Zmiana zasad finansowania edukacji domowej. "Dla szkół edukatorzy staną się problemem"

  • 03.01.2016 10:52

  • Aktualizacja: 13:47 15.08.2022

- Potrzebujemy wsparcia. To nie jest tak, że jesteśmy specjalistami od wszystkich przedmiotów. Obawiam się, że po zmianie zasad finansowania edukacji domowej liczba zajęć dodatkowych zostanie ograniczona. Dodatkowo dla wielu szkół edukatorzy domowi staną się problemem, dla których trzeba będzie zorganizować egzaminy i nauczycieli, a nie będzie na to odpowiednich środków zapewnionych przez państwo - mówiła w "Niedzielnym poranku" Agnieszka Chomka - mama trójki dzieci, w tym córki z Zespołem Downa, która prowadzi edukację domową.
Od 2016 roku zmieniają się zasady finansowania uczniów objętych edukacją domową. Jak tłumaczył 28 grudnia w „Poranku RDC” Jerzy Potocki, subwencja w małych ośrodkach została obcięta o 70 procent oraz o 40 w dużych miastach. – W Warszawie dostawaliśmy około 300 złotych na dziecko. Teraz będzie odpowiednio mniej. Natomiast uczeń chodzący do szkoły publicznej kosztuje kilka tysięcy złotych. Zabiera się pieniądze bardzo małej grupie, żeby to przekierować do dużo droższego systemu – zaznaczył.

"Zasadność tej zmiany wynika ze znacznie niższego kosztu kształcenia uczniów spełniających obowiązek szkolny poza szkołą. Szkoły ponoszą tylko niewielkie koszty związane z ich klasyfikacją oraz koszty związane z zapewnieniem ewentualnych dodatkowych zajęć. Nie ma więc potrzeby finansowania uczniów spełniających obowiązek szkolny poza szkołą w wysokości kwoty subwencji przeznaczonej na uczniów kształcących się w szkołach" - czytamy w komunikacie Ministerstwa Edukacji Narodowej.

"Córka odzyskała dobry humor"

Jak powiedziała w "Niedzielnym poranku" Zuzanna Mrozikowa, mama czwórki dzieci, która prowadzi edukację domową, do tego sposobu nauczania przekonał ją indywidualny tok nauczania dostosowany do predyspozycji dziecka. - Najbardziej mnie jednak przekonały badania, mówiące że dzieci po edukacji domowej mają wyższe poczucie wartości i są bardziej zaangażowane w życie społeczne jako dorośli. Bardzo ważną rzeczą była również profilaktyka uzależnień oraz antydepresyjna. Żeby wychować człowieka odpornego na załamania i frustracje, potrzebne są dwie ważne rzeczy - swobodne wyrażanie swoich uczuć i pozytywne myślenie, nakierowane na nie ocenianie innych. Tego ne można znaleźć w tradycyjnych szkołach. Te rzeczy przeważyły szalę na rzecz edukacji domowej - tłumaczyła.

Agnieszka Chomka przyznała, że na początku podjęcie się edukacji domowej jej córki z niepełnosprawnością intelektualną wydawało się dla niej wręcz niemożliwe. Zaznaczyła, że przekonała ją do tej decyzji sama szkoła, która zupełnie się nie sprawdziła. - Moja córka chodziła do pierwszej klasy szkoły specjalnej i nie udało się przystosować poziomu i metod nauczania do jej predyspozycji oraz uzdolnień. Była sfrustrowana, ponieważ nie rozumiała, czego była uczona. Szkoła, na moje liczne sygnały braku pomocy, zorganizowała dla mnie zebranie pedagogów i nic się nie zmieniło. Również system nauczania matematyki nie był odpowiedni dla mojej córki - mówiła. Dodała, że dziecko nie rozumiało jeszcze, czym są cyfry. - W zadaniach domowych była natomiast proszona o znacznie trudniejsze rzeczy - zauważyła.

Podkreśliła równocześnie, że jest to jednak sprawa indywidualna, ponieważ szkoły specjalne często stają na głowie, żeby pomóc dzieciom. - To zwykle ludzie z powołaniem, którzy są bardzo zaangażowani i chcą pomóc. Po przyjściu na edukację domową córka odzyskała dobry humor, pewność siebie, zdobyła wiele innych umiejętności oraz nauczyła się nawet korzystać ze środków transportu miejskiego. Bardzo dobrze rozumie, do którego autobusu ma wsiąść i rozpoznaje miejsca, do których wspólnie jeździmy - powiedziała Agnieszka Chomka.

"Niewiele się zmieniło w naszym życiu"

Zuzanna Mrozikowa wyjaśniła, na czym polega edukacja domowa w jej domu. - Wszystko zależy od dnia. W porównaniu do szkoły niewiele się zmieniło w naszym życiu. Edukacja domowa w dziewięćdziesięciu procentach opiera się na zabawie. Moje dzieci bawią się ze sobą godzinami. Po drugie bardzo dużo z nimi rozmawiamy oraz odpowiadamy na liczne pytania. Opowiadamy im również o historii naszego domu, Warszawy i kraju - tłumaczyła.

Dodała, że jej dzieci bardzo dużo rysują. - Często im również czytamy. Moje dzieci same wybierają sobie książki na tematy, które je interesują. Pozostaje podstawa programowa, która traktuję minimalistycznie. Realizuję ją dwa lub trzy razy w tygodniu rano, bo moje dzieci bardzo wcześnie wstają. Robimy to przez dwie lub trzy godziny. Stosuję bardzo tradycyjne metody, czasami jednak, kiedy nie działają, trzeba poszukać innych - zwróciła uwagę.

Agnieszka Chomka podkreśliła, że nikt nie może samodzielnie podjąć się edukacji domowej. - Musimy poprosić o to dyrektora dowolnej szkoły. Ta placówka z kolei dostaje subwencję na dziecko, które jest prowadzone edukacją domową - wspomniała.

Edukatorzy domowi problemem?

- My potrzebujemy wsparcia. To nie jest tak, że jesteśmy specjalistami od wszystkich przedmiotów - mówiła Chomka. Zwróciła jednocześnie uwagę, że im dzieci są starsze, tym wsparcie jest bardziej potrzebne. - Pamiętajmy, że edukując nasze dzieci, pracujemy na przyszłość całego narodu. Niektóre szkoły naprawdę wspierały edukatorów domowych. Wspomaganie polegało na organizacji działań integracyjnych, sportowych i edukacyjnych, do których mamy prawo. To jest zapisane w ustawie - powiedziała.

Dodała też, że dzieci niepełnosprawne otrzymywały do tej pory około 1350 złotych oraz 400 złotych dodatku. Jak zaznaczyła, korzystając z niego, jej córka może chodzić na terapię, która jest zapewniana w ramach tej subwencji. - Obawiam się, że po zmianie zasad finansowania edukacji domowej liczba zajęć dodatkowych zostanie ograniczona. Dodatkowo dla wielu szkół edukatorzy domowi staną się problemem, dla którego trzeba będzie zorganizować egzaminy i nauczycieli, a nie będzie na to odpowiednich środków zapewnionych przez państwo - stwierdziła w "Niedzielnym poranku" Agnieszka Chomka.

Źródło:

RDC

Autor:

mg