Polscy wspinacze wrócili spod K2. "Nie powiedzieliśmy ostatniego słowa" [RAPORT]

  • 19.03.2018 20:28

  • Aktualizacja: 23:18 25.07.2022

Polscy himalaiści wrócili spod K2. Niestety, tym razem nie udało się zimą zdobyć szczytu. Zdaniem uczestników wyprawy zdecydowały o tym głównie warunki atmosferyczne, a także nieodpowiedni wybór trasy, którą wspinacze chcieli początkowo zaatakować szczyt.
29 grudnia ubiegłego roku kilkunastoosobowy skład wyruszył z Polski pod ścianę K2. Po dotarciu na miejscu i rozbiciu bazy, wspinacze ruszyli na szczyt "drogą Cesena", która okazała się wyjątkowo niebezpieczna. Początkowo ten wariant miał zakładać szybkie zdobywanie wysokości - bo choć stroma - droga jest krótsza niż inne.

Jak mówił Janusz Gołąb, zimą na drodze Cesena jest mniej śniegu niż latem, a to powoduje liczne kamienne lawiny i osuwiska, które bezpośrednio zagrażają wspinaczom. Przekonali się o tym Rafał Fronia, który na tej trasie złamał rękę i musiał wrócić do Polski, oraz Adam Bielecki, którego kamień spadający kamień ranił w twarz.

Trzeba było zmienić trasę

Po serii wypadków kierownictwo wyprawy zdecydowało się na zmianę drogi i wybór trasy pierwszych zdobywców przez "żebro Abruzzi". Zdaniem Janusza Gołębia ta decyzja zapadła za późno.

Himalaista uważa jednak, że wyprawa była dobrze zorganizowana. Zespół, który działał w ścianie był doświadczony i dobrze przygotowany a zdobycie szczytu było w jego zasięgu. Zabrakło czasu i szczęścia.

W trakcie ekspedycji na K2, do polskich wspinaczy dotarł sygnał SOS z odległej o kilkaset kilometrów Nanga Parbat, gdzie pod szczytem utknęło dwoje wpinaczy: Francuzka Elizabeth Revol i Polak Tomasz Mackiewicz. Himalaiści po próbie ataku utknęli w kopule szczytowej, w bardzo złych warunkach atmosferycznych. Mackiewicz został na dużej wysokości, a Francuzka rozpoczęła rozpaczliwą próbę zejścia po pomoc.

Misja ratunkowa

W bazie pod K2 szybko zdecydowano o wysłaniu grupy ratunkowej. Pojawiły się jednak problemy, początkowo strona pakistańska zażądała gwarancji finansowych a później pogoda nie pozwalała na bezpieczny start i przelot śmigłowców. Gdy w końcu wspinacze dotarli pod Nanga Parbat dokonali niemożliwego. W nocy, po wyjątkowo niebezpiecznej ścianie, w skrajnie trudnych warunkach atmosferycznych Denis Urubko i Adam Bielecki odnaleźli schodzącą Elizabeth Revol. W niespełna 8 godzin pokonali trasę, która w normalnych warunkach wymaga co najmniej dwóch dni wspinaczki. Za nami, z ciężkim sprzętem maszerował dwuosobowy zespół - Jarosław Botor i Piotr Tomala. Ci wspinacze zabezpieczali zejście, szykowali lądowisko dla helikoptera oraz czekali z pomocą na schodzących.

Tak akcję ratunkową na Nanga Parbat wspomina Piotr Tomala.

Pod koniec lutego, po próbie samotnego wejścia na szczyt, z wyprawy wycofał się jeden z najlepszych wspinaczy świata - Denis Urubko. To zdaniem Krzysztofa Wielickiego - kierownika wyprawy - również przyczyniło się do porażki ekspedycji. Urubko w trakcie trwania wyprawy, w internetowych wpisach narzekał na jej tempo i organizację. Później podjął próbę samotnego ataku, gdyż jak twierdził, zimowe wejście możliwe jest tylko do końca lutego.

Jednak jak ocenia Krzysztof Wielicki, przez większość wyprawy atmosfera w zespole była bardzo dobra

Urubko podjął samotną próbę wejścia na szczyt

Decyzja o samotnym ataku Denisa zaskoczyła wszystkich. Obok Adama Bieleckiego, był drugim członkiem zespołu, który posiadał aklimatyzację pozwalającą na atak szczytowy. Na tej dwójce miał opierać się scenariusz szturmu na szczyt K2. Jak dodaje Krzysztof Wielicki, Urubko miał niewielkie szansę na zdobycie szczytu, a mimo to zdecydował się zaryzykować. - Denis zlekceważył zagrożenie i nie pomyślał o kolegach, którzy w sytuacji zagrożenia ruszyliby na pomoc - powiedział Wielicki

Wyprawa odniosła sukces medialny, jak powiedział jej rzecznik - Michał Leksiński - relację spod K2 pojawiały się w największych agencjach świata, a przekaz dotarł do ponad ćwierć miliarda osób na całym świecie. Za łączność w obozie odpowiadał Marcin Kaczkan - pracownik naukowy i wykładowca Politechniki Warszawskiej. Jak powiedział RDC "Nie obyło się bez problemów".

Była to czwarta zimowa wyprawa na K2 w historii światowej wspinaczki. Jak mówi kierownik wyprawy Krzysztof Wielicki, zespół nabrał doświadczenia. - Zimowe warunki to inny świat - mówi Wielicki.

Krzysztof Wielicki uważa, że kolejna wyprawa ma duże szansę na powodzenie. Na razie nie wiadomo, kiedy taka ekspedycja mogłaby wyruszyć, ale Wielicki zaznacza, że "ma jeszcze siłę" by ponownie być jej kierownikiem.

Wielicki ma też konkretne plany taktyczne, dzięki którym wspinacze zyskają na czasie, co zimą w Karakorum jest bardzo ważne.

Powrót "lodowych wojowników"

W poniedziałek samolot z Polską kadrą na pokładzie wylądował na lotnisku Chopina w Warszawie. Na powrót "lodowych wojowników" czekały rodziny, przyjaciele oraz kibice.

Na lotnisku Chopina czekał też ambasador Francji w RP, Pierre Lévy, który podziękował im za uratowanie życia Elizabeth Revol. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że grupa ratunkowa z Nanga Parbat, za swój wyczyn może otrzymać ważne francuskie odznaczenie: Legię Honorową. Petycja w tej sprawie ma trafić na biurko prezydenta V Republiki, Emmanuela Macrona.

Wyprawa na K2 trwała 80 dni. Jej koszt przekroczył 1 500 000 zł. Przedstawiciele programu Polski Himalaizm Zimowy już myślą o organizacji kolejnej ekspedycji na ostatni, niezdobyty zimą ośmiotysięcznik.

Źródło:

RDC

Autor:

Przemysław Lis/rydz