Arriva: żaden z kierowców nie przystąpi do pracy bez narkotestu

  • 08.07.2020 09:20

  • Aktualizacja: 15:10 15.08.2022

Kierowcy Arrivy, którzy nie zgodzą się na poddanie się testom na obecność narkotyków w organizmie, zostaną odsunięci od obowiązków - dowiedziało się Radio dla Ciebie. To reakcja władz spółki na ostatnie dwa wypadki miejskich autobusów w Warszawie, które spowodowali kierowcy zatrudnieni przez firmę.
Szefostwo Arrivy - jednej z firm dotychczas odpowiedzialnych za przewóz pasażerów komunikacji miejskiej w Warszawie - zdecydowało o jednorazowym przebadaniu wszystkich swoich pracowników pod kątem obecności narkotyków w organizmie. Spółka ma nadzieje, że kierowcy w poczuciu odpowiedzialności dobrowolnie poddadzą się testom.

- Istnieje bowiem problem luki prawnej - kierowcy nie mają takiego obowiązku - tłumaczy w rozmowie z RDC rzeczniczka Arrivy Joanna Parzniewska. - Zgodnie z przepisami, pracodawca ma prawo skontrolować pracownika pod kątem obecności narkotyków, jeśli ma uzasadnione podejrzenia - jeśli pracownik zachowuje się niestandardowo - dodaje.

Ci kierowcy, którzy dziś nie poddadzą się badaniom, będą odsunięci od obowiązków. - W dalszym toku, na miejsce będzie wzywana policja, która ma prawo do przeprowadzenia narkotestu - wyjaśnia Parzniewska.

W sumie Arriva zatrudnia ok. 570 kierowców. Badania na obecność narkotyków finansuje spółka. Wykorzystywane są testy dostępne na rynku, choć - jak podkreśla firma - w najbliższym czasie próbki mają być sprawdzane w laboratoriach.

Zawieszona umowa

We wtorek stołeczny urząd miasta postanowił zawiesić umowę z Arrivą. Joanna Parzniewska zapewniła, że spółka w pełni szanuje decyzję miasta, która - jak przypomniała - związana jest z okolicznościami wtorkowego wypadku autobusu miejskiego.

- Działając w poczuciu najwyższej odpowiedzialności za zdrowie i życie pasażerów, rozpoczęliśmy badania wszystkich kierowców zatrudnionych przez Arriva, pomimo istniejącej luki prawnej oraz nieuregulowanych kwestii kontroli kierowców przez przewoźników pod kątem stosowania środków odurzających - zaznaczyła. Parzniewska dodała, że przewoźnicy Arrivy zostaną również przeszkoleni przez specjalistów w zakresie rozpoznawania oznak wpływu narkotyków. - Potwierdzimy bezpieczeństwo realizowanych przez nas przewozów. Pozostajemy też do pełnej dyspozycji służb i podmiotów kontrolujących - wskazała.

Rzeczniczka zaznaczyła, że Arriva chce ponadto, "razem ze wszystkimi zainteresowanymi stronami, którym zależy na bezpieczeństwie transportu, wypracować odpowiednie mechanizmy, które pozwolą rozwiązać systemowo problem oraz zagwarantować bezpieczeństwo pasażerom". - Wystąpiliśmy do ministerstwa z pismem wskazującym na konieczność zmian prawnych w zakresie mechanizmów kontrolnych pracowników w transporcie publicznym. Bezpieczeństwo zarówno pasażerów, jak i wszystkich uczestników ruchu drogowego było, jest i będzie dla naszej firmy najwyższym priorytetem - zapewniła Parzniewska.

Dwa wypadki autobusów miejskich

We wtorek ok. godz. 10:30 na ul. Klaudyny na warszawskich Bielanach kierowca autobusu linii 181 uderzył w cztery zaparkowane pojazdy i latarnię. Jedna osoba, pasażerka autobusu, została przewieziona do szpitala z ogólnymi obrażeniami. Jak poinformowała policja, 25-letni kierowca autobusu był trzeźwy, ale test na narkotyki wykazał w jego organizmie obecność metaamfetaminy. Mężczyzna został zatrzymany.

Po wypadku rzeczniczka stołecznego ratusza Karolina Gałecka poinformowała, że w związku z decyzją o czasowym zawieszeniu umowy z Arrivą, autobusy tego przewoźnika nie wyjadą do odwołania na stołeczne drogi. Jak wskazała - pojazdy zapewnić ma pozostałych pięciu przewoźników, którzy realizują przewozy na terenie miasta.

Wtorkowy wypadek to drugie podobne zdarzenie z udziałem kierowcy miejskiego autobusu pracującego dla firmy Arriva w ostatnim czasie. 25 czerwca kierowca autobusu linii 186 spowodował wypadek na moście Grota-Roweckiego, w którym zginęła pasażerka, a czworo innych pasażerów zostało ciężko rannych. Tomasz U., który kierował pojazdem, był pod wpływem amfetaminy. Został aresztowany. Grozi mu 15 lat więzienia.

Źródło:

RDC/PAP

Autor:

Anna Boćkowska/PG