"W Piwnicy pod Baranami mówiło się rzeczy, których nie można było usłyszeć nigdzie indziej"

  • 26.05.2016 10:11

  • Aktualizacja: 13:55 15.08.2022

- Kiedy powstawała Piwnica pod Baranami, zaczynała się odwilż, były ciepłe powiewy i gesty ze strony władzy. Artyści wykorzystali moment, ruszyli do ataku - mówił Janusz R. Kowalczyk, jeden z artystów występujących w piwnicy, krytyk teatralny, autor książki "Wracając do moich Baranów". Gośćmi "Sobotniego Poranka" byli również - Tadeusz Kwinta i Ola Maurer.

26 maja 1956 roku oficjalnie otwarto Piwnicę pod Baranami. Pierwotnie miało to być miejsce spotkań krakowskich studentów, które przerodziło się jednak w kabaret.


- Krzysztof Penderecki był w grupie inicjującej powstanie klubu artystów i twórców, którzy wymyśli sobie, że powinni znaleźć takie miejsce w Krakowie. Wtedy już zaczynała się odwilż, były ciepłe powiewy i gesty ze strony władzy. Artyści wykorzystali moment, ruszyli do ataku. Wyprosili taki lokalik, który był w podziemiach Pałacu pod Baranami, tam się wtedy mieścił Krakowski Dom Kultury - opowiadał Kowalczyk.



Jak mówił, pomysł kabaretu zrodził się zapewne spontaniczne, choć legenda mówi, że najbardziej optował za tym Piotr Skrzynecki. - Z czasem ten kabaret się rozkręcił. Piotr Skrzynecki nie był od początku konferansjerem - dodał gość RDC. Jednak, jak przyznał, Skrzynecki umiał zwrócić na siebie uwagę, zainteresować.


Od widza do artysty


Kowalczyk wspominał, że mimo iż pochodzi z Krakowa, dość późno trafił do Piwnicy. - Najpierw jako widz, zauroczyło mnie to niebotycznie - przyznał. - Dostrzegłem, że tam się mówi takie rzeczy, których nigdzie indziej bym nie usłyszał, ani nie przeczytał. Na pewno telewizja, radio, czy ksiądz z ambony o takich rzeczach nie mówili. W związku z tym spodobało mi się to na tyle, że mnie to uwiodło. Zastanawiałem się, co zrobić, żeby tam częściej bywać. Wymyśliłem sobie, że napiszę pracę semestralną - opowiadał. Po jakimś czasie sam został jednym z artystów występujących na scenie Piwnicy.


"Kabaret musiał powstać"


Gościem "Sobotniego Poranka" był również Tadeusz Kwinta - piwniczanin od samego początku, występował w pierwszym przedstawieniu. W jego ocenie, kabaret powstał w sposób naturalny. - On musiał powstać. Młodzież, która niezależnie od otaczającego, szarego, ciężkiego świata, jaki wtedy był, zawsze szuka rozrywki, możliwości ujścia dla swojej energii i fantazji, chce się cieszyć - mówił Kwinta. - I właśnie z tego to powstało, zostało wywalczone, wyproszone. To było miejsce, które sobie sami wyczyściliśmy z węgla, odpadów, brudu. Przy świeczkach, kominkach spotykali się ludzie ze środowiska artystycznego, każdy miał coś do powiedzenia albo zaśpiewania - wspominał.



Jak mówił gość RDC, to nie był kabaret pojmowany tak, jak dzisiaj. - To nie był showbiznes dla szerokiej publiczności. On był dla nas, grupy przyjaciół, którzy posiadali rozliczne talenty - opowiadał.


Ola Maurer jest piwniczanką od 1971 roku. - Piotr Skrzynecki był osobą szalenie towarzyską. Spotkałam go na balu, kiedy byłam na pierwszym roku filologii romańskiej - wspominała. W jej ocenie, bycie piwniczaninem było swego rodzaju stylem bycia.


Źródło:

RDC

Autor:

gk