Gol K. Piątka na wagę zwycięstwa. Udany początek el. ME 2020

  • 21.03.2019 23:18

  • Aktualizacja: 00:13 26.07.2022

Piłkarska reprezentacja Polski po bramce Krzysztofa Piątka wygrała w Wiedniu z Austrią 1:0 na inaugurację zmagań w grupie G eliminacji mistrzostw Europy. To pierwsze zwycięstwo Jerzego Brzęczka w roli selekcjonera.
- Gramy u siebie - krzyknęli tuż po odegraniu hymnu polscy kibice, którzy w znacznej liczbie - około 15 tysięcy - usiedli na trybunach Ernst-Happel-Stadion. Dokładną liczbę trudno oszacować, ponieważ wielu z nich siedziało w sektorach gospodarzy (bilety kupowali np. Polacy mieszkający w Austrii).

Po przełamanie

Biało-czerwoni przystąpili do meczu po serii sześciu spotkań bez zwycięstwa, czyli od czasu przejęcia w lipcu drużyny przez Jerzego Brzęczka, ale za to podbudowani coraz silniejszą pozycją w swoich klubach.

Jeszcze kilka miesięcy temu Brzęczek mógł jedynie marzyć o takiej sytuacji. Tymczasem obecnie np. Jan Bednarek jest podstawowym graczem Southampton FC, Jakub Błaszczykowski również gra regularnie (w Wiśle Kraków), a Krzysztof Piątek stanowi o sile ofensywnej Milanu.

Dwaj ostatni rozpoczęli czwartkowe spotkanie na ławce rezerwowych. Selekcjoner, oprócz rozgrywającego 103. mecz w kadrze kapitana Roberta Lewandowskiego, wystawił od początku Arkadiusza Milika.

Boki obrony

Wobec tradycyjnych już kłopotów z lewą obroną na tej pozycji wystąpił Bartosz Bereszyński, nominalnie prawy defensor. Piłkarz Sampdorii Genua grał w czwartek bardzo ofensywnie, często pełniąc rolę lewego pomocnika.

W pierwszej połowie nie działo się zbyt wiele. Na początku groźniejsi byli gospodarze, choć wystąpili osłabieni brakiem kilku ofensywnych graczy. Najlepszą okazję w tej części stworzyli w ósmej minucie, gdy po strzale Marcela Sabitzera piłkę odbił Wojciech Szczęsny.

W miarę upływu czasu do głosu zaczęli dochodzić niesieni dopingiem Polacy, którzy coraz częściej odbierali Austriakom piłkę w środkowej strefie boiska i groźnie kontratakowali skrzydłami. Realnego zagrożenia na polu karnym raczej jednak z tego nie było.



Zmiana w przerwie

Bramkarz Heinz Lindner w tej części gry tylko raz został zmuszony do poważnej interwencji – w 27. minucie odbił nie bez trudu piłkę po uderzeniu Kamila Grosickiego.

W przerwie Brzęczek dokonał zmiany – Milika zastąpił Przemysław Frankowski, co oznaczało, że Polska wrócił do ustawienia z dwoma skrzydłowymi.

Druga część zaczęła się jak pierwsza – od ataków Austriaków. W 56. minucie po efektownej akcji Marko Arnautovic (klubowy kolega Łukasza Fabiańskiego z West Ham United) minął Tomasza Kędziorę, ale strzelił obok słupka.

Wejście jokera

Trzy minuty później boisko musiał opuścić kontuzjowany Piotr Zieliński, a jego miejsce zajął entuzjastycznie powitany przez polskich kibiców Krzysztof Piątek. Od razu po pojawieniu się na murawie fani zaczęli skandować jego nazwisko, a niedługo później oszaleli na punkcie nowej gwiazdy polskiego futbolu.

Dlaczego? Otóż w 68. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i strzale Tomasza Kędziory bramkarz gospodarzy odbił piłkę, ale po dobitce z bliska głową Piątka był już bezradny. To drugie trafienie 23-letniego napastnika w jego trzecim meczu w reprezentacji.

Wkrótce potem Piątek mógł poprawić swoje statystyki. Po znakomitym podaniu Lewandowskiego znalazł się w sytuacji sam na sam, ale kopnął niecelnie. To była stuprocentowa okazja.

Przewaga rywali w końcówce

Polska prowadzenia nie oddała już do końca, choć w ostatnich minutach Austriacy mocno nacisnęli.

W 88. minucie wprowadzony krótko wcześniej na boisko doświadczony Marc Janko (powołany w trybie awaryjnym do kadry) znalazł się w znakomitej sytuacji, ale będąc tuż przed bramką uderzył niecelnie głową. Nawet trener Austriaków Franco Foda nie mógł uwierzyć, że piłka nie wpadła do siatki.

Z kolei w doliczonym czasie mocno na bramkę Szczęsnego uderzył z dystansu David Alaba, ale pewnie grający golkiper reprezentacji Polski i Juventusu Turyn nie dał się zaskoczyć.

W najbliższą niedzielę Polaków czeka drugi mecz w eliminacjach – u siebie z teoretycznie najsłabszą w grupie Łotwą.

Składy:

Austria: Heinz Lindner – Stefan Lainer, Martin Hinteregger, Aleksandar Dragovic, 11-Maximilian Woeber – Valentino Lazaro (81. Marc Janko), Florian Grillitsch (84. Karim Onisiwo), Marcel Sabitzer, Julian Baumgartlinger, David Alaba - Marko Arnautovic.

Polska: Wojciech Szczęsny – Tomasz Kędziora, Jan Bednarek, Kamil Glik, Bartosz Bereszyński – Kamil Grosicki (90+1. Michał Pazdan), Mateusz Klich, Grzegorz Krychowiak, Piotr Zieliński (59. Krzysztof Piątek) - Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik (46. Przemysław Frankowski).

Po meczu powiedzieli:

Jerzy Brzęczek (trener reprezentacji Polski): - Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że wygraliśmy ten trudny i wyrównany mecz. Kwalifikacje dopiero się zaczęły, są długie, ale to bardzo ważne zwycięstwo. W pierwszej połowie mieliśmy problemy, Austriacy dobrze grali skrzydłami, a my popełnialiśmy błędy taktyczne. W przerwie dokonaliśmy zmian, gra się poprawiła i spotkanie wyglądało inaczej, a Piątek dał świetną zmianę. Trzeba podkreślić, że drużyna austriacka zagrała bardzo dobrze, a w końcówce Marc Janko miał świetną okazję, by wyrównać.

- Arkadiusz Milik miał gorączkę, w ostatnich dniach był przeziębiony, ale zdecydowaliśmy się wystawić go od pierwszej minuty. Piotr Zieliński odczuwa ból po tym starciu, po którym nie mógł wykonywać sprintów. Jutro się okaże, czy to zwykłe stłuczenie, czy coś poważniejszego. Krzysztof Piątek i Robert Lewandowski pokazali, że mogą grać razem i dobrze im to wyszło. W pakiecie dwóch meczów te drugie zwykle nie były w naszym wykonaniu takie, jakbyśmy oczekiwali. Oczywiście w niedzielę będziemy z Łotwą faworytem, ale musimy się zregenerować i podejść do tego meczu z pełnym zaangażowaniem.

Franco Foda (trener reprezentacji Austrii): - Jeśli się przeanalizuje całe 90 minut, to uważam, że zasłużyliśmy co najmniej na jeden punkt. Rywale w pierwszej połowie oddał jeden strzał z dystansu. My przez pierwsze 20-25 minut graliśmy bardzo dobrze. Potem było zbyt dużo niedokładności w grze do przodu. Omówiliśmy kilka sytuacji w przerwie, a w drugiej połowie wcieliliśmy to w życie. Niestety, nie zachowaliśmy czujności przy stałym fragmencie gry, co było naszym założeniem. W pierwszej części gry kontrolowaliśmy sytuację. Potem musieliśmy skorygować plan. Normalnie piłka pisze historię, normalnie Marc (Janko - red.) zdobywa gole w takich sytuacjach. Ale trzeba mu oddać, że zawsze nas wspiera, więc nie ma powodu, by trzymać zwieszoną głowę".

Źródło:

PAP

Autor:

PG