Teatr Pijana Sypialnia. "Od Białoszewskiego zaczęła się nasza przygoda w Warszawie"

  • 09.03.2016 21:38

  • Aktualizacja: 13:51 15.08.2022

- Chwil zwątpienia było bardzo dużo, bo kiedy zaczynaliśmy, to na spektakle przychodziło czasami tylko trzech widzów. Natomiast cały czas wierzyliśmy, że robimy coś ważnego. Postawiliśmy na zespołowość i szczerość, o czym często zapomina się we współczesnym teatrze - mówił w "Wieczorze RDC" Sławomir Narloch, aktor Teatru Pijana Sypialnia.
Być blisko ludzi – to motto warszawskiego Teatru Pijana Sypialnia. Jak powiedział w "Wieczorze RDC" reżyser Stanisław Dembski, grupa zaczynała bardzo skromnie. - Mieliśmy pięciu aktorów, akordeonistę i reżysera. Większość członków naszego zespołu to ludzie z różnych stron Polski, którzy przyjechali do Warszawy. W pewnym momencie doszliśmy do wniosku, iż skoro tworzymy w Warszawie, to powinniśmy robić coś warszawskiego. Miron Białoszewski odpowiadał nam z tego powodu, że tworzył wśród przyjaciół i był dla nas iskierką do dalszej działalności. To od Białoszewskiego zaczęła się nasza przygoda w Warszawie - zauważył gość RDC.

Wspomniał, że spektakl "Osmędeusze" teatr grał w bardzo dziwnych miejscach. - Między innymi na podwórkach i w barze prasowym. Na nasze występy przychodziło coraz więcej ludzi. Dodatkowo dzięki młodym osobom to wszystko zaczęło też istnieć w mediach społecznościowych - zwrócił uwagę Stanisław Dembski.

"Postawiliśmy na zespołowość"

Sławomir Narloch zauważył, że chwil zwątpienia było bardzo dużo. - Kiedy zaczynaliśmy, to na spektakle przychodziło czasami tylko trzech widzów. Natomiast cały czas wierzyliśmy, że robimy coś ważnego. Postawiliśmy na zespołowość i szczerość, o czym często zapomina się we współczesnym teatrze - powiedział aktor.

Dodał, iż Teatrowi Pijana Sypialnia udało się wypracować pewną mikrospołeczność. - Ona dotyczy jednak nie tylko artystów, ale również naszej publiczności. Staramy się zwracać uwagę na to, żeby ośmielać publiczność do bardzo żywych reakcji. Stąd też hasła, które wymyśliliśmy na początku, jak choćby to, że jesteśmy teatrem bez siedziby i że nie przychodzi się do nas w garniturach i garsonkach - tłumaczył.

"Jest między nami przyjaźń"

Podkreślił, że dzięki temu ludzie przychodzą do nich po przedstawieniach i czują się z nimi swobodnie. - Jest między nami swego rodzaju przyjaźń. Zrobił się wokół tego oddolny ruch, który, co istotne, wyszedł od ludzi - mówił Sławomir Narloch.

Stanisław Dembski przypomniał, że teraz, gdy teatr występuje nad Wisłą, przychodzi często ponad tysiąc osób. - Piją piwo, oglądają, współuczestniczą, a potem jeszcze się z nami bawią, bo organizujemy improwizacje. Wówczas widzimy odzew i dostajemy sygnał, że ludzie to kupują, mimo że uprawiamy bardzo dziwny teatr - mówił w "Wieczorze RDC" reżyser Teatru Pijana Sypialnia.

Źródło:

RDC

Autor:

mg