Niepokonany "Striczu" chce zdobyć tytuł mistrza świata [WYWIAD]

  • 30.03.2018 10:38

  • Aktualizacja: 13:59 30.08.2022

28 kwietnia w Nowym Jorku Maciej Sulęcki zmierzy się w walce wieczoru z Danielem Jacobsem. Zwycięstwo otworzy mu drogę do zdobycia tytułu mistrza świata wagi średniej. Polski bokser do tego pojedynku przygotowuje się w Warszawie pod okiem Andrzeja Gmitruka. Nam opowiedział o przygotowaniach, sparingach, planach na pierwszą rundę z Jacobsem i o tym dlaczego na czas "wykuwania formy" musiał zamieszkać sam.
Miesiąc do walki. Twoje przygotowania, jak teraz wyglądają?

Moje przygotowania opierają się głównie na sparingach. Ten najcięższy okres przygotowawczy, czyli kondycja, siła, budowanie fundamentu pod walkę zostało zakończone. Teraz wchodzimy znowu na ciężki okres, ale to chyba mój ulubiony, sparingi. Lubię to robić. A więc głównie się teraz opieram na sparingach.

Co ze sparing partnerami? Przypominają Jacobsa?

Tak, na pewno. Jest jeden czarnoskóry Amerykanin Immanuwel Aleem, więc on tam mocno przypomina Jacobsa. Może troszeczkę jest niższy od niego, ale wiadomo - ten styl amerykański, bardzo podobny. Ma jeszcze przyjechać dwóch-trzech sparing partnerów ze Stanów, Bath Anglia, więc... no tutaj tak jak mówię, ja jestem od roboty na treningach a to wszystko Andrzej Gmitruk koordynuje, Andrzej Wasilewski, a więc oni tutaj wszystko dopinają. Pilnują żeby było dobrze.

Czy można dobrać sobie takiego sparing partnera żeby był idealny jak przeciwnik w ringu?

Ciężko powiedzieć żeby był idealny. Przeciwnik każdego dnia jest inny. On się też przygotowuje na ciebie, zmienia strategię, taktykę. Natomiast czasami można przygotować zawodnika, który tak jak rywal bije - załóżmy tak jak Jacobs - bije dużo prawą ręką nad lewą ręką. Wysokiego. Rywala też szukamy gabarytowo, tak samo rywala szukamy szybkiego, dobrego na nogach, który fajnie chodzi na nogach, bardzo płynnie przemieszcza się na nogach.

Trener Andrzej Gmitruk szczególny nacisk położył u Ciebie właśnie na nogi. To ze względu szybkość Jacobsa?

Dokładnie tak. Na pewno ze względu na szybkość Jacobsa, również na to że jest bardzo mobilny w ringu, ale również dlatego że moje nogi w pewnym momencie gdzieś stanęły. One nie były tak mobilne jak wcześniej. Natomiast teraz już jest coraz lepiej, coraz więcej się poruszam po ringu. Te nogi są coraz bardziej mobilne, luźne, chcą pracować, chcą tańczyć w tym ringu. A więc to wygląda coraz lepiej. Mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej, bo miesiąc czasu mam a to wszystko zaczyna się fajnie spinać. Wiadomo, jeszcze zmęczenie jest, ale te klocuszki już zaczynają się zazębiać i wygląda to coraz lepiej.

Kto jest twoim ideałem boksera, masz takiego?

Ideały chyba nie istnieją, ale na pewno jest kilku bokserów na których się może nie to wzoruję, ale podpatruję. Na pewno jest to Floyd Mayweather Junior, który jest genialnym pięściarzem. To, co robi to jest wybitne. Mike Tyson, fantastyczny pięściarz, jedyny w swoim rodzaju. Nie było takiego drugiego i nigdy nie będzie, moim zdaniem, w wadze ciężkiej. Bernard Hopkins, najstarszy mistrz świata. To są takie perełki.

Widzisz siebie w ich gronie? Z pasem?

Z pasem tak, ale czy w ich gronie? To jeszcze daleka daleka daleka droga, ale takie są marzenia, cele. Moje marzenia są moimi celami. Czyli nie to, że sobie bujam w obłokach, tylko że coś sobie rysuję w głowie i robię wszystko, żeby to się stało.

Ludzie, którzy są w takim stopniu z zawodowcami jak Ty, nieczęsto mówią o tym tak otwarcie jak Ty, że chcesz zostać mistrzem świata. Jesteś przekonany, że tak będzie. Ta pewność siebie pociąga Cię do cięższych treningów, do większej presji, zmusza Cię do tego, żeby - w cudzysłowie - wywiązać się z tych zobowiązań?

I tak i nie. Z jednej strony tak, ponieważ narzucam sobie presję. Ja nie nie lubię żyć bez presji. Jak żyję bez presji, to dla mnie wszystko traci smak, traci sens. Nie potrafię się zmusić do roboty. Tak jak czasami na sparnigach z trenerem się śmieję, na sparingach nie potrafię wrzucić tego kolejnego biegu. Nie mam takiej motywacji. W tej dużej rękawicy się tak nie czuje tej walki. Wiadomo, ćwiczymy cały czas. Ja bardziej do sparingu podchodzę tak, że ja się szkolę. Ja nie muszę nikomu urwać głowy, jak nie muszę nikogo pobić, tylko muszę szkolić poszczególne elementy. Ale samo to jest napędzające. Staram się mówić, a potem przykładać coś na czyny. Nie lubię być gołosłownym. Nie lubię gadać, a potem żeby ludzie mówili: dużo gada potem nic nie robi. To też mnie pcha do tego. Ale to jest taka presja zdrowa. A z drugiej strony nie, bo tak naprawdę to jest sport indywidualny, robię to dla siebie. To są moje marzenia, moje plany, moje słowa. Jedno z drugim się wyklucza, ale ja lubię lubię pokrywać czynami swoje słowa.

Czyli jakbyś był tylko chwalony na treningu, to miałbyś pretensje do trenera?

Tak, ja te negatywne opinie omijam z lewej strony, te pozytywne omijam z prawej strony - idę po środku. No i chyba na razie idę w dobrym kierunku.

Jesteśmy w jednym apartamentowców w centrum Warszawy. Mieszkasz tu sam. Gdzie twoja rodzina i dlaczego jej z tobą nie ma?

Musiałem się odciąć. Zostałem z trenerem Andrzejem Gintrukiem w Polsce. Na to się zdecydowałem. Wiedziałem, że nie wyjedziemy do Stanów Zjednoczonych na przygotowania. Potrzeba takiego odcięcia się. Żeby przyjść do domu na spokojnie, usiąść sobie, zjeść, odpocząć, kompletna cisza. Ewentualnie włączyć sobie jakąś muzykę. W domu tego nie ma - jest małe dziecko, które oczywiście bardzo kocham, ale znam siebie i wiem, że jak jest coraz bliżej do walki, to mnie zaczyna dosłownie wszystko wkurzać. Wszystko mnie denerwuje, wszystko mi na nerwach mi wszystko działa. Nie chciałem mieć takiej sytuacji, że moja rodzina, moje dziecko, moja kobieta by dostawali, obrywali po uszach za to, że ja się muszę przygotować do walki. Poza tym kompletna koncentracja. Wiadomo, kobieta kochana, ale też czasami wkurzy, coś tutaj zajdzie za skórę. Czasami trzeba się podenerwować, jakaś sprzeczka. Mi to nie jest kompletnie potrzebne. A tu jesteśmy w odosobnieniu, widujemy się raz w tygodniu, zastęsknimy za sobą. Ten piękny dzień jest, jedna niedziela dla rodziny. Jeszcze dobrze, że mam tego kobietę która tak naprawdę sama mnie wyganiała z domu. Powiedziała: idź mi już się przygotować do walki. Ja mówię: kobieta mnie wygania z domu z małym dzieckiem? Chyba coś jest nie tak. Mówię: jak ci tu najazd zrobię do domu, zobaczysz któregoś razu. Jakiegoś gacha do domu pewnie przyprowadzasz! I się śmialiśmy... Dobrze, że mam takie wsparcie, taką kobietę. Wiem, że mogę się skupić tylko na treningach. Że nie myślę o tym, co ona robi, może gdzieś wylazła. Wiem, że jest dobrą matką, dobrą kobietą. Bardzo ułożoną. To jest mój plus. Wielki, ogromny.

Jak ty to widzisz: stajesz naprzeciwko Jacobsa w Nowym Jorku. Masz jakiś scenariusz na to?

Ciężko powiedzieć. Nie myślę o tym przy moście Brooklyńskim, tylko raczej jak się spotykam w ringu. Nie fiksuję się na Jacobsie, staram się podchodzić do tego jak do każdej inny walki. Oczywiście na początku była ekscytacja bo coś wielkiego. Myślałem, kurczę, jak ja tego gościa oglądałam 6-7 lat temu to jeszcze był amatorem. To jest człowiek, z którego brałem jeszcze jakiś czas temu przykład. Mobilność na nogach, lewa ręka. I teraz przyszedł taki czas, że się spotkam z nim w ringu, ale to jest coś fajnego. Na pewno wielka ekscytacja. Natomiast teraz dzisiaj podchodzę do tego jak do każdej innej walki. Bardzo szanuję Daniela Jacobsa jako człowieka, mimo że go nie znam, ale wiem co przyszedł. Był na szczycie i spadł. Może nie na dno, ale dopadła go okrutna choroba i wrócić potem na ten szczyt to świadczy o ogromnym charakterze. Świadczy o tym, jaka to będzie walka. Jakim jest twardzielem. Zawsze mu się nisko ukłonię w pas, bo na to zasługuje. Natomiast w ringu stanie się moim wilekim wrogiem. Będę chciał po prostu z nim wygrać.

Jesteś zwolennikiem tej tezy, że nie tak trudno wejść na szczyt, trudniej się na nim utrzymać?

Jak wejdę na szczyt to ci powiem, ale podobno tak jest. Utrzymanie się na szczycie to jest wielka rzecz. Jeszcze bardziej jeszcze wielką rzeczą jest, jak ktoś spadnie z tego szczytu i na niego z powrotem wejdzie. To jest w ogóle... kosmos.

Masz plan na tę walkę?

Andrzej Gmitruk ma. Ja też już tak sobie powolutku układam tę walkę. Na pewno będę miał plan na początek walki, a dalej zobaczymy. Wszystko sobie zobrazuję po pierwszej rundzie, bo to będzie najważniejsze. Po pierwszej rundzie człowiek sobie zaczyna wszystko obrazować. Wizualizuję sobie walkę, nie ukrywam że nie. I to dosyć często. Bardzo często.

Jacobs-Sulęcki. Kto wygra tę walkę?

Sulęcki!

Czym dla ciebie jest Warszawa?

Warszawa? Przede wszystkim domem. Miastem, które powstało jak Feniks z popiołów. I to jest dla mnie największa duma. To jest właśnie to: upaść na samo dno i wrócić na sam szczyt. To jest coś wspaniałego. Domu, kraju, w którym się urodziło to jest jak z rodziną - nie wybierasz tego. Ja się tutaj urodziłem, ja tutaj mieszkam, ja tutaj żyję, tu wychowam swoje dziecko.

Źródło:

RDC

Autor:

Filip Gąsior/rydz