L. Drozdowicz o wyścigach i radiowej pasji. "Do Tajlandii z jedną walizką"

  • 30.03.2019 12:23

  • Aktualizacja: 00:15 26.07.2022

Lukas Drozdowicz, polski kierowca wyścigowy, w rozmowie z RDC opowiedział o życiu i wyścigach w Tajlandii, starcie w biało-czerwonych barwach na stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości i radiowej pasji. Zaczynał od wyścigów "maluchem", teraz zasiada za kierownicą Mitsubishi EVO.
Łukasz Rydzewski: - Zaczniemy od Twoich najbliższych planów. Kiedy możemy zobaczyć Cię na torze i jaki tytuł przed Tobą, o co będziesz się tym razem ścigać?

Lukas Drozdowicz: - Najbliższym celem jest wygrywanie, dlatego że pierwszym celem była w ogóle możliwość startu w jakimkolwiek wyścigu. Później było to, żeby jeździć jak najwięcej, potem wystartować w polskich barwach... no, a skoro było trzecie miejsce to teraz po prostu pierwsze.

- We wrześniu dzięki wsparciu internautów mogliśmy się zobaczyć w biało-czerwonych barwach. To był taki prezent na stulecie odzyskania niepodległości?

- Nie ukrywam, że ten fakt stulecia niepodległości to był taki element, który wykorzystałem do tego, aby promować Polskę jeszcze lepiej. Numer startowy, który był na samochodzie, to udało się z organizatorem tak uzgodnić, żeby to był właśnie numer 100. Myślę, że promocja Polski, jeżeli samochód jest oklejony na biało-czerwono i jest wielki napis "Polska", to myślę, że to na pewno zostaje w pamięci kibiców w Tajlandii.

[caption id="attachment_274020" align="aligncenter" width="651"] fot. LD[/caption]

- Wiele mówiłeś o tym, że ta bariera wejścia w sport motorowy w Tajlandii jest dużo niższa, że obiektów tam jest więcej niż fotoradarów w Polsce.

- Zgadza się. Natomiast kiedyś były trochę inne czasy i Tajlandia już nie jest taka tania jak kiedyś. My jedziemy cały czas na tej takiej legendzie taniej Tajlandii, natomiast kiedyś ten próg wejścia był zupełnie inny. W tej chwili ceny są też inne, kurs walut jest inny i przez to, jeżeli miałbym dzisiaj zaczynać, to na pewno nie byłoby tak prosto. No chociaż to nie było proste, ale nie byłoby tak jak kiedyś. Zupełnie inne warunki po prostu są w tej chwili.

- W Polsce zaczynałeś od Fiata 126p, lubisz wracać do tego samochodu? On stoi jeszcze gdzieś w Polsce?

- Niestety ten samochód to już dawno jest zezłomowany. Aczkolwiek na pewno sentyment do maluchów pozostał i zawsze jak widzę malucha - a jeszcze czasami widać w Polsce maluchy - no to taki pozostaje sentyment do tego. Na pewno chciałbym jeszcze pojeździć maluchem, natomiast to już nie jest samochód do takich zawodów, no tym bardziej w Tajlandii. Co ciekawe tam duże fiaty jeździły po ulicach i widziałem kilka razy Dużego Fiata, więc jest sentyment. To wiele, wiele lat temu było.

- Cały ten system wyścigów w Tajlandii jest zorganizowany troszeczkę inaczej od tego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, bo tych klas, tych wyścigów i tych torów jest tam dużo więcej.

- Zdecydowanie jest to zupełnie inny świat i tak samo, jak i język, to jest zupełnie inny wymiar wyścigów, zupełnie inny wymiar też językowy, więc trudno jest porównać motosport w Europie do motosportu azjatyckiego. Poza jakimiś tam seriami, które są seriami międzynarodowymi, które się odbywają w Azji, to jednak jeśli chodzi o te narodowe wyścigi, to trudno jest to porównać do narodowych wyścigów, które mamy w Polsce czy w innym europejskim kraju. Na pewno trzeba trochę spędzić czasu w Tajlandii, żeby po prostu zrozumieć, jak to działa. Dlaczego są takie, a nie inne klasy i z czego na przykład wynika to, że podium jest do piątego miejsca na przykład. Więc to są wszystko zupełnie odmienne zawody do naszych. Mimo że na regulaminach bardzo podobnych, jeśli chodzi o regulamin techniczny, czy wyposażenie bezpieczeństwa.

[caption id="attachment_274019" align="aligncenter" width="651"] fot. LD[/caption]

- Jest to może jakiś trochę smutek dla Polski, że Twój talent nie zmieścił się w kraju. To była kwestia kosztów, infrastruktury?

- No na pewno budżet to jest podstawowa sprawa i to jest tak w każdym sporcie. Jak rozmawiam ze sportowcami, którzy zajmują się czymś zupełnie innym, to wyjechać sobie za granicę na trening, jak ktoś jest narciarzem albo uprawia jakieś inne sporty, to też są ogromne koszty. Wyścigi to nie jest tak jak pójść do sklepu, kupić sobie buty, ewentualnie jakieś akcesoria i po prostu zacząć biegać. Wyścigi są na innym poziomie budżetowym. Natomiast w Polsce wtedy nie było takiej możliwości. Wtedy, kiedy decydowałem się na to, żeby szukać sposobów na rozwój tej kariery gdzieś za granicą. Nie było po prostu możliwości, żeby taki budżet, który był potrzebny pozyskać. I nigdy tego nie mówiłem, żeby narzekać, bo to nie jest powód do narzekania. To jest po prostu powód do znalezienia takiego miejsca, gdzie nie ma tych ograniczeń. Gdzie można sobie braki budżetowe zastąpić czymś innym, czyli na przykład ciężką pracą, która przynosi efekty albo jakimiś umiejętnościami i tak dalej. Trzeba też powiedzieć, że wszystko to się rozwija w miarę upływu czasu i myślę, że drugi raz należałoby postąpić tak samo. Myślę, że decyzja była wtedy słuszna.

- Brzmi to jak historia "wszystko albo nic", bo powiedziałeś w którymś z wywiadów, że trafiłeś do Tajlandii z jedną walizką.

- Tak, ale miałem zawsze odwrót, mogłem zawsze wrócić nawet bez walizki. To jest taka przenośnia, no ale faktycznie tak było, bo wtedy podróżowałem po prostu po Azji i szukałem takiego miejsca, żeby gdzieś zacząć jeździć. Dużo bagażu nie jest do tego potrzebne, więc w zasadzie to do tej pory nie przywiązuję jakiejś takiej uwagi do kwestii materialnych. Teraz podróżuję też z jedną walizką.

- To był upór, to było znalezienie się w dobrym miejscu, w dobrym czasie, czy po prostu tam jak grzyby po deszczu wyrastają tory i łatwiej było to znaleźć?

- Na pewno jeśli chodzi o moment, kiedy człowiek znajduje się w jakimś miejscu to jest to niezwykle istotne. Natomiast tutaj trudno coś było zaplanować. Przyjeżdża człowiek do kraju gdzie nie zna absolutnie nikogo, nie potrafi powiedzieć ani jednego słowa w tamtym języku i szybko się okazuje, że to co do tej pory się nauczył, to w zasadzie może sobie wyrzucić do kosza i trzeba zacząć od początku. Dlatego 2 lata zajęło to, aby w ogóle myśleć o tym, żeby pojawić się na jakimkolwiek torze wyścigowym, których tam jest rzeczywiście dużo. Natomiast wtedy budował się pierwszy taki największy tor wyścigowy z prawdziwego zdarzenia jest to tor wyścigowy w Buria. I to jest trochę tak, że przypływ unosi wszystkie łodzie. No i jeżeli ktoś się załapie na ten przypływ, no to wtedy jest szansa, że można zrealizować jakieś tam cele. No i na pewno trzeba próbować, bo to nie było tak, że pierwsza próba, wyjeżdżam do Tajlandii i już mi się coś udaje. Tutaj w każdym sporcie jest tak, że (nie tylko w sporcie) że człowiek coś robi, wszyscy widzą efekty zrobienia czegoś ale nie widać tego, ile było porażek,ile było problemów. Ile było nieudanych prób i ślepych uliczek. I na koniec jest tak, że jeżeli teraz ktoś chciałby zrobić coś tego typu, czyli na przykład przyjechać do Tajlandii z jedną walizką i zacząć próbować brać udział w wyścigach, to jest trochę tak, porównując to do tego przykładu alpinizmu że ktoś wszedł na szczyt i drugi chce to zrobić, to tamten mu mówi: wiesz, tamtędy nie idź, tu masz zostawiłem ci linę, tam masz półkę i wtedy jest szansa, żeby to zrobić nawet lepiej albo w trochę inny sposób. Albo w jakimś innym okresie, ale już jest jakaś wiadomość, co tam jest. Natomiast jeżeli chodzi o robienie czegoś po raz pierwszy, no to się zalicza wiele ślepych uliczek.

[caption id="attachment_274018" align="aligncenter" width="650"] fot. LD[/caption]

- Dzisiaj masz swój fanklub, ludzie cię poznają na ulicy?

- Zdarza się, ale to dla mnie jest ciekawostka. To nie jest coś, co bezpośrednio przekłada się na to, co się dzieje na torze wyścigowym. No nie ukrywam, jest to miłe, tyle że powoduje czasami pewne niedogodności. No bo też nie zawsze jest dobrze być rozpoznanym na ulicy. Wiele jest takich historii, gdzie myślę, że to się nie przysłużyło. Bardziej wynika z innej kwestii mi wyścigi inne, bo w Tajlandii, jeśli chodzi o wyścigi, no to nie jest aż tak narodowy sport. To nie jest tak, że się raz wystartuje w wyścigu i nagle wszyscy w Tajlandii już wiedzą Kto to jest i tak dalej to wynika trochę z innej kwestii. Wynika z kwestii tego, że Uczyłem się tam języka, że mieszkałem w miejscach, przebywałem w miejscach, gdzie turyści raczej się nie pojawiają. No i wtedy Tajowie są zainteresowani, po co, dlaczego. Stąd się bierze taka nazwijmy to, jakaś tam mała rozpoznawalność na ulicy, ale nie bezpośrednio z wyścigów.

- Mówiłeś, że umiejętności kierowcy wyścigowego przydają się na tajskich drogach. To jest tak, że jest tam "wolna amerykanka", że zasady, które znamy z ruchu ulicznego w Polsce, w ogóle się nie przydają?

- Lepiej ich nie znać, bo jak się je zna i pojedzie według naszych przepisów, to dojdzie do kolizji. Na pewno umiejętności z toru to przydaje się wszędzie Bo ewentualne uniki samochodem albo panowanie nad nim w jakiś sposób czy w ogóle wyczucie To się przydaje wszędzie, ale jeśli chodzi o przepisy ruchu drogowego, to są specyficzne. Tam mają na przykład zupełnie inny tor jazdy na skrzyżowaniach i tak jak ktoś pojedzie, tak jak u nas, "prawidłowo" jak my to rozumiemy, to jest wtedy kłopot, bo wtedy się robi korek i trzeba wiedzieć po prostu, jak jeżdżą lokalni kierowcy.

- Słuchacze pewnie tego jeszcze nie wiedzą, ale przymierzasz się do roli radiowca. Teraz jesteś w radiu. Czy to znaczy, że to jest inny pomysł na siebie, że będziemy się widywać na radiowych korytarzach?

- Chciałem spróbować czegoś, do tej pory byłem nastawiony tylko na wyścigi. To wszystko praktycznie przykrywało całą resztę i nic poza tym nie widziałem. Także bardzo dużo ludzi mówiło, że ze mną o niczym poza wyścigami raczej się porozmawiać nie dało. No a teraz tak zupełnie dla zabawy nagrałem taki klip gdzie zmontowałem małe studio radiowe amatorsko w domu. No i okazało się, że bardzo dużo ludzi zaczęło wspierać to i motywować mnie, żebym zaczął pracować z mikrofonem. Natomiast to nigdy nie było celem. Ale dlaczego nie i chętnie spróbuję. No ale praca w radiu to jest zbyt skomplikowane na razie. Myślę, że zaczniemy od takich prostych tematów, czyli po prostu żeby nagrywać jakieś podcasty, robić jakieś filmy na ten kanał i zobaczymy. Na razie trudno powiedzieć, co z tego wyniknie.

- Może w roli komentatora wyścigów?

- No właśnie od tego się zaczęło, żebym jechał samochodem i jednocześnie komentował. Aczkolwiek to może być ciężkie, bo po 23.00 dopiero da się wyemitować taki program.

Posłuchaj rozmowy z Lukasem Drozdowiczem:

Źródło:

RDC

Autor:

Łukasz Rydzewski/RDC