Prokuratura Rejonowa w Siedlcach wszczęła postępowanie w sprawie indyków zakażonych ptasią grypą. Hodowca z gminy Siedlce miał, zdaniem służb weterynaryjnych, ukryć to, że na jednej z jego ferm doszło do wybuchu ogniska choroby.
RDC
– Zakażone ptactwo miał sprzedać do ubojni, a padłe zakopać – mówi Radiu dla Ciebie prokurator rejonowa Katarzyna Wąsak. - Takie postępowanie właściciela tej fermy drobiu spowodowało zagrożenie szerzenia się tej choroby zakaźnej, a przez to również niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi - dodaje.
Teraz ruszą czynności procesowe. - Będą polegały na pewno na zabezpieczeniu dokumentacji, którą zgromadził powiatowy lekarz weterynarii. Będą przesłuchiwani świadkowie. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, będzie też powołany biegły - wyjaśnia prokurator.
- Nasze przypuszczenia są takie, że właśnie z tego miejsca poprzez środki transportujące żywiec do rzeźni, poprzez osoby, który wyłapują drób rzeźny rozwleczono grypę na cały powiat siedlecki - mówił Paweł Jakubczak.
Do odkrycia nielegalnego grzebowiska indyków doszło przypadkowo, gdy chorobę potwierdzono na sąsiedniej fermie kurzej. Pracownicy inspektoratu zauważyli wówczas wyczyszczoną fermę indyczą.
- Ustaliliśmy, że na tej fermie mogło dziać się coś niepokojącego. Kiedy weszliśmy, zastaliśmy duże połacie świeżej ziemi, które są istotnie uniesione, co oznacza, że indor zaczął się już tam gotować i rozkładać w tych zakopanych pryzmach - zauważa Jakubczak.
Hodowcy grozi kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat.