"Straszny Dwór" w Polskiej Operze Królewskiej [recenzja]

  • 31.12.2018 12:41

  • Aktualizacja: 14:01 30.08.2022

Jakże inny jest teatr Peryta. Potrafi zachwycać i zaskakiwać. Tak było i teraz. Reżyser z moniuszkowskiego dzieła wydobył to, co niewątpliwie zawarł tam kompozytor, choć kolejne pokolenia widziały w "Strasznym Dworze" tylko barwne, skrzące się humorem widowisko. Tymczasem ta opera to tęsknota za tym co odeszło na zawsze, za wolnością, za niepodległością.

Gdy w 1865 roku odbywała się premiera "Strasznego Dworu" wspomnienia dramatycznego Powstania Styczniowego były jeszcze bardzo żywe. Życie szło do przodu, lecz nadzieja już zgasła. Nie ma Polski, już jej nie będzie, prysła nadzieja na normalne życie we własnym kraju. A kiedy nadzieja gaśnie, pozostaje modlitwa i odwołanie do najwyższych autorytetów.


Wygasła nadzieja

Tak odczytał przesłanie moniuszkowskiej opery Ryszard Peryt. Dlatego pojawia się w niej tak wiele symboli utraconej wolności: dumny orzeł, spalony dom, trumienne portrety, ascetyczne, żałobne stroje z detalami przypominającymi lata dawnej świetności.


Spektakl poruszający do głębi, wierny librettu Chęcińskiego, choć zmieniony i zaskakujący w finale. Po miecznikowym błogosławieństwie związku jego córek nie następuje bowiem radosny mazur "Hej zagrajcie siarczyście, rżnijcie nam do ucha", lecz pojawia się Matka Boska Częstochowska, jako symbol nie do końca wygasłej nadziei i muzycznie towarzyszące jej wizerunkowi "Agnus Dei" z Litanii Ostrobramskiej Moniuszki. Obraz kojarzący się natychmiast z mickiewiczowską Inwokacją i dającymi otuchę i nadzieję słowami:


Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy
I w Ostrej świecisz Bramie!


[…]


Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono.


[…]


Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,
Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem.


"Straszny Dwór" Ryszarda Peryta (to jego trzecia próba wystawienia tego dzieła po dwóch potyczkach z cenzurą) niewątpliwie przejdzie do historii, choć jestem przekonany, że we współczesnym, laickim świecie ta inscenizacja spotka się z lawiną krytyki. Na szczęście Ryszard Peryt jest na nią odporny i dopóki starczy mu sił, będzie robił swój głęboko chrześcijańsko-patriotyczny teatr.


Niezawodni wykonawcy

Jeśli chodzi o wykonawczą część dzieła, to żeby nikomu nie zrobić przykrości, wymienię tylko artystów, którzy podobali mi się szczególnie. To oczywiście niezawodny wokalnie Adam Kruszewski jako idealnie wpisujący się w perytowe przesłanie opery Miecznik, Aneta Łukaszewicz, której Cześnikowa była świetna aktorsko i wokalnie, czy Skołuba Remigiusza Łukomskiego (choć w uszach na zawsze mi pozostanie Bernard Ładysz). Podobał mi się także Zbigniew Wojciecha Gierlacha, Hanna Gabrieli Kamińskiej i Jadwiga Moniki Ledzion-Porczyńskiej. Nie lada wyzwaniem było poprowadzenie orkiestry w bardzo niekomfortowym wnętrzu Teatru Stanisławowskiego, lecz Grzegorz Nowak, mimo akustycznych problemów dał radę.


Ten skłaniający do refleksji spektakl z pewnością wart jest obejrzenia. Mało bowiem we współczesnym teatrze dzieł, których przesłanie jest tak głębokie i zrealizowane "ku pokrzepieniu serc".


Tadeusz Deszkiewicz


Źródło:

RDC

Autor:

PG