"Nikt wcześniej nie wpadł na pomysł, żeby obsadzić mnie w roli femme fatale"

  • 17.12.2015 22:13

  • Aktualizacja: 13:46 15.08.2022

- Kiedy Marcin Bortkiewicz pokazał mi scenariusz "Nocy Walpurgi", najpierw zapytałam go, czy jest pewien, że mogę to zagrać. Sam był o tym przekonany. On coś we mnie zauważył, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Jeśli dzisiaj mam jakieś propozycje, to są one poszerzone o coś, czego dawniej nawet bym nie pomyślała, że mogę zagrać - mówiła w "Wieczorze RDC" Małgorzata Zajączkowska - aktorka, która ostatnio zagrała główną rolę w obsypanym nagrodami filmie "Noc Walpurgi".
Aktorka tłumaczyła, że z Marcinem Bortkiewiczem, reżyserem "Nocy Walpurgi", pracowała przy jednym z jego filmów. - Tam się poznaliśmy i od razu wiedziałam, że chciałabym się z nim jeszcze spotkać w pracy. Moim zdaniem on ma niezwykły talent do pracy z aktorami. Takich reżyserów, którzy potrafią spojrzeć na aktora nie wprost jest niewielu - mówiła Zajączkowska.

Podkreśliła, że Bortkiewicz potrafi pokazać aktora z zupełnie innej strony. Jak sama przyznała, w jego filmie robiła rzeczy, których bardzo dawno nie wykonywała, albo robiła to po raz pierwszy. - Nikt wcześniej nie wpadł na pomysł, żeby obsadzić mnie w roli femme fatale - jako rozkapryszonej diwy operowej, która ma swoje ciemne strony, tragedię, którą przeżyła, złą przeszłość i żyje z tym, tak naprawdę nie chcąc żyć - tłumaczyła.

"Coś we mnie zauważył"

Wspomniała, że kiedy Marcin Bortkiewicz pokazał jej scenariusz "Nocy Walpurgi", najpierw zapytała go, czy jest pewien, że właśnie ona może to zagrać. - Sam był o tym przekonany. On coś we mnie zauważył, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Jeśli dzisiaj mam jakieś propozycje, to są one poszerzone o coś, czego dawniej nawet bym nie pomyślała, że mogę zagrać - powiedziała Małgorzata Zajączkowska.

Zwróciła też uwagę, że bardzo często słyszy, iż "Noc Walpurgi" jest filmem teatralnym. - Myślę natomiast, że jesteśmy trochę pozytywnie skażeni teatralnością, ponieważ mieliśmy teatr telewizji, co było zjawiskiem na skalę światową. Wszystko więc, co jest zamknięte w jednym pomieszczeniu i ma małą ilość aktorów, narzuca słowo kameralne. Nikt nie pamięta o kinie amerykańskim, gdzie mieliśmy "Dwunastu gniewnych ludzi" lub "Wenus w futrze". To są filmy teatralne, ale Amerykanie by tak tego nigdy nie nazwali - podkreśliła aktorka.

Trzy miesiące wyjęte z życia

Zajączkowska zaznaczyła, że przy pracy nad "Nocą Walpurgi" zorganizowane zostały trzy miesiące prób. - Wraz z Philippe'm Tłokińskim codziennie, oprócz niedziel, mieli próby. One polegały na tym, że byliśmy ze sobą. Opowiadaliśmy sobie różne historie, oglądaliśmy filmy, chodziliśmy na spacery i po zakupy. My się cały czas poznawaliśmy - mówiła.

Dodała, że to były dla niej trzy miesiące wyjęte z życia. - Właśnie wtedy wchodziliśmy w swoje role. Będąc ze sobą, wyzbyliśmy się wobec siebie wstydu. Nabraliśmy też zaufania polegającego na tym, że nawet jak któreś z nas by zbłądziło, to partner zawsze byłby po naszej stronie. Ten film stał się wielką przygodą - powiedziała w "Wieczorze RDC" Małgorzata Zajączkowska.

Źródło:

RDC

Autor:

mg