Chore indyki sprzedawane do ubojni. Weterynarz poniesie karę

  • 30.11.2021 18:31

  • Aktualizacja: 14:17 30.08.2022

Grzywna, areszt albo pozbawienie wolności do pięciu lat. To może grozić weterynarzowi, który był zamieszany w sprawę sprzedaży indyków zakażonych ptasią grypą. Chodzi o chore ptaki z fermy w Golicach Kolonii.
Powiatowy lekarz weterynarii poinformował, że weterynarz dopuścił się wykroczenia, bo nie zgłosił nikomu podejrzenia wystąpienia ogniska ptasiej grypy – mówi prokurator rejonowa Katarzyna Wąsak. - Jeżeli chodzi o to wykroczenie, co do którego zawiadomienie zostało złożone, zagrożone jest karą aresztu, ograniczenia wolności, grzywny - wylicza.

Ale to może nie być koniec kłopotów weterynarza. Z zawiadomienia wynika też, że mógł on wydawać dokumenty poświadczające nieprawdę, co jest przestępstwem.

- Więc prokurator jak najbardziej z urzędu może w tym kierunku prowadzić postępowanie. Ja dodam tylko, że prokurator generalnie nie zajmuje się wykroczeniami, ale to, co tutaj jest podane, jeżeli by się potwierdziło w zebranym materiale dowodowym, to nie jest wykluczone, że tutaj dojdzie do ustalenia, że takie przestępstwo zostało popełnione - dodaje prokurator.


Konsekwencje zawodowe

Ale to nie jedyne konsekwencje, z którymi musi liczyć się weterynarz. Nie może on już wystawiać świadectw zdrowia dla drobiu.

Nie dopełnił swojego obowiązku – mówi powiatowa lekarz weterynarii w Siedlcach Ewa Kunaszyk. - Ponieważ było wstawionych 30 tys. sztuk drobiu do gospodarstwa, a do ubojni wyjechało 16 tys. Lekarz, który wystawia takie świadectwo, powinien się zastanowić, gdzie jest reszta - wyjaśnia.

To nie jedyny zarzut. - Jeżeli hodowca wykazuje upadki sięgające blisko dwóch tysięcy dziennie, to lekarz weterynarii, który przyjeżdża przeprowadzić badanie, powinien się zastanowić, czy na pewno nic złego się w tym stadzie nie dzieje - dodaje Kunaszyk.

Lekarz powinien wszystkie wątpliwości zgłosić do powiatowego inspektoratu, a tego nie zrobił. Takie działanie to wykroczenie.

Los lekarza będzie zależał od tego, co zostanie ustalone w toku postępowania. Za poświadczenie nieprawdy grozi kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat.

Zakażone mięso przerabiane na kebab

Śledczy najpierw zajmą się jednak sprawą hodowcy. Zakażone indyki sprzedawał on do ubojni.

Mięso najpierw trafiło do województwa wielkopolskiego. - Tam przygotowano je na kebaby – mówi wojewódzki lekarz weterynarii Paweł Jakubczak. - Mrożony kebab wyjechał z województwa wielkopolskiego w ilości około 4 tys. kilogramów i należy się liczyć z tym, że on się gdzieś tam znajduje - wyjaśnia.

Jak przekonywał Jakubczak, nie stanowi ono zagrożenia dla zdrowia ludzi po takiej obróbce. Mimo to mięso z zakażonego drobiu ma zostać zutylizowane.

Nielegalne grzebowisko

Jak informowaliśmy w połowie listopada, pracownicy inspektoratu weterynarii odkryli w Golicach Kolonii nielegalne grzebowisko tysięcy padłych na ptasią grypę indyków. Znajdowało się na oczyszczonej fermie. To prawdopodobnie źródło pierwotnego ogniska w regionie siedleckim, od którego choroba rozniosła się na siedem kolejnych ferm.

- Nasze przypuszczenia są takie, że właśnie z tego miejsca poprzez środki transportujące żywiec do rzeźni, poprzez osoby, który wyłapują drób rzeźny rozwleczono grypę na cały powiat siedlecki - mówił Paweł Jakubczak.

To skandal i skrajna nieodpowiedzialność – dodał Jakubczak. - Świadome sprowadzenie na hodowców powiatu siedleckiego zagrożenia spowodowania rozwleczenia choroby zakaźnej i spowodowania strat gospodarczych dużych rozmiarów, w mojej ocenie taki tytuł należy temu nadać - mówił.

Przypadkowe odkrycie

Zakopane indyki były w bardzo zaawansowanym rozkładzie. Ziemia, którą były przysypane, już się podnosiła. - Zostały zagrzebane nie wiadomo do końca gdzie, w ilu miejscach, w jakich warunkach. Odbywało się to bez zgody inspekcji sanitarnej, inspekcji środowiskowej, RDOŚ i naszej - informował Jakubczak.

Odkrycia dokonano przez przypadek, gdy chorobę potwierdzono na sąsiedniej fermie kurzej. Pracownicy inspektoratu zauważyli wówczas wyczyszczoną fermę indyczą.

- Ustaliliśmy, że na tej fermie mogło dziać się coś niepokojącego. Kiedy weszliśmy, zastaliśmy duże połacie świeżej ziemi, które są istotnie uniesione, co oznacza, że indor zaczął się już tam gotować i rozkładać w tych zakopanych pryzmach - zauważył Jakubczak.

Hodowcy grozi nawet 8 lat więzienia.

Źródło:

RDC

Autor:

Beata Głozak/PL