. W doświadczeniach stosował nowoczesne darwinowskie metody, a jako pierwszy w kraju w hodowli zastosował obliczenia matematyczne.    Aleksander Janasz osiągnął sukces; Graniatka w dwudziestoleciu międzywojennym była czołową polską odmianą pszenicy. Po wojnie wnuk Janasza, Tadeusz Wolski (1924-2005) stworzył kolejną nową odmianę zboża, pszenżyto. Tak jak Graniatka dawniej, tak i pszenżyto dzisiaj jest jedną z najważniejszych odmian zbóż w Polsce.    Profesor Tadeusz Wolski wspominał:    Hodowla roślin była główną pasją Aleksandra Janasza. Mieszkał w zasadzie w Dańkowie i tu hodował zboża, ale gdy hodowlę buraków przeniósł w Sandomierskie i Opatowskie, okres ścisłych prac spędzał właśnie tam. Był człowiekiem bardzo spokojnym, taktownym, poważnym, ale i pogodnym. Przede wszystkim jednak - bardzo pracowitym. W ogóle w naszym domu w Dańkowie odczuwało się nastrój pracy. Do tego stopnia, że moja babka, miała zasadę, że jeżeli się siadało przed domem czy w ogrodzie, to panie musiały mieć w rękach jakieś robótki. Żeby nie robić wrażenia bezczynności. A dziadek, jak zawsze – zajęty. Wieczorem nawet w lecie chodził doglądać szkółki, obserwował wyniki robionych doświadczeń. Żył tym co robił.    I pewnie dlatego na kontakty towarzyskie nie miał zbyt wiele czasu. W Grójeckiem zresztą było mało zasiedziałych od pokoleń rodzin. Z powodu bliskości Warszawy obserwowaliśmy częste zmiany właścicieli majątków. Nasi znajomi pochodzili głównie z Warszawy. Ale kontaktowaliśmy się naturalnie z bliższymi i dalszymi sąsiadami. Najbliżej nas swój majątek Bielany miała rodzina Woytkiewiczów. Byli Leszczyńscy w pobliskich Kozietułach, trochę dalej: w Nowym Mieście Bławdziewiczowie, a nad Pilicą Bonieccy.    Dziadkowie Janaszowie mieli siedmioro dzieci i utrzymanie licznej rodziny tylko z hodowli nie było łatwe. Duże sukcesy przyszły dopiero pod koniec działalności dziadka.    W miarę dorastania, w gospodarstwie pomagały dzieci, które najpierw musiały odbyć praktykę. Podobnie wnukowie, czterej rozpoczynali praktyczną naukę w gospodarstwie mając 16 lat. Każdy z nas już w tym wieku zajmował się jedną selekcją zbóż.    Następcą Aleksandra Janasza w hodowli zbóż był jego najmłodszy syn, także Aleksander, najstarszy Stanisław był ogólnym kierownikiem całego gospodarstwa, zaś Gustaw zajmował się hodowlą buraków. Spośród córek w nasiennictwie pracowała głównie moja matka, Maria Wolska. Tak więc, spośród siedmiorga dzieci Aleksandra Janasza w pracy hodowlanej bardzo zaangażowani byli synowie. Z czterech córek zaś tylko dwie wykazywały zainteresowania hodowlane. O zaangażowaniu dzieci Aleksandra Janasza w pracę hodowlaną w Dańkowie decydowała w pewnej części rodzinna tradycja. Bardzo ważnym elementem tej tradycji było nie tylko samo ulepszanie odmian, ale świadomość, że praca hodowlana powinna służyć krajowi. Była konkurencja odmian obcych, do Polski bowiem napływały szwedzkie i niemieckie odmiany.    Ale Dańków to majątek szczególny, bo oprócz hodowli prowadzono gospodarstwo, w którym hodowano zwierzęta, działała gorzelnia itd. Najtrudniejsze były okresy nasilenia prac polowych. Wtedy przenoszono pracowników, tak by zapewnić normalne funkcjonowanie całemu gospodarstwu. Pamiętam sytuacje, w których widzieliśmy sprzeczność interesów między gospodarstwem rolnym, a hodowlą zarodową.    W czasie wojny i okupacji w Dańkowie przebywały rzesze wysiedlonych. Jeszcze przed wojną, z powodu wilgoci dwór remontowano, został powiększony o mansardowe piętro z kilkoma pokojami. Dzięki temu mogliśmy wojennych gości jakoś pomieścić. Do stołu siadało zwykle ponad 30 osób. Po powstaniu warszawskim tych uciekinierów było jeszcze więcej. Ciotka moja u stelmacha zamówiła drewniane łóżka, prycze właściwie i w dużym salonie wszyscy ci uciekinierzy z Warszawy spali.    Pamiętam, że najdłużej w Dańkowie przebywali państwo Olszowscy i Kretkowscy oraz rodzina Czaplickich, wszyscy rodem z Kujaw.    Podczas oblężenia Warszawy w 1939 roku w naszych stronach Niemcy urządzili lotnisko. Kiedyś wylądował pierwszy samolot, wyszedł z niego lotnik niemiecki. Na podwórzu w Dańkowie spotkał moją ciotkę Annę (ona wtedy gospodarowała) i ku naszemu zdziwieniu, zachował się elegancko. Przedstawił się, powiedział, że jest mu bardzo przykro, że spotyka ciotkę Annę w takich okolicznościach...    W Dańkowie jednak liczono się z niebezpieczeństwem przejęcia majątku pod zarząd Liegenschaftu, bo niektóre okoliczne folwarki Niemcy przejmowali. Robili to wtedy, gdy uznali, iż dotychczasowa gospodarka jest mało efektywna. W Grójeckiem takich majątków nie było dużo, pod zarząd niemiecki poszły więc nieliczne, co wiązałbym również z tym, że powiatowe władze w Grójcu starały się po prostu zachowywać w miarę przyzwoicie.    W latach 1939-41 do produkcji wprowadzono niemieckie odmiany zbóż, które jednak nie sprawdziły się, gdyż nie wytrzymywały ostrych wojennych zim i wymarzały. Niemcy więc wycofywali je, ale musieli uczynić coś, żeby zapewnić produkcję rolną dla wojska. Otoczyli więc opieką i ochroną te majątki, których nie przejęli pod Liegenschaft. Ich właściciele mogli nadal gospodarować, okupanci jednak prowadzili częste kontrole. W przypadku Dańkowa złe położenie majątku pod względem komunikacyjnym w czasie okupacji było zbawienne. Do szosy - 4 i pół km, do najbliższego miasteczka też mniej więcej tyle, co sprawiało, że odsuniętym od drogi majątkiem dańkowskim Niemcy się tak nie interesowali.    Uczuleni jednak byli na konspirację; wykryli tajną organizację akowską i wpadli do Dańkowa nocą. Przebywający u nas członkowie AK byli jednak przygotowani na tę sytuację, toteż w Dańkowie Niemcy nie zastali ani jednego mężczyzny. Wiem, że ciotka Anna Janasz współpracowała z „Tarczą” oddając odpowiednie fundusze na jej działalność.    Po 1945 r. Urząd Bezpieczeństwa z Grójca napadł na Dańków, w nocy, udając partyzantów. Studiowałem już w Warszawie, ale w domu została m.in. moja matka. Wszystkie przebywające tam panie zostały pobite pałkami, matka miała dwa żebra połamane. (Tadeusz Wolski)    Pod gościnnym dachem Dańkowa    W czasie okupacji (1939-1945) osoby, które wymieniał prof. Tadeusz Wolski, a w audycji dr Teresa Kiersnowska, były bliżej lub dalej związane z Dańkowem. Niektóre to sąsiedztwa, a inni to ci, którym spadkobiercy Al. Janasza rodzinnie użyczyli gościny na czas okupacji oraz po powstaniu warszawskim.    Podajemy tylko część tej długiej listy. Co ważne, były jakby dwie fale uciekinierów i gości w Dańkowie. Pierwsza, związana z gehenną przegranej wojny 1939 roku, a więc głównie byli to przedstawiciele ziem, które weszły do III Rzeszy, czyli z Reichu (przeważnie Wielkopolska, Kujawy i północne Mazowsze). Można też mówić o pośredniej fali ludzi, bowiem zawsze ktoś się pojawiał zagrożony ze względu na swoją działalność podziemną. Druga zaś, większa fala ludzi zawitała do Dańkowa do powstaniu warszawskim.    - Stefan Olszowski (1868-1940) ze Smólska. W 1939 r. aresztowany przez Gestapo wraz z innymi ziemianami, więziony we Włocławku, wykupiony przez córkę Stefanię (późniejszą Michaelisową) razem zostali ugoszczeni przez rodzinę Janaszów z Dańkowa, z którymi byli zresztą spokrewnieni. Helena Aleksandrowa Janaszowa była z domu Olszowska.    - Joanna z Olszowskich, żona Antoniego Kretkowskiego (1897-1973), wł. maj. Parski i Łyków (pow. turecki) z córkami Teresą (późniejszą Ryszardową Kiersnowską) i Marią Danutą (późniejszą Tadeuszową Sławińską).    - Lucjan Czaplicki (1874-1949), właściciel majątku Grąbiec (pow. sierpecki) i Jarantowiczek (pow. włocławski) wraz z żoną Marią z Szemplińskich; przebywali dwa lata. Później, na kolejne trzy lata wojny przenieśli się do Leszczkowa w Sandomierskiem, do rodziny swego zięcia Mikułowskich-Pomorskich. Ich syn zaś, Tadeusz Czaplicki był w 1940 roku agronomem gminnym w Błędowie, po czym objął administrację maj. Łuzki (pow. sokołowski); autor wspomnień „Szlacheckie ostatki”.    W Dańkowie w tym okresie była również córka Lucjanostwa Czaplickich, Barbara Mikułowska-Pomorska z synem Jerzym, który jako wybitny krakowski uczony, rektor Krakowskiej Akademii Ekonomicznej, niedawno, 12 grudnia 2020 roku zmarł. Ojciec jego Władysław Mikułowski Pomorski został zamordowany w Charkowie w 1940 roku.    - Jolanta z Zielkiewiczów Tadeuszowa Andersowa z matką Heleną z Gunterów i synem Kazimierzem. Była to bratowa generała Władysława Andersa.    - Maria Jurakowska, kuzynka rodziny Tadeusza Wolskiego.    - Stefan Kozłowski z Krajkowa w powiecie płockim, przyjaciel Henryka Janasza.    - dr Andrzej Ciechanowiecki, wielka postać polskiej kultury, fundator darów dzieł sztuki szczególnie dla Zamku Królewskiego w Warszawie i Wawelu.    - Stanisław Potworowski z Wielkopolski, zginął w powstaniu warszawskim    - Andrzej Przedpełski, również zginął w powstaniu    - Jacek Kwiatkowski    - Ignacy Jaworowski    - Barbara Szemplińska, późniejsza Grochulska, historyk, prof.    - Irena Szemplińska (siostra Barbary), zamężna Cacko-Zagórska, potem używała nazwiska Szemplińska.    - Włodzimierz Scipio del Campo z żoną i synem Henrykiem, ziemiaństwo z Brzezic na Lubelszczyźnie.    - Zofia z Lipskich (1° Andrzejowa Janaszowa, 2° Andrzejowa L. Żółtowska) Sąsiedzi Dańkowa    - Rodzina Woytkiewiczów była w Bielanach od 1936 roku. Bielany stanowiły dziedzictwo Skrzyńskich (h. Zaremba), po których właścicielami byli: Leon Reynel, autor tekstów piosenek, librecista, działacz gospodarczy, kolekcjoner dzieł sztuki i jego żona Władysława z Jagminów. Reynelowie byli krewnymi Witkacego, mieli bardzo dużą liczbę jego prac malarskich, wspierali artystę finansowo. Po śmierci L. Reynela, Władysława wyszła za mąż za Aleksandra Woytkiewicza i stąd Woytkiewiczowie w Bielanach.    - Kozietuły Leszczyńskich. Po śmierci Marcina Jana Leszczyńskiego w 1931 roku, właścicielem Kozietuł był Zdzisław Leszczyński (1893-1940), porucznik kawalerii, który zginął w Katyniu. W czasie okupacji w kozietulskim dworze i majątku była obecna jego żona, wdowa Anna z Szułdrzyńskich z córką Anną (Hanką, późniejszą Dzierzbicką) i krewni z Wielkopolski, Mieczysławowie Szułdrzyńscy. On był stryjem Anny Leszczyńskiej, a przebywał tam z żoną Janiną z Szembeków. W Kozietułąch dzieciństwo, a więc i czas okupacji, spędziła także Danuta Kobylińska-Walas (ur. 1931), pierwsza w Polsce kobieta kapitan żeglugi wielkiej, wnuczka tegoż Marcina Leszczyńskiego, a córka Marii z Leszczyńskich i Bronisława Kobylińskich. W tym okresie majątkiem zawiadowali właśnie Kobylińscy.    - Nowe Miasto. Właścicielem majątku w Nowym Mieście nad Pilicą był Gustaw Franciszek Bławdziewicz (1881-1945). Aresztowany w 1945 roku, zmarł w łagrze sowieckim. Syn jego, Stefan (1913-1939), adwokat, zginął w obronie Warszawy w 1939 roku.    - Rodzina Fredro-Bonieckich. Właściciele maj. Świdno (pow. grójecki) i Potworów (pow. radomski). Właścicielem Świdna był wówczas małoletni Adam Fredro-Boniecki (ksiądz - marianin i redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”), zaś faktycznym gospodarzem jego ojciec, Michał Bernard Fredro-Boniecki (1896-1944), właściciel Potworowa, ekonomista, por. WP, żołnierz ZWZ-AK, członek „Uprawy”. Aresztowany w Świdnie, rozstrzelany w ulicznej egzekucji w Warszawie. Źródła: Fragment wspomnień T. Wolskiego [w:] P. Sz. Łoś, „Ziemianie polscy XX wieku”, Warszawa 2006, s. 208-216; inf. Kacpra Trzaski i Teresy Kiersnowskiej. [gallery ids="370225,370226"]

Opis odcinka

W audycji o świętach Bożego Narodzenia, spędzanych w dzieciństwie w Parskach (pow. turecki) oraz o okupacyjnym pobycie w Dańkowie u rodziny Janaszów, mówi dr Teresa z Kretkowskich Kiersnowska, jedna z dwóch córek Antoniego Kretkowskiego (1897-1973) i Joanny z Olszowskich z Parsk. W swojej relacji T. Kiersnowska wymienia szereg osób, które ze względu na związki rodzinne i towarzyskie (ale i z innych powodów) mogły czas okupacji przebyć właśnie w Dańkowie. Warto więc bliżej poznać dobra dańkowskie, będące spuścizną Aleksandra Janasza.

Dańków Janaszów

   W 1873 r. w Brzozówce Władysław Mayzel rozpoczął hodowlę buraka cukrowego, którego nasiona zyskały uznanie w Polsce i za granicą. To właśnie Mayzel namówił Aleksandra Janasza, żeby zajął się hodowlą buraka cukrowego.

   Aleksander Janasz (1851-1930) był synem Adolfa, właściciela majątku Płochocin i Anny z Rosenfeldów. Studia ukończył na politechnice w Charlottenburgu. Praktykował w dobrach ojca, następnie od 1878 roku gospodarował we własnym majątku Dańków w pow. grójeckim.

   W 1880 roku zajął się hodowlą buraków, po czym działalność tę rozszerzył o hodowlę zbóż. Do największych sukcesów jego hodowli należy wyselekcjonowanie trzech odmian pszenicy: Graniatki Dańkowskiej, Dańkowskiej Idealnej i Dańkowskiej Selekcyjnej. W doświadczeniach stosował nowoczesne darwinowskie metody, a jako pierwszy w kraju w hodowli zastosował obliczenia matematyczne.

   Aleksander Janasz osiągnął sukces; Graniatka w dwudziestoleciu międzywojennym była czołową polską odmianą pszenicy. Po wojnie wnuk Janasza, Tadeusz Wolski (1924-2005) stworzył kolejną nową odmianę zboża, pszenżyto. Tak jak Graniatka dawniej, tak i pszenżyto dzisiaj jest jedną z najważniejszych odmian zbóż w Polsce.

   Profesor Tadeusz Wolski wspominał:

   Hodowla roślin była główną pasją Aleksandra Janasza. Mieszkał w zasadzie w Dańkowie i tu hodował zboża, ale gdy hodowlę buraków przeniósł w Sandomierskie i Opatowskie, okres ścisłych prac spędzał właśnie tam. Był człowiekiem bardzo spokojnym, taktownym, poważnym, ale i pogodnym. Przede wszystkim jednak - bardzo pracowitym. W ogóle w naszym domu w Dańkowie odczuwało się nastrój pracy. Do tego stopnia, że moja babka, miała zasadę, że jeżeli się siadało przed domem czy w ogrodzie, to panie musiały mieć w rękach jakieś robótki. Żeby nie robić wrażenia bezczynności. A dziadek, jak zawsze – zajęty. Wieczorem nawet w lecie chodził doglądać szkółki, obserwował wyniki robionych doświadczeń. Żył tym co robił.

   I pewnie dlatego na kontakty towarzyskie nie miał zbyt wiele czasu. W Grójeckiem zresztą było mało zasiedziałych od pokoleń rodzin. Z powodu bliskości Warszawy obserwowaliśmy częste zmiany właścicieli majątków. Nasi znajomi pochodzili głównie z Warszawy. Ale kontaktowaliśmy się naturalnie z bliższymi i dalszymi sąsiadami. Najbliżej nas swój majątek Bielany miała rodzina Woytkiewiczów. Byli Leszczyńscy w pobliskich Kozietułach, trochę dalej: w Nowym Mieście Bławdziewiczowie, a nad Pilicą Bonieccy.

   Dziadkowie Janaszowie mieli siedmioro dzieci i utrzymanie licznej rodziny tylko z hodowli nie było łatwe. Duże sukcesy przyszły dopiero pod koniec działalności dziadka.

   W miarę dorastania, w gospodarstwie pomagały dzieci, które najpierw musiały odbyć praktykę. Podobnie wnukowie, czterej rozpoczynali praktyczną naukę w gospodarstwie mając 16 lat. Każdy z nas już w tym wieku zajmował się jedną selekcją zbóż.

   Następcą Aleksandra Janasza w hodowli zbóż był jego najmłodszy syn, także Aleksander, najstarszy Stanisław był ogólnym kierownikiem całego gospodarstwa, zaś Gustaw zajmował się hodowlą buraków. Spośród córek w nasiennictwie pracowała głównie moja matka, Maria Wolska. Tak więc, spośród siedmiorga dzieci Aleksandra Janasza w pracy hodowlanej bardzo zaangażowani byli synowie. Z czterech córek zaś tylko dwie wykazywały zainteresowania hodowlane. O zaangażowaniu dzieci Aleksandra Janasza w pracę hodowlaną w Dańkowie decydowała w pewnej części rodzinna tradycja. Bardzo ważnym elementem tej tradycji było nie tylko samo ulepszanie odmian, ale świadomość, że praca hodowlana powinna służyć krajowi. Była konkurencja odmian obcych, do Polski bowiem napływały szwedzkie i niemieckie odmiany.

   Ale Dańków to majątek szczególny, bo oprócz hodowli prowadzono gospodarstwo, w którym hodowano zwierzęta, działała gorzelnia itd. Najtrudniejsze były okresy nasilenia prac polowych. Wtedy przenoszono pracowników, tak by zapewnić normalne funkcjonowanie całemu gospodarstwu. Pamiętam sytuacje, w których widzieliśmy sprzeczność interesów między gospodarstwem rolnym, a hodowlą zarodową.

   W czasie wojny i okupacji w Dańkowie przebywały rzesze wysiedlonych. Jeszcze przed wojną, z powodu wilgoci dwór remontowano, został powiększony o mansardowe piętro z kilkoma pokojami. Dzięki temu mogliśmy wojennych gości jakoś pomieścić. Do stołu siadało zwykle ponad 30 osób. Po powstaniu warszawskim tych uciekinierów było jeszcze więcej. Ciotka moja u stelmacha zamówiła drewniane łóżka, prycze właściwie i w dużym salonie wszyscy ci uciekinierzy z Warszawy spali.

   Pamiętam, że najdłużej w Dańkowie przebywali państwo Olszowscy i Kretkowscy oraz rodzina Czaplickich, wszyscy rodem z Kujaw.

   Podczas oblężenia Warszawy w 1939 roku w naszych stronach Niemcy urządzili lotnisko. Kiedyś wylądował pierwszy samolot, wyszedł z niego lotnik niemiecki. Na podwórzu w Dańkowie spotkał moją ciotkę Annę (ona wtedy gospodarowała) i ku naszemu zdziwieniu, zachował się elegancko. Przedstawił się, powiedział, że jest mu bardzo przykro, że spotyka ciotkę Annę w takich okolicznościach...

   W Dańkowie jednak liczono się z niebezpieczeństwem przejęcia majątku pod zarząd Liegenschaftu, bo niektóre okoliczne folwarki Niemcy przejmowali. Robili to wtedy, gdy uznali, iż dotychczasowa gospodarka jest mało efektywna. W Grójeckiem takich majątków nie było dużo, pod zarząd niemiecki poszły więc nieliczne, co wiązałbym również z tym, że powiatowe władze w Grójcu starały się po prostu zachowywać w miarę przyzwoicie.

   W latach 1939-41 do produkcji wprowadzono niemieckie odmiany zbóż, które jednak nie sprawdziły się, gdyż nie wytrzymywały ostrych wojennych zim i wymarzały. Niemcy więc wycofywali je, ale musieli uczynić coś, żeby zapewnić produkcję rolną dla wojska. Otoczyli więc opieką i ochroną te majątki, których nie przejęli pod Liegenschaft. Ich właściciele mogli nadal gospodarować, okupanci jednak prowadzili częste kontrole. W przypadku Dańkowa złe położenie majątku pod względem komunikacyjnym w czasie okupacji było zbawienne. Do szosy - 4 i pół km, do najbliższego miasteczka też mniej więcej tyle, co sprawiało, że odsuniętym od drogi majątkiem dańkowskim Niemcy się tak nie interesowali.

   Uczuleni jednak byli na konspirację; wykryli tajną organizację akowską i wpadli do Dańkowa nocą. Przebywający u nas członkowie AK byli jednak przygotowani na tę sytuację, toteż w Dańkowie Niemcy nie zastali ani jednego mężczyzny. Wiem, że ciotka Anna Janasz współpracowała z „Tarczą” oddając odpowiednie fundusze na jej działalność.

   Po 1945 r. Urząd Bezpieczeństwa z Grójca napadł na Dańków, w nocy, udając partyzantów. Studiowałem już w Warszawie, ale w domu została m.in. moja matka. Wszystkie przebywające tam panie zostały pobite pałkami, matka miała dwa żebra połamane. (Tadeusz Wolski)

   Pod gościnnym dachem Dańkowa

   W czasie okupacji (1939-1945) osoby, które wymieniał prof. Tadeusz Wolski, a w audycji dr Teresa Kiersnowska, były bliżej lub dalej związane z Dańkowem. Niektóre to sąsiedztwa, a inni to ci, którym spadkobiercy Al. Janasza rodzinnie użyczyli gościny na czas okupacji oraz po powstaniu warszawskim.

   Podajemy tylko część tej długiej listy. Co ważne, były jakby dwie fale uciekinierów i gości w Dańkowie. Pierwsza, związana z gehenną przegranej wojny 1939 roku, a więc głównie byli to przedstawiciele ziem, które weszły do III Rzeszy, czyli z Reichu (przeważnie Wielkopolska, Kujawy i północne Mazowsze). Można też mówić o pośredniej fali ludzi, bowiem zawsze ktoś się pojawiał zagrożony ze względu na swoją działalność podziemną. Druga zaś, większa fala ludzi zawitała do Dańkowa do powstaniu warszawskim.

   - Stefan Olszowski (1868-1940) ze Smólska. W 1939 r. aresztowany przez Gestapo wraz z innymi ziemianami, więziony we Włocławku, wykupiony przez córkę Stefanię (późniejszą Michaelisową) razem zostali ugoszczeni przez rodzinę Janaszów z Dańkowa, z którymi byli zresztą spokrewnieni. Helena Aleksandrowa Janaszowa była z domu Olszowska.

   - Joanna z Olszowskich, żona Antoniego Kretkowskiego (1897-1973), wł. maj. Parski i Łyków (pow. turecki) z córkami Teresą (późniejszą Ryszardową Kiersnowską) i Marią Danutą (późniejszą Tadeuszową Sławińską).

   - Lucjan Czaplicki (1874-1949), właściciel majątku Grąbiec (pow. sierpecki) i Jarantowiczek (pow. włocławski) wraz z żoną Marią z Szemplińskich; przebywali dwa lata. Później, na kolejne trzy lata wojny przenieśli się do Leszczkowa w Sandomierskiem, do rodziny swego zięcia Mikułowskich-Pomorskich. Ich syn zaś, Tadeusz Czaplicki był w 1940 roku agronomem gminnym w Błędowie, po czym objął administrację maj. Łuzki (pow. sokołowski); autor wspomnień „Szlacheckie ostatki”.

   W Dańkowie w tym okresie była również córka Lucjanostwa Czaplickich, Barbara Mikułowska-Pomorska z synem Jerzym, który jako wybitny krakowski uczony, rektor Krakowskiej Akademii Ekonomicznej, niedawno, 12 grudnia 2020 roku zmarł. Ojciec jego Władysław Mikułowski Pomorski został zamordowany w Charkowie w 1940 roku.

   - Jolanta z Zielkiewiczów Tadeuszowa Andersowa z matką Heleną z Gunterów i synem Kazimierzem. Była to bratowa generała Władysława Andersa.

   - Maria Jurakowska, kuzynka rodziny Tadeusza Wolskiego.

   - Stefan Kozłowski z Krajkowa w powiecie płockim, przyjaciel Henryka Janasza.

   - dr Andrzej Ciechanowiecki, wielka postać polskiej kultury, fundator darów dzieł sztuki szczególnie dla Zamku Królewskiego w Warszawie i Wawelu.

   - Stanisław Potworowski z Wielkopolski, zginął w powstaniu warszawskim

   - Andrzej Przedpełski, również zginął w powstaniu

   - Jacek Kwiatkowski

   - Ignacy Jaworowski

   - Barbara Szemplińska, późniejsza Grochulska, historyk, prof.

   - Irena Szemplińska (siostra Barbary), zamężna Cacko-Zagórska, potem używała nazwiska Szemplińska.

   - Włodzimierz Scipio del Campo z żoną i synem Henrykiem, ziemiaństwo z Brzezic na Lubelszczyźnie.

   - Zofia z Lipskich (1° Andrzejowa Janaszowa, 2° Andrzejowa L. Żółtowska)

Sąsiedzi Dańkowa

   - Rodzina Woytkiewiczów była w Bielanach od 1936 roku. Bielany stanowiły dziedzictwo Skrzyńskich (h. Zaremba), po których właścicielami byli: Leon Reynel, autor tekstów piosenek, librecista, działacz gospodarczy, kolekcjoner dzieł sztuki i jego żona Władysława z Jagminów. Reynelowie byli krewnymi Witkacego, mieli bardzo dużą liczbę jego prac malarskich, wspierali artystę finansowo. Po śmierci L. Reynela, Władysława wyszła za mąż za Aleksandra Woytkiewicza i stąd Woytkiewiczowie w Bielanach.

   - Kozietuły Leszczyńskich. Po śmierci Marcina Jana Leszczyńskiego w 1931 roku, właścicielem Kozietuł był Zdzisław Leszczyński (1893-1940), porucznik kawalerii, który zginął w Katyniu. W czasie okupacji w kozietulskim dworze i majątku była obecna jego żona, wdowa Anna z Szułdrzyńskich z córką Anną (Hanką, późniejszą Dzierzbicką) i krewni z Wielkopolski, Mieczysławowie Szułdrzyńscy. On był stryjem Anny Leszczyńskiej, a przebywał tam z żoną Janiną z Szembeków. W Kozietułąch dzieciństwo, a więc i czas okupacji, spędziła także Danuta Kobylińska-Walas (ur. 1931), pierwsza w Polsce kobieta kapitan żeglugi wielkiej, wnuczka tegoż Marcina Leszczyńskiego, a córka Marii z Leszczyńskich i Bronisława Kobylińskich. W tym okresie majątkiem zawiadowali właśnie Kobylińscy.

   - Nowe Miasto. Właścicielem majątku w Nowym Mieście nad Pilicą był Gustaw Franciszek Bławdziewicz (1881-1945). Aresztowany w 1945 roku, zmarł w łagrze sowieckim. Syn jego, Stefan (1913-1939), adwokat, zginął w obronie Warszawy w 1939 roku.

   - Rodzina Fredro-Bonieckich. Właściciele maj. Świdno (pow. grójecki) i Potworów (pow. radomski). Właścicielem Świdna był wówczas małoletni Adam Fredro-Boniecki (ksiądz - marianin i redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”), zaś faktycznym gospodarzem jego ojciec, Michał Bernard Fredro-Boniecki (1896-1944), właściciel Potworowa, ekonomista, por. WP, żołnierz ZWZ-AK, członek „Uprawy”. Aresztowany w Świdnie, rozstrzelany w ulicznej egzekucji w Warszawie.

Źródła: Fragment wspomnień T. Wolskiego [w:] P. Sz. Łoś, „Ziemianie polscy XX wieku”, Warszawa 2006, s. 208-216; inf. Kacpra Trzaski i Teresy Kiersnowskiej.

[gallery ids="370225,370226"]

Kategorie:

OGÓLNY OPIS PODCASTU

Rody i Rodziny Mazowsza

Mamy w Polsce i na Mazowszu całą mozaikę rodzin. Są rody wielkie, możne i zasłużone, które przez wieki miały znaczenie polityczne, wsławiały się mecenatem kulturalnym i szeroką działalnością filantropijną. O wszystkich tych rodach staramy się mówić w tej audycji, najczęściej z udziałem ich członków lub z pomocą historyków.

Odcinki podcastu (484)

  • Grocholscy z Pietniczan i Poniatowa, cz. 1

    • 01.05.2024

    • 41 min 13 s

  • Rodzinne domy we wspomnieniach

    • 13.04.2024

    • 51 min 29 s

  • Deskurowie z Sancygniowa, cz. 2

    • 01.04.2024

    • 41 min 38 s

  • Deskurowie z Sancygniowa, cz. 1

    • 30.03.2024

    • 49 min 27 s

  • Śladami Zamoyskich po Mazowszu i Podlasiu

    • 23.03.2024

    • 50 min 26 s

  • Raczyńscy z Zawałowa

    • 09.03.2024

    • 47 min 07 s

  • Rzepeccy z Polichna i ze Lwowa

    • 02.03.2024

    • 51 min 30 s

  • Sługoccy z Iwonicza

    • 24.02.2024

    • 50 min 15 s

  • Zanowie z Dukszt, cz. 2

    • 17.02.2024

    • 49 min 43 s

  • 03.02.2024

    • 03.02.2024

    • 49 min 05 s

1
2
3
...
47
48
49