"Dżungla w Calais". Niektórzy uchodźcy mówią, że gdyby mogli, wróciliby do domu
14.12.2015 08:35
Aktualizacja: 13:46 15.08.2022
- W Calais uchodźcy mówią, że w "dżungli" jest trudno. To jest pierwsze zdanie, które pada z ich ust. Później zaczyna się podział na dwie grupy. Niektórzy mówią, że gdyby tylko mogli, wróciliby do domu. Druga grupa pytała nas natomiast o socjal w Polsce i czy byłyby jakieś szanse, żeby tutaj przyjechać, pracować i korzystać z pomocy państwa - mówili w "Poranku RDC" Patryk Michalski i Brian Dam - Reporterzy Samozwańcy, którzy odwiedzili słynny obóz na północy Francji.
RDC, IAR
W tak zwanej „dżungli” w obozie w Calais koczuje około sześciu tysięcy uchodźców - głównie z Somalii i z Syrii, ale także z innych państw Afryki i Bliskiego Wschodu. Wielu z nich usiłuje za wszelką cenę przedostać się tunelem pod Kanałem La Manche na jego drugą stronę, do Wielkiej Brytanii. Jak wspomniał Brian Dam, obóz zapłonął w dniu zamachów terrorystycznych w Paryżu. - Nie wiadomo było na początku, czy miało to związek z zamachami. Później się okazało, że powodem pożaru było zwykłe zaprószenie ognia. Jest coraz zimniej i uchodźcy próbują dogrzewać się w swoich namiotach - tłumaczył reporter.
Patryk Michalski dodał, że wraz z Brianem Damem pojechali do Calais, żeby sprawdzić, co się dzieje w obozie dla uchodźców. - W ostatnim czasie na świecie działo się dużo i temat uchodźców zdążył spowszednieć. Chcieliśmy zobaczyć, w jakiej sytuacji jest ten obóz i jak to wygląda oczami uchodźców - mówił. Wspomniał, iż obóz jest nazywany "dżunglą", ponieważ wygrywa tam zawsze najsilniejszy. - Nie wiadomo, kto przypiął temu miejscu takie miano, ale jest powszechnie akceptowane. W samym Calais trudno było się dogadać po angielsku. Kiedy byliśmy pierwszy raz w sierpniu, wystarczyło jednak hasło "the jungle" i dzięki temu udało nam się tam dotrzeć, wszyscy wiedzą, gdzie to jest - powieszał Michalski.
"Trudno spotkać żywą duszę"
Zauważył również, że ludzie na miejscu milczą, zamykają się w swoich domostwach. - Kiedy chodziliśmy wieczorami ulicami Calais, żeby popytać ludzi, co tam się dzieje, było bardzo trudno spotkać żywą duszę. Kiedy udało się kogoś spotkać, to był to zwykle jakiś sklep, a ludzie nie mówili wiele. Mają dosyć tego problemu, boją się. Najlepiej to widać, gdy uchodźcy wychodzą do miasta na zakupy. Można dostrzec patrzenie z dystansem i to, że ludzie się obawiają. Podobnie jest na dworcu, gdzie podróżni dystansują się od tych, którzy przychodzą chociaż dlatego, żeby się zagrzać - wspomniał Michalski.
Brian Dam zwrócił uwagę, że trzeba jednak zauważyć, że uchodźcy nie narzucają się. - Oni żyją i próbują przetrwać na miejscu. Nie widać nagabywania ani prób zagadywania do mieszkańców. Jest bezpiecznie. Szczególnie po wydarzeniach w Paryżu. Miasto jest otoczone żandarmerią, tak samo jak sam obóz z Calais - stwierdził.
"Wróciliby do domu"
Goście RDC mówili również, że w Calais głównie rozmawiali z uchodźcami. - Mówią, że w "dżungli" jest trudno. To jest pierwsze zdanie, które pada z ich ust. Później zaczyna się podział na dwie grupy. Niektórzy mówią, że gdyby tylko mogli, wróciliby do domu. Druga grupa pytała nas natomiast o socjal w Polsce i czy byłyby jakieś szanse, żeby tutaj przyjechać, pracować i korzystać z pomocy państwa - tłumaczyli.
Jak przyznali ich opowieści zazwyczaj nie są satysfakcjonujące dla tych, którzy przyjeżdżają po to, by polepszyć swój byt materialny. - Na obóz w Calais nie można patrzeć przez pryzmat uchodźców, ale też migrantów ekonomicznych - mówił w "Poranku RDC" Patryk Michalski.