To nie są ćwiczenia, powtarzam!
Scenariusz tej całej afery napisałby Himilsbach… gdyby mu się chciało. Ale po co gębę strzępić – od razu przejdźmy do konkretów… Około 6 rano w pogodną majową niedzielę 2014 roku Samodzielny Pododział Kontrterrorystyczny Komendy Stołecznej Policji został poderwany do alarmu. Atak mógł zagrozić całemu miastu… I TO WCALE NIE BYŁY ĆWICZENIA!!!
Jak to się fachowo mówi “iniekcja” nastąpiła od strony wody. Arka Noego – pod nieobecność samego Noego, który akurat niczym Jonasz zalegał sobie na Wielorybie – podpłynęła pod obiekt infrastruktury krytycznej, gdzie nastąpił abordaż. Piraci w krótkim starciu pokonali zdezorientowaną załogę obiektu i zepchnęli ją do sterowni.
Zanim dzielni kontrterroryści… zwracam uwagę, że w Warszawie są kontrterroryści, a nie żadni tam antyterroryści… czemu? Żeby było łatwiej wymówić! No więc zanim uzbrojeni po zęby stróże nieporządku publicznego dotarli na miejsce akcji - było już po zawodach. Straty wyniosły ogółem sześć bułek z sałatą i żółtym serem, jedno jabłko oraz rękawice robocze. Odnotowano też drobne obrażenia u pracowników Wodociągów.
Po odstawieniu na brzeg, piratów umieszczono w odosobnieniu, natomiast kapitan jednostki abordażowej generuje teraz najwięcej problemów. Jako de facto nielegalny imigrant powinien zostać deportowany… Ale prędzej Wisła wyschnie aniżeli dzieciaki do tego dopuszczą. O prawa do niego walczyć będą teraz Kontrterroryści i Wodociągi, a przecież nikt nawet Noego o zdanie nie spytał!
Mam nadzieję, że chociaż jaki Cham go przykrył. Bo wiosna w prawdzie ciepła, ale nadal chłodem od wody ciągnie!