Lekarz weterynarii wykluczył, że przyczyną śmierci kota mogło być uduszenie bądź powieszenie. Nie ujawniono żadnych obrażeń, siniaków, wynaczynień na skórze, tkance podskórnej i mięśniach szyi, które mogłyby wskazywać, że nad zwierzęciem ktokolwiek się znęcał. Nie wskazał też żadnych oznak, że odcięcie kończyn i ogona nastąpiło za życia.

Umorzenie postępowanie

- Jeśli więc nie ma oznak znęcania czy wypadku, to mój kot popełnił samobójstwo i potem odciął sobie łapki - kwituje zbulwersowana właścicielka zwierzęcia, pani Agnieszka Koczkodaj. Barbara Sobotka przyznaje, że jeśli zwierzę zostało okaleczone po śmierci, to zgodnie z polskim prawodawstwem nie ma mowy o znęcaniu się nad nim. - Nie ma czegoś takiego, jak pośmiertne znęcanie się czy bezczeszczenie zwłok zwierzęcia. Skoro obrażenia powstały po śmierci, to należy wykluczyć, że sprawca zadawał ból zwierzęciu, a to jest warunkiem wystąpienia znęcania się - dodaje prokurator rejonowy.

Postępowanie zostało umorzone także dlatego, że żaden ze świadków nie widział, aby podejrzany faktycznie krzywdził zwierzę. Jego rodzina zeznała, że 31-latek niemal nie wychodzi z domu, a poza tym boi się krwi i lubi zwierzęta.

Zdarzenie, do którego doszło pod koniec lutego na ulicy Topolowej w Siedlcach, zelektryzowało lokalne i ogólnopolskie środowisko. Na początku marca zarzut znęcania się nad kotem usłyszał 31-letni mieszkaniec tej ulicy, który nie przyznał się do winy. Właścicielka kota zamierza odwołać się od decyzji prokuratury. Nie wyklucza też skargi na działanie policji i prokuratury.