Z archiwum RDC

Z archiwum RDC: Józef Petrusewicz

  • Jerzy Piórek

  • 16.12.2017
  • 14 min 20 s

Krótki opis odcinka

Zmarły 11 lat temu Józef Petrusewicz urodził się w rodzinie ziemiańskiej na Wileńszczyźnie. Kiedy po wojnie zamieszkał w kurpiowskiej wsi Łyse, pokochał Kurpie. Miłość do Ziemi Kurpiowskiej łagodziła tęsknotę za ziemią dziecięcych wspomnień. Polubił Kurpiów, pozyskał ich przyjaźń i sympatię, poznał ich kulturę i zwyczaje, nauczył się ich języka. Chociaż gwarą kurpiowską mówił z wileńskim zaśpiewem. Ludzie tutejsi uważali go za swojego do tego stopnia, że powierzyli mu godność starosty bartnego na Miodobraniu Kurpiowskim. W sukmanie i kurpiowskim kapeluszu bawił ludzi dowcipnymi gadkami. Był przyjacielem przyrody. Jego, słynący z gościnności, drewniany dom znajdował się nieopodal uroczyska bagiennego „Serafin”, skąd słychać było klangor żurawi i wiosenne toki cietrzewi. Był powszechnie szanowanym lekarzem weterynarii i przyjacielem zwierząt, o których potrafił opowiadać ciekawie i z sympatią. W audycji usłyszą Państwo nagranie z roku 1995. Jest to rozmowa o koniu, świni i krowie… A oto fragment kurpiowskiej części wspomnień red. Józefa Sobieckiego „Dźwiękowe ścieżki pamięci”. Z Józefem Petrusewiczem spotykaliśmy się często i rozmawialiśmy jak „Józef z Józefem”. Zbliżyło nas nie tylko zamiłowanie do kultury kurpiowskiej, ale również do przyrody. Poznaliśmy się podczas Miodobrania Kurpiowskiego w roku 1991. Na wiosnę następnego roku skorzystałem z zaproszenia i odwiedziłem go w jego drewnianym domu na skraju lasu, nieopodal Rezerwatu Bagiennego „Serafin”. Poczęstował mnie wspaniałą kiełbasą swojej roboty, wędzoną szynką z kością i marynowanymi grzybami. Nie obeszło się bez degustacji nalewek… Wtedy zwróciłem uwagę na stare mebla, które jak się okazało, pochodziły z jego domu rodzinnego z okolic Wilna. Były aż trzy kredensy. Największy, jak wspominał, służył mu w latach chłopięcych za kryjówkę, do której doprowadził światło elektryczne i czytał swoje ulubione książki. Poprosiłem wtedy Józefa, aby opowiedział mi o Uroczysku Serafin… Tam gdzie obecnie jest Rezerwat Bagienny „Serafin” jeszcze sto lat temu było największe na Kurpiach jezioro Krusko, w którym poziom wody był wyższy niż we wszystkich okolicznych rzekach, łącznie z Pisą. Także wodę z tego jezioro łatwe było odprowadzić i postanowiono to zrobić . W rezultacie już przed II wojną światową jezioro zaczęło intensywnie wysychać i zarastać. Pozostało po nim przepaściste bagno. W Rezerwacie „Serafin” występuje obficie roślinność bagienna. Spotkać można miejsca porośnięte żurawiną i rosiczką. Również bogaty jest świat ptaków. Są tam bociany, żurawie, cietrzewie i inne ptaki wodno – błotne oraz wiele ptaków drapieżnych i śpiewających. Ze ssaków zobaczymy: łosie, jelenie, sarny i dziki... Kto czytał „Lato leśnych ludzi” Marii Rodziewiczówny, ten wie, że bohaterów o świcie witały a wieczorem żegnały żurawie swoim klangorem. Również ja witam i żegnam dzień razem z żurawiami. Pobliski Rezerwat „Serafin” to jest właśnie miejsce, gdzie te ptaki co roku zakładają swoje gniazda. Jest ich tu kilka par. Do czasu złożenia jaj zachowują się głośno. Później nieco przycichają zajęte wysiadywaniem jaj i karmieniem piskląt. Na jesieni jest ich bardzo dużo, bo tu zatrzymują się również, podczas przelotów, żurawie, które z północy lecą na południe. Wtedy można podziwiać stada po kilkadziesiąt sztuk. W głąb rezerwatu prowadzi drewniana kilkusetmetrowa kładka, po której można dojść do miejsc lęgowych żurawi. Tam doskonale je słychać, a komu się powiedzie to może również zobaczyć i podziwiać, podczas godów wiosennych taniec zalotny połączony z niezwykłym śpiewem, zwanym klangorem lub fanfarami. To jedno z piękniejszych zjawisk w przyrodzie. Kurpie bardzo polubili te wysokie, dostojne siwo-srebrno ubarwione ptaki z czerwonymi berecikami na czubkach głowy. Jeden z najpiękniejszych kurpiowskich tańców ludowych nazywa się „żuraw” i przypomina godowy taniec tych ptaków. Często jako myśliwy byłem naocznym świadkiem wiosennych toków cietrzewi. Uroczysko „Serafin” to jest jedna z nielicznych już ostoi cietrzewi na tym terenie, bo cietrzewie w okresie zimy żywią się pączkami drzew liściastych, a tych tu nie brakuje. Upodobały sobie bagienny gęsty ols, gdzie na wiosnę odbywają toki i gdzie zakładają gniazda. W ciche wiosenne poranki z mojego domu doskonale je słychać. Tych ptaków niestety jest coraz mniej i dobrze, że są one pod ochroną. Prawdziwych myśliwych ciągnie jednak wiosną na bagna, żeby przynajmniej posłuchać toków i jak się poszczęści być naocznym świadkiem tego niezwykłego zjawiska. Ja co roku chodzę na tokowiska i nawet kiedy nie było zakazu polowania, nie strzeliłem żadnego cietrzewia, bo za ładny to ptak. Zawsze byłem pod wrażeniem tego misterium jakie odbywało się na wiosnę w przyrodzie. Kiedy wieje, wiatr cietrzewie nie tokują. Kiedy jest cisza, wschodzi słońce, przyroda budzi się, wtedy pojawia się pierwszy tokownik. Jest to najczęściej stary samiec. Kiedy zaczyna tokować przylatują następne. Nie ma walki, jest tylko demonstracja piękna i siły, jest rywalizacja. Samce rozkładają swoje ogony w kształt liry, a nad oczami widać czerwone nabrzmiałe brodawki. Wtedy też rozpoczyna się niezwykły koncert, w którym usłyszeć można różne dźwięki: syczenie, gulgotanie, piłowania… I oczywiście jak to w przyrodzie bywa, w tej rywalizacji zwycięża najbardziej urodziwy, najsilniejszy i najdzielniejszy samiec. On też wybiera sobie partnerki, które wydadzą na świat potomstwo. U cietrzewi nie ma, jak u innych ptaków, łączenia się w pary, a jaja wysiaduje tylko samica. Jak widać samców interesują tylko zaloty i dyskoteka.

Opis odcinka

Zmarły 11 lat temu Józef Petrusewicz urodził się w rodzinie ziemiańskiej na Wileńszczyźnie. Kiedy po wojnie zamieszkał w kurpiowskiej wsi Łyse, pokochał Kurpie. Miłość do Ziemi Kurpiowskiej łagodziła tęsknotę za ziemią dziecięcych wspomnień. Polubił Kurpiów, pozyskał ich przyjaźń i sympatię, poznał ich kulturę i zwyczaje, nauczył się ich języka. Chociaż gwarą kurpiowską mówił z wileńskim zaśpiewem. Ludzie tutejsi uważali go za swojego do tego stopnia, że powierzyli mu godność starosty bartnego na Miodobraniu Kurpiowskim. W sukmanie i kurpiowskim kapeluszu bawił ludzi dowcipnymi gadkami. Był przyjacielem przyrody. Jego, słynący z gościnności, drewniany dom znajdował się nieopodal uroczyska bagiennego „Serafin”, skąd słychać było klangor żurawi i wiosenne toki cietrzewi. Był powszechnie szanowanym lekarzem weterynarii i przyjacielem zwierząt, o których potrafił opowiadać ciekawie i z sympatią. W audycji usłyszą Państwo nagranie z roku 1995. Jest to rozmowa o koniu, świni i krowie… A oto fragment kurpiowskiej części wspomnień red. Józefa Sobieckiego „Dźwiękowe ścieżki pamięci”. Z Józefem Petrusewiczem spotykaliśmy się często i rozmawialiśmy jak „Józef z Józefem”. Zbliżyło nas nie tylko zamiłowanie do kultury kurpiowskiej, ale również do przyrody. Poznaliśmy się podczas Miodobrania Kurpiowskiego w roku 1991. Na wiosnę następnego roku skorzystałem z zaproszenia i odwiedziłem go w jego drewnianym domu na skraju lasu, nieopodal Rezerwatu Bagiennego „Serafin”. Poczęstował mnie wspaniałą kiełbasą swojej roboty, wędzoną szynką z kością i marynowanymi grzybami. Nie obeszło się bez degustacji nalewek… Wtedy zwróciłem uwagę na stare mebla, które jak się okazało, pochodziły z jego domu rodzinnego z okolic Wilna. Były aż trzy kredensy. Największy, jak wspominał, służył mu w latach chłopięcych za kryjówkę, do której doprowadził światło elektryczne i czytał swoje ulubione książki. Poprosiłem wtedy Józefa, aby opowiedział mi o Uroczysku Serafin… Tam gdzie obecnie jest Rezerwat Bagienny „Serafin” jeszcze sto lat temu było największe na Kurpiach jezioro Krusko, w którym poziom wody był wyższy niż we wszystkich okolicznych rzekach, łącznie z Pisą. Także wodę z tego jezioro łatwe było odprowadzić i postanowiono to zrobić . W rezultacie już przed II wojną światową jezioro zaczęło intensywnie wysychać i zarastać. Pozostało po nim przepaściste bagno. W Rezerwacie „Serafin” występuje obficie roślinność bagienna. Spotkać można miejsca porośnięte żurawiną i rosiczką. Również bogaty jest świat ptaków. Są tam bociany, żurawie, cietrzewie i inne ptaki wodno – błotne oraz wiele ptaków drapieżnych i śpiewających. Ze ssaków zobaczymy: łosie, jelenie, sarny i dziki... Kto czytał „Lato leśnych ludzi” Marii Rodziewiczówny, ten wie, że bohaterów o świcie witały a wieczorem żegnały żurawie swoim klangorem. Również ja witam i żegnam dzień razem z żurawiami. Pobliski Rezerwat „Serafin” to jest właśnie miejsce, gdzie te ptaki co roku zakładają swoje gniazda. Jest ich tu kilka par. Do czasu złożenia jaj zachowują się głośno. Później nieco przycichają zajęte wysiadywaniem jaj i karmieniem piskląt. Na jesieni jest ich bardzo dużo, bo tu zatrzymują się również, podczas przelotów, żurawie, które z północy lecą na południe. Wtedy można podziwiać stada po kilkadziesiąt sztuk. W głąb rezerwatu prowadzi drewniana kilkusetmetrowa kładka, po której można dojść do miejsc lęgowych żurawi. Tam doskonale je słychać, a komu się powiedzie to może również zobaczyć i podziwiać, podczas godów wiosennych taniec zalotny połączony z niezwykłym śpiewem, zwanym klangorem lub fanfarami. To jedno z piękniejszych zjawisk w przyrodzie. Kurpie bardzo polubili te wysokie, dostojne siwo-srebrno ubarwione ptaki z czerwonymi berecikami na czubkach głowy. Jeden z najpiękniejszych kurpiowskich tańców ludowych nazywa się „żuraw” i przypomina godowy taniec tych ptaków. Często jako myśliwy byłem naocznym świadkiem wiosennych toków cietrzewi. Uroczysko „Serafin” to jest jedna z nielicznych już ostoi cietrzewi na tym terenie, bo cietrzewie w okresie zimy żywią się pączkami drzew liściastych, a tych tu nie brakuje. Upodobały sobie bagienny gęsty ols, gdzie na wiosnę odbywają toki i gdzie zakładają gniazda. W ciche wiosenne poranki z mojego domu doskonale je słychać. Tych ptaków niestety jest coraz mniej i dobrze, że są one pod ochroną. Prawdziwych myśliwych ciągnie jednak wiosną na bagna, żeby przynajmniej posłuchać toków i jak się poszczęści być naocznym świadkiem tego niezwykłego zjawiska. Ja co roku chodzę na tokowiska i nawet kiedy nie było zakazu polowania, nie strzeliłem żadnego cietrzewia, bo za ładny to ptak. Zawsze byłem pod wrażeniem tego misterium jakie odbywało się na wiosnę w przyrodzie. Kiedy wieje, wiatr cietrzewie nie tokują. Kiedy jest cisza, wschodzi słońce, przyroda budzi się, wtedy pojawia się pierwszy tokownik. Jest to najczęściej stary samiec. Kiedy zaczyna tokować przylatują następne. Nie ma walki, jest tylko demonstracja piękna i siły, jest rywalizacja. Samce rozkładają swoje ogony w kształt liry, a nad oczami widać czerwone nabrzmiałe brodawki. Wtedy też rozpoczyna się niezwykły koncert, w którym usłyszeć można różne dźwięki: syczenie, gulgotanie, piłowania… I oczywiście jak to w przyrodzie bywa, w tej rywalizacji zwycięża najbardziej urodziwy, najsilniejszy i najdzielniejszy samiec. On też wybiera sobie partnerki, które wydadzą na świat potomstwo. U cietrzewi nie ma, jak u innych ptaków, łączenia się w pary, a jaja wysiaduje tylko samica. Jak widać samców interesują tylko zaloty i dyskoteka.

Kategorie:

OGÓLNY OPIS PODCASTU

Z archiwum RDC

Odcinki podcastu (417)

  • 14.04.2024

    • 14.04.2024

    • 25 min 39 s

  • 13.04.2024, cz.II

    • 13.04.2024

    • 16 min 32 s

  • 13.04.2024, cz.I

    • 13.04.2024

    • 38 min 49 s

  • 07.04.2024

    • 07.04.2024

    • 19 min 09 s

  • 06.04.2024, cz. II

    • 06.04.2024

    • 19 min 24 s

  • 06.04.2024, cz. I

    • 06.04.2024

    • 54 min 49 s

  • 01.04.2024

    • 01.04.2024

    • 53 min 48 s

  • 31.03.2024

    • 31.03.2024

    • 19 min 20 s

  • 30.03.2024

    • 30.03.2024

    • 55 min 01 s

  • 24.03.2024

    • 24.03.2024

    • 12 min 41 s

1
2
3
...
40
41
42