Opowiadania Hanny Krall na scenie Teatru Żydowskiego

  • 10.12.2015 07:47

  • Aktualizacja: 21:18 25.07.2022

"...coś jeszcze musiało być" - spektakl w reżyserii Izabelli Cywińskiej na podstawie tekstów Hanny Krall z książek "Hipnoza", "Tam już nie ma żadnej rzeki" i "Dowody na istnienie" będzie można zobaczyć w warszawskim Teatrze Żydowskim od 18 grudnia.

"...coś jeszcze musiało być" to druga adaptacja tekstów Hanny Krall autorstwa Izabeli Cywińskiej. W 1999 reżyserka zrealizowała "Drugą matkę" dla Teatru TV. Tym razem Cywińska sama wybrała teksty reporterki, aby "winę niezarzucalną, czyli ukochany temat, który Hannę Krall męczy od zawsze, móc przerobić na teatr".


- To bardzo niedobre, prawnicze określenie na coś, czego właściwie nie jesteśmy w stanie ocenić. Jeżeli ktoś, chcąc uratować samego siebie, nie ratuje życia kogoś innego, to czy można zarzucić mu winę? Czy można go krytycznie oceniać? - pytała reżyserka. - Przykładów mówiących o tym, że istnieje coś takiego, co nosimy w sobie przez całe życie jest w spektaklu bardzo dużo. Na przykład w scenie z Polą: jej ojciec nie chce wziąć jej winy na siebie, przez co jego córka ginie, a on popełnia samobójstwo, bo nie wytrzymuje wyrzutów sumienia - podkreśliła.


Rolę Poli gra w spektaklu Izabella Rzeszowska. Jej postać - Apolonia Machczyńska - istniała naprawdę. Pola podczas wojny ukrywała Żydów i sama zapłaciła za to najwyższą cenę - zginęła ona sama oraz jej ojciec i dzieci.


- To dramatyczna postać wpisana w historię Holokaustu - zaznaczyła aktorka.


Reżyserka spektaklu zbudowała sztukę również m.in. na opowiadaniu Krall o dziewczynce z czarnymi oczami, która miała dostać od swoich chrzestnych metrykę.


- Dzięki temu jej życie zostałoby uratowane. W pewnym momencie ci ludzie zdecydowali jednak, że nie będą chrzestnymi. Skazali ją na śmierć, ponieważ byli wierzącymi katolikami i nie chcieli kłamać przy Chrystusie. To także wina niezarzucalna. Jeśli chcieli być wierni swojemu, katolickiemu Bogu, to nie mogli kłamać. Choć może powinni? Nie wiemy tego. Daję to widzom do rozstrzygnięcia - powiedziała Cywińska.


Jak dodała, historie opisane przez Krall w części nie będą zagrane, a opowiedziane. Spektakl jest oparty w dużej części na monologach po to, by móc opowiedzieć pewne historie, np. tę o hamburskich emerytach, którzy przyjechali mordować Żydów w Polsce - po to, by zachować język reporterki, która zawsze oddaje opowieść głosom swoich bohaterów.


- To tak piękny i wstrząsający tekst, że nie ośmieliłam się go rozpisać na głosy - zaznaczyła reżyserka. Zastrzegła, że "...coś jeszcze musiało być", to nie tylko przedstawienie o sprawie żydowskiej, ale o człowieku, bowiem - jak dodała - "Hanna Krall zawsze pisze rzeczy, które są uniwersalne". - Ona tylko egzemplifikuje na losach Żydów - podkreśliła reżyserka.


Jednym z bohaterów przedstawienia jest, pojawiający się w połowie sztuki, Cadyk z Kocka (w tej roli Piotr Sierecki). Na Ziemię przywołuje go jedna z bohaterek śpiewająca erotyczną pieśń, której mędrzec słuchał kiedyś w celi. Rebe przychodzi z XIX wieku nieproszony i, zjawiając się w trakcie próby do spektaklu, przerywa pracę reżyserce. Rebe "buduje odmienny świat i przywołuje inne duchy - m.in. Poli sprzed lat - oraz walczy z reżyserką", która w efekcie "przegrywa z przybyszem ze świata duchowego".


Autorem scenografii do spektaklu, kostiumów i reżyserii świateł jest Paweł Dobrzycki, muzyki - Jerzy Satanowski.


Premiera 18 grudnia w warszawskim Teatrze Żydowskim. Kolejne spektakle 19, 20, 22 i 23 grudnia.

Źródło:

PAP