Urzędnik miał nieuczciwie przejąć mieszkanie. Znamy datę wyroku

  • 15.05.2021 12:12

  • Aktualizacja: 03:18 26.07.2022

W piątek przed Sądem Okręgowym w Warszawie zakończył się proces byłego szefa stołecznego BGN Jakuba Rudnickiego, dotyczący oszustwa przy przejmowaniu mieszkania. Wyrok w tej sprawie zapadnie 25 maja. Obrona chce uniewinnienia, prokuratura domaga się kary dwóch lat pozbawienia wolności.
To pierwsza sprawa przeciwko Rudnickiemu (zgadza się na podawanie nazwiska), w której zapadnie wyrok. Były szef BGN jest oskarżony również w dwóch z trzech dużych procesów związanych z aferą reprywatyzacyjną - jeden z nich ruszył w listopadzie 2019 r., a drugi w kwietniu tego roku.

W procesie, który zakończył się w ten piątek, Rudnicki usłyszał dwa zarzuty - oszustwa na szkodę starszego mężczyzny w sprawie zawarcia umowy przeniesienia własności lokalu oraz podrobienia podpisu na protokole zdawczo-odbiorczym potwierdzającym jego wydanie.

Chodzi o 190-metrowy lokal przy ul. Łuckiej, w którym - jak ustalono w toku śledztwa - mieszkał samotnie uchodzący za zamożnego emerytowany lekarz Andrzej J. W lutym 2012 r. 84-latek zawarł z małżeństwem Rudnickich (znajomymi jego zmarłej żony) umowę przeniesienia własności lokalu. Rudnicki zobowiązał się także zapłacić zaległy czynsz w kwocie 7 tys. zł i wypłacać emerytowi dożywotnio, co miesiąc, cztery tysiące złotych.

Po śmierci Andrzeja J. w grudniu 2013 r. mieszkanie przy Łuckiej zostało sprzedane. Jak podkreślała prokuratura, w związku z nabyciem lokalu oraz praw z nim związanych o wartości ok. 1 mln 700 tys. zł oskarżony poniósł realne koszty w kwocie niespełna 120 tys. zł.

Sprawa ciągnie się latami

W piątek strony procesu wygłosiły mowy końcowe - prokuratura zażądała dla oskarżonego dwóch lat więzienia, a jej wniosek poparł oskarżyciel posiłkowy, którym jest pasierb Andrzeja J. Obrona chce uniewinnienia Rudnickiego z obu zarzutów.

Jego pełnomocnik mec. Beata Czechowicz wielokrotnie przekonywała, że prokuratura nie była w stanie udowodnić, w jaki sposób jej klient oszukał Andrzeja J. Jak podkreślała, kształt umowy zawartej między Andrzejem J. a jej klientem satysfakcjonował obie strony, a J. miał nawet mówić o tym, że po jej podpisaniu "odżył".

Adwokat podkreślała, że same opłaty związane z mieszkaniem kosztowały J. ok. 2 tysiące złotych miesięcznie, a ten żył z emerytury wynoszącej 1100 zł. Jak wskazała, dodatkowy dochód pozwolił mu na odzyskanie niezależności. - Pan J. korzystał z tej umowy wiele miesięcy, gdyby czuł się oszukany, to coś by zrobił. On się nie czuł oszukany, to prokurator twierdzi, że tak się czuł – mówiła.

Mec. Czechowicz zaznaczyła, że w ciągu ostatnich lat życia pasierb J. w ogóle się z nim nie kontaktował - w przeciwieństwie do jej klienta, który widywał się z J. 2-3 razy w miesiącu. Jak tłumaczyła, nie powinien zaskakiwać fakt zawarcia umowy akurat z Rudnickim, zwłaszcza, że J. nie miał własnych dzieci, a z dalszą rodziną praktycznie nie utrzymywał kontaktu.

Prokuratura podejrzewa oszustwo

Adwokat zarzucała również prokuraturze wykreowanie fałszywego obrazu "biednej ofiary oszustwa", podczas gdy J. był inteligentnym człowiekiem, który doskonale wiedział, co robi. - To człowiek, który żył pełnią życia, bajerował, czytał gazety, był świadomy wszystkiego, co się wokół niego dzieje - podkreślała mec. Czechowicz.

Sam Rudnicki przekonywał, że skierowanie wobec niego aktu oskarżenia w tej sprawie jest "głęboko obrzydliwe". - Nie zrobiłem nic złego, nic, i bardzo proszę o to, by sąd mnie uniewinnił – podkreślił.

W inny sposób na sprawę patrzy prokuratura, według której Rudnicki celowo oszukał Andrzeja J. Jedną z kwestii badanych podczas procesu była wartość wyposażenia mieszkania J. - obrona twierdziła, że chodziło w dużej mierze o rzeczy stare i bezwartościowe, natomiast prokuratura uważała, że w mieszkaniu mogły znajdować się drogie obrazy czy inne kosztowności.

Oskarżonemu grożą dwa lata więzienia

W zgromadzonym materiale dowodowym nie znalazła potwierdzenia zła sytuacja materialnego pokrzywdzonego – mówił w piątek prok. Tomasz Radtke. Podkreślił, że cena majątku, którym rozporządzał J., została umownie ustalona na ok. 953 tys. zł, podczas gdy powinna stanowić kwotę co najmniej 1,727 mln zł.

Za oba czyny zarzucone oskarżonemu prokurator zażądał dla Rudnickiego kary łącznej dwóch lat pozbawienia wolności. Jak podkreślił, na jej wysokość wpływ ma m.in. znaczny stopień szkodliwości społecznej czynów oraz fakt, że "wina oraz okoliczności ich popełnienia nie ulegają wątpliwości".

Pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego mec. Piotr Szczerba przyłączył się do wniosku prokuratora, podkreślając, że wiele dowodów w sprawie wskazuje na "oszukanie, omotanie i zabranie majątku staruszkowi". Sąd będzie musiał zadać sobie pytanie, komu dać wiarę - powiedział. Jako "troszkę naciągane" uznał wcześniejsze wyjaśnienia Rudnickiego, z których wynikało, że cała sprawa jest rodzajem zemsty. - Rudnicki ma pretensje do prokuratury, że postanowiła go sprawdzić - ocenił.

Wyrok w tej sprawie zapadnie 25 maja.

Źródło:

PAP

Autor:

FP/mnd