Bp M. Janocha: wujek Jan Olszewski nauczył mnie kochać Polskę

  • 16.02.2019 12:55

  • Aktualizacja: 14:02 30.08.2022

Posłuchaj rozmowy Wojciecha Marczyka z ks. bp Michałem Janochą, siostrzeńcem zmarłego premiera Jana Olszewskiego.

Wojciech Marczyk: Księże Biskupie, był ksiądz trzymany do chrztu przez Jana Olszewskiego, brata mamy księdza. Możemy porozmawiać o ojcu chrzestnym, o wujku?

ks. bp Michał Janocha: Możemy.

Nurtowało mnie jedno pytanie, lecz nie śmiałem go zadać podczas naszych poprzednich rozmów. Chodzi o krzyż na piersi księdza biskupa. Są na ogół większe, okazalsze. Krzyż księdza jest dużo mniejszy.

Dostałem go dość nieoczekiwanie, 32 lata temu od wujka Jana Olszewskiego i jego żony, mojej cioci - Marty. Wręczyli mi go na początku mojej drogi kapłańskiej. Pamiętam do dziś tę sytuację; mówię ‘’wujku, ciociu, ksiądz nie nosi takiego krzyża”. A wujek powiedział: „przyda ci się, gdy zostaniesz biskupem”.

Nie był to jednorazowy kontakt z wujkiem.

Mam z nim mnóstwo wspomnień. Urodził się kamienicy przy Pobożańskiej na Pradze. Spędziłem tam moje dzieciństwo, pierwsze 7 lat życia. Postać wujka była związana z moim życiem. Uchodził za osobę tajemniczą. Jako młodzieniec nie znałem szczegółów jego działalności. Przecież on oprócz działalności adwokackiej pomagał wielu osobom, ciągle był aktywny. Ale nigdy o tym nie opowiadał. Śmialiśmy się, że dowiadywaliśmy się o nim więcej z Radia Wolna Europa niż od niego samego.

Nie wyobrażam sobie premiera Olszewskiego bez książek. Był intelektualistą.

Miał mnóstwo książek, wielką bibliotekę. Głównie o tematyce historycznej, społecznej, politycznej, politologicznej, związanej z Polską, z historią Europy i świata. Często sięgając do wspomnień widzę go z książką w ręku (…) Później ofiarowałem mu też moje publikacje. Czytał je, lecz był człowiekiem zwróconym cała swoją intelektualną istotą na zachód. Ja zajmowałem się wschodem. Stąd liczne dyskusje. Pamiętam wizytę u wujka w szpitalu, wujek podejrzewał, że to może być ostatnia wizyta. To było w 2015 roku. Dość często nawiązywał w ostatnich latach swojego życia do sytuacji na Ukrainie, historii tego kraju, do kwestii polsko- ukraińskich, do kwestii ostatniej wojny, a szczególnie do epizodów mało znanych w naszej historii jak współpraca AK i UPA przeciwko Sowietom. To było dla niego bardzo ważne; postrzeganie tej kwestii ukraińskiej. Wujek patrzył w perspektywie politycznej, ja w perspektywie artystycznej ale gdzieśmy się w tej historii spotykali.

Wróćmy do początków rodzinnych, do miejscowości Okuniew.

Dziadek pracował na kolei. Istniał wówczas bardzo głęboki etos kolejarza. I on go reprezentował.

Premier Olszewski często używał określenia służba. Jego praca także była dla niego służbą.

I podobnie było z dziadkiem. Symbolem były białe rękawiczki zakładane przed rozpoczęciem pracy.

Premier był człowiekiem zasadniczym, prawda?

Wujek był wrażliwy na prawdę i wewnętrzną prawość, cały czas tym żył. Denerwowało go zakłamanie, fałsz ale także interesowności. Żył skromnie, zupełnie zwyczajnie. Jeździł tramwajem, z wytartą teczką. Nie miał w sobie nic z tego co dzisiaj można spotkać w wielkim świecie. Kiedyś, może w latach 70. spędzaliśmy wspólnie wigilię. Podczas jednej z wieczerzy poczynił uwagę, że garnitur, który ma na sobie, może pochodzić z czasów maturalnych. Było w tym coś z uśmiechu ale nie wiem czy to nie była prawda.

Jak często panowie się kontaktowali?

Rzadko. Wujek był osobą zajętą, zaangażowaną. Jednak święta, imieniny, rodzinne okazje - o tym pamiętał zawsze, nigdy nie zapomniał. To były szanse rodzinnego spotkania, dłuższych rozmów.

Na pewno doszły do księdza biskupa rozmaite głosy mówiące, że "socjalista ma siostrzeńca biskupa"…

Tak. Ale my mówiąc "socjalizm" projektujemy obraz spaczony, zdegradowany przez socjalizm. Wujkowi bliskie były ideały socjalizmu w rozumieniu etymologicznym, historycznym. Mowa o biedzie, o wrażliwości na ludzką krzywdę, kwestiach socjalnych, społecznych. Zawsze był po stronie słabszych, biednych. Stefan Okrzeja, który pochodził z naszej rodziny, babcia Jadwiga była jego kuzynką, był socjalistą w najszlachetniejszym rozumieniu tego słowa. I w tym właśnie znaczeniu wujek przyznawał się do socjalizmu. Był to jednak socjalizm rozumiany zupełnie inaczej niż głosiły to sztandary PZPR. Okres międzywojenny, okres budowania niezależnej Polski był dla wujka bardzo ważny. Często się do tego odwoływał – etosu wspólnego fundamentu, ponad wszelkimi podziałami, z którego wszyscy wyrastamy, a który ujawnia się w momencie mobilizacji w obliczu dramatycznych sytuacji, tak jak w 1939 roku. Te wspomnienia małego chłopca kształtują całe jego dorosłe życie.

W czasie Powstania Warszawskiego wujek miał 14 lat.

Był jednym z najmłodszych uczestników zrywu. Chłopcy robili wówczas to, co było nakazem chwili. Nie postrzegali tego jako akt heroizmu, wielkiego poświęcenia. To było spontaniczny odruch ludzi tego pokolenia, ludzi wykształconych w międzywojniu.

Premier Jan Olszewski był dla mnie romantykiem, nie pasował do rozgardiaszu politycznego z czasu przełomu.

Zgadzam się. Z perspektywy śmierci wujka widzę to jaśniej, mocniej. Wujek żył wielkimi ideami, to było całe jego życie, temu służył, temu był wierny. Tej idei polskiej niepodległości, honoru, sprawiedliwości. Słowa niestety straciły wielką moc prawdy ale wujek był temu wierny i przywracał tym słowom życiodajną, pierwotną treść.

Czy to prawda, że miał dwie miłości? Żonę i Polskę.

Tak. Miłość do Polski chronologicznie była pierwsza, ujawniła się w czasach młodzieńczych, już w czasie wojny. Wszystko co robił w życiu temu poświęcał, gdyby to z jego życia wyjąć to by się to życie rozsypało, straciło sens. A w planie indywidualnym, wielką miłością obdarzył Martę Miklaszewską, z którą związał się na całe życie.

Jak wujek zareagował na wieść, że został ksiądz biskupem?

Był powściągliwy w swojej reakcji. Bardzo go za to ceniłem. Ważył słowa nie tylko jako polityk, ale też jako człowiek. Ważył słowa, bo ważył myśli. Nie wygłaszał patetycznych tez. Nie pamiętam jego słów, które miałby charakter programowy, które musiałbym zapamiętać. Podkreślał jedynie,wiele razy, jak wielka odpowiedzialność na mnie ciąży. Jak wielka służba mnie czeka, służba czyli życie nie dla siebie, życie dla czegoś, kogoś większego niż my.

Jak premier przeżywał potyczki z władzą ludową? Był zawieszony za obronę studentów w związku z wydarzeniami z 1968 roku, był oskarżycielem posiłkowym w procesie dot. zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki. Nie bał się?

Z jednej strony wujek był jednoznaczny i radykalny. Mówił, że komunizm jest zniewoleniem. Był w tym odważny, nie każdego było na to stać. Wielu tak myślało, niewielu odważyło się tak mówić. Pamiętał, to był chyba grudzień 1970, choinka, siedzimy, a wujek mówi : „PRL się skończy, komunizm się skończy”. W tamtym czasie takie słowa były szokiem. Nie tylko nikt tego wówczas głośno nie mówił. Nikt tak nawet nie myślał. Wujek to już widział, dlatego zawsze przywiązywałem dużą wagę do jego wypowiedzi na temat przyszłości, chociaż zawsze powściągliwych, to często miał rację. Chociaż wujek rzadko odnosił się do konkretnych postaci. Nigdy nie słyszałem z jego ust słów poniżających kogokolwiek, bardzo jasno określał swoje przekonania ale miał w tym wszystkich klasę. Nie było w nim zawiści, wbrew temu co przypisywali mu jego przeciwnicy.

Jego ostatnie wystąpienia na sali sejmowej…

On to bardzo głęboko przeżył, tylko on sam jeden wiedział jak bardzo. Natomiast w tym co mówił nigdy nie było nienawiści. Tak próbowano kreować jego wizerunek ale to nie jest Jan Olszewski. To była makieta stworzona przez wrogie mu środowiska.

Jak swój wolny czas spędzał premier Olszewski? Trudno mi sobie wyobrazić, że miał go dużo…

Nie przypominam sobie wujka wyjeżdżającego na dłuższe wakacje. Zaczął podróżować dopiero, gdy został premierem. Najpierw Watykan, wizyta u Ojca Świętego, potem Stany Zjednoczone. Zresztą kolejność wizyt nie jest przypadkowa, tylko głęboko przemyślana i symboliczna. Zresztą w jego życiu nie było podziału na pracę i odpoczynek. Był czas poświęcony jednej sprawie – niepodległej Polsce.

A jak premier Olszewski postrzegał sprawę zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki?

Tak jak wspomniałem, wujek był powściągliwy, zwłaszcza w okazywaniu uczuć. Ja w jego oczach łzy widziałem tylko raz, przed 3 laty, gdy spotkalismy się w szpitalu i wujek miał poczucie, że to nasze ostatnie spotkanie. Mówił zresztą wtedy o Bogu. Nie znam jego refleksji na ten temat, poza tym co wygłosił podczas mowy w trakcie procesu, jako oskarżyciel posiłkowy. Wujek mówił, był przekonany, że ta zbrodnia miała być pewną prowokacją dążącą do większego fermentu w państwie, a ostatecznie do destabilizacji tego państwa. Ja przypomnę jeden szczegól, który jest wielce znaczący, na miejscu porwania księdza Jerzego został w cudzysłowie ‘’zgubiony’’, zostawiony, orzełek z milicyjnej czapki. Wujek miał wrażenie, że chodziło o wywołanie niepokojów społecznych. Ale trzeba przede wszystkim powiedzieć, kiedy mówimy o czasach PRL-u, że wujek jako prawnik z wykształcenia, prawnik w najlepszym znaczeniu tego słowa, w sposobie jego myślenia, nie miał nigdy w sobie tego co miał Stefan Okrzeja czyli pewnych rewolucyjnych pomysłów, które dążyłyby do niepodległości poprzez użycie siły. On zawsze działał, starał się działać zgodnie z prawem, nawet wewnątrz tego kulawego, niesprawiedliwego, opresyjnego prawa PRL-u. Tak sobie teraz uświadomiłem, że jedyna książka jaką napisał, a właściwie mały zeszyt wydawany podziemnie to jest ‘’Stosunek obywatela do służby bezpieczeństwa’’. Wujek opierał się na prawie PRL-u, którego nikt nie znał, i podawał konkretne wskazówki, jak obywatel ma się zachować w przypadku inwigilacji, zatrzymania, jakie prawa przysługują obywatelowi. Taki praktyczny przewodnik, który wyrastał z jego doświadczenia i wielu się przydawał.

Co ksiądz biskup zawdzięcza swojemu ojcu chrzestnemu? Kościół Rzymskokatolicki przykłada ogromną wagę do roli ojca chrzestnego.

Dla mnie to zawsze było ważne. Osoba wujka łączyła się w mojej świadomości z tym, że jest to chrzestny ojciec, że to poprzez niego zostałem włączony w kościół. Stało się to na ulicy Pobożańskiej, niedaleko naszego domu. W 1960 roku na Bródnie. Jeszcze wtedy Kościół Matki Bożej Różańcowej był budowany, a Msze Święte były odprawiane w małej kaplicy, gdzie teraz są Siostry Matki Teresy. W tym krzyżu, o którym pan redaktor wspomniał, jest jakiś skrót i symbol tego wszystkiego. Ja dopiero po latach, kiedy ten krzyż nosze na codzień, coraz bardziej rozumiem przesłanie w nim zawarte.

Księże Biskupie, czy można jakoś określić brak Jana Olszewskiego w naszym społeczeństwie i w rodzinie?

Trudne, chyba nie umiem tego zdefiniować. W rodzinie zawsze zostanie puste miejsce. Najwięcej mogłaby o tym powiedzieć, ale nie powie, ciocia Marta. A w społeczeństwie, ja myślę – paradoksalnie - że wiele tych myśli, idei, intuicji którymi wujek żył i którym poświęcił swoje życie są obecne w społeczeństwie i nawet często nieuświadomione przez ludzi z różnych opcji politycznych. Przypomnę, że w czasie kiedy wujek był premierem, takie mocne postawienie sprawy niezależności Polski w sytuacji gdy mieliśmy próby agenturalizacji naszego kraju w związku z sojuszami zachodnimi. Wujek to mówił expressis Derbis. Pamiętam jego wypowiedź z właściwą jemu delikatnością, że ci którzy kiedyś krytykowali jego poglądy dziś głoszą to samo. Skwitował to słowami: „ja ich rozumiem i uważam, że ta amnezja może dobrze o nich świadczy”.

Czy wujek utrzymywał kontakty z kolegami ze szkolnych ław?

Na ten temat mam małą wiedzę. Wujek ukończył Gimnazjum Lisa Kuli, a studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim, nawiasem mówiąc w budynku do którego przyszedłem później jako ksiądz, jako kleryk. To był wtedy Wydział bardzo mocno inwigilowany. Po śmierci okaże się z iloma osobami faktycznie miał kontakt. Podobnie jak dawniej moi dziadkowie dowiadywali się o jego działalności z Wolnej Europy, tak ja dzisiaj dowiaduję się czytając gazety czy słuchając radia.

Jak pozostanie w pamięci księdza osoba ojca chrzestnego, premier, intelektualista, romantyk?

Pamięć o osobach nam bliskich jest czymś z czego nieustannie korzystamy, nie mając nawet tego świadomości. Trochę jak powietrze którym oddychamy, nie zdając sobie sprawy, że bez niego nie możemy żyć. Myślę, że podobnie jest z osobami, które były nam bliskie, które dużo znaczyły w naszym życiu. Sposób myślenia, bycia i życia wujka mocno na mnie oddziaływał. Kiedy zostałem biskupem podziękowałem mu i powtórzę to też teraz - dziękuję, że nauczył mnie kochać Polskę…

Wróćmy do pytania z początku naszej rozmowy. Jak Jan Olszewski przejawiał swoje zainteresowanie wobec książek, których ksiądz jest autorem? Książek o kulturze wschodu, kulturze bizantyjskiej, o ikonach. Dostrzegał piękno tak, jak dostrzegał je ksiądz?

Niewiele o tym rozmawialiśmy. Wujek nauczył mnie, że kiedy mówimy o wschodzie, zwłaszcza tym bliskim, z którym sąsiadujemy odróżnianie warstwy kultury od warstwy polityki jest szalenie ważne. Można być rozmiłowanym w kulturze wschodu, a mieć dystans do spraw politycznych. Oczywiście, to kwestie bardzo złożone bo mówimy o Białorusi, o Ukrainie i o Rosji. Wujek wracał wielokrotnie do wątków ukraińskich, które były mu bardzo bliskie i ważne. Podkreślał to wszystko, co nas łączyło. Na temat sztuki i piękna, rzadko rozmawialiśmy. Myślę, że gdyby styl życia i bycia wujka zamknąć w jednym słowie to bym użył słowa „prawda”. Prawda jest piękna z natury. Natomiast, jego stosunek do życia nie był stosunkiem estetycznym, ale etycznym. W tym zawierała się nigdy nie wypowiadana deklaratywnie, ani nie afiszowana myśl chrześcijańska. Pamiętam, jak podczas rozmowy w szpitalu wujek wspominał swoje dzieciństwo i babcię Jadwigę, która go nauczyła pacierza i mówiła mu: „Tyle cię nauczyłam, a reszta już do ciebie należy. Pamiętaj, że możesz oszukać mamę, możesz oszukać ojca, ale nie oszukasz Pana Boga”. Wujek to podsumował jednym lapidarnym zdaniem: „starałem się tak żyć”.

Księże Biskupie, czy dawało się wyczuć, że premier Olszewski czasami mógł mieć wrażenie, że ta jego walka o prawdę w bezlitosnym nieraz świecie, wszystko co robił w służbie ojczyźnie, że to była syzyfowa praca?

Myślę, że to bardzo ważne pytanie. Gdyby popatrzeć na jego działalność polityczną z punktu widzenia czystej pragmatyki, można by powiedzieć, że w większości skończyła się fiaskiem. Natomiast jeśli patrzymy na to z perspektywy wielkiego czasu, pewnych fundamentów, to wszystko wygląda zupełnie inaczej. A tylko taka perspektywa naprawdę ma sens. Nieraz ci, którzy pozornie wygrywają, okazują się przegrani, a Ci którzy przegrywają tak naprawdę są zwycięzcami. Myślę, że to też jest bardzo ewangeliczne. Im więcej czytam wujka, tym bardziej widzę jak głęboko ewangeliczne są to myśli, chociaż nie odwołują się do ewangelii expressis verbis.

Na koniec przywołam pewien epizod, który był ze mną związany. Trzeciego maja 1982 roku, a więc w stanie wojennym, jako student wracałem z katedry z Matką Boską w klapie. Łapanka na Nowym Świecie. Znalazłem się autobusie ZOMO. Wywieźli mnie na komisariat, na Łopaczewską. Jechałem w większości ze studentami, którzy brali udział w mszy świętej w intencji Ojczyzny. Wszyscy dostają „z urzędu” pół roku więzienia z zamianą na grzywnę. Rodzice mnie wykupili. W domu euforia, syn wrócił, a mogło być różnie. Wujek jednak stwierdził stanowczo: nie można na tym poprzestać, konieczne jest odwołanie. Na procesie kapitan milicji opowiadał, że rzucałem kostką brukową, że lżyłem władzę ludową, cytował niecenzuralne słowa których miałem użyć. A wujek jako doświadczony prawnik przeanalizował wypowiedzi tego milicjanta, który – jak się okazało – był tzw. zawodowym świadkiem i zeznawał to samo podczas wszystkich odwołań za każdym razem podczas odwołań od wyroku. W następnej instancji okazało się, że ten człowiek nigdy nie pracował w milicji. Wujkowi zawdzięczam również to, że kiedy zakończyło się to uniewinnieniem nie poprzestałem na akceptacji tego niesprawiedliwego wyroku, ponieważ następne zatrzymanie mogło skończyć się o wiele gorzej. W historii stanu wojennego to drobiazg, ale dla mnie to była wielka rzecz, a interwencja wujka bardzo mi pomogła.

Z ks. bp Michałem Janochą rozmawiał Wojciech Marczyk.

Źródło:

RDC

Autor:

Wojciech Marczyk/mnd