– Słowa Chrystusa o dźwiganiu swojego krzyża i podążaniu za nim to jeden z wielkich paradoksów chrześcijaństwa (…). To nieustanne powracanie do tego, że życie ma sens i ono ma mnie do czegoś zaprowadzić – mówił w programie „Religie” Marcin Nowak z Centrum Myśli JP II.
„Co Zmartwychwstanie ma wspólnego z nami?” – pyta w swojej książce pt. „Jezus” amerykański jezuita James Martin. „Przecież to mało prawdopodobne, byśmy mieli umrzeć na krzyżu – nawet jeśli na całym świecie chrześcijanie wciąż są prześladowani. Pojawia się tu jeszcze jedno pytanie, nad którym, jak dotąd, się nie zastanawialiśmy, bo nie da się na nie odpowiedzieć, nie odnosząc się do Zmartwychwstania, co oznaczają słowa Jezusa, napisane w Ewangeliach o braniu swego krzyża?”.
Co znaczą te słowa? Marcin Nowak z Centrum Myśli JP II podkreśla, że Wielkanoc to szczególny czas, kiedy Kościół przypomina osobom wierzącym o sensie cierpienia.
– Dla mnie Zmartwychwstanie to ciągły powrót do nadziei i miłości. Słowa Chrystusa o dźwiganiu swojego krzyża i podążaniu za nim to jeden z wielkich paradoksów chrześcijaństwa, które jest niewątpliwie religią paradoksów – żeby coś dać, musisz coś stracić; żeby żyć, musisz umrzeć. Oczywiście możemy wchodzić w tajemnicę z takim przekonaniem, że to są słowa, które mają w sobie mądrość. Przychodzi nam z pomocą psychologia, która mówi o dezintegracji pozytywnej i o tym, że rozwijamy się przez kryzysy, że człowiek i jego życie to nieustanne pasmo rozwoju właśnie przez doświadczenie cierpienia krzyża dla osoby wierzącej, a dla niewierzącej – przez wewnętrzną walkę, żeby zbliżać się do pełni swojej istoty. Zmartwychwstanie to jest nieustanne powracanie do nadziei, miłości oraz do tego, że życie ma sens i ono ma mnie do czegoś zaprowadzić, czyli do życia wiecznego – wyjaśnia Nowak.
Paweł Kęska z Caritas Polska zaznacza, że tak naprawdę „kiedy Jezus to mówi, to wcale nie wiadomo, czy będzie ten krzyż”.
– Co mogli sobie myśleć apostołowie, skoro mówi o krzyżu, a jeszcze nie było nic o nim wiadomo? To może być coś absurdalnego, niechcianego, odpychającego, gorsza część mnie, brak sensu, jakieś ludzkie utopie i chyba trzeba się z tym zmierzyć, mieć bardzo szeroko otwarte oczy na rzeczywistość i nie chować się pod ciepłą kołdrą Kościoła – w tym wymiarze, że Kościół ma nas ubezpieczać od całego świata (…), czyli idę prosto, a dokąd dojdę, to Bóg jeden raczy wiedzieć – komentuje Kęska.
[gallery ids="128840"]