Setne urodziny Heleny Massalskiej-Kołaczkowskiej

  • 04.01.2016 11:27

  • Aktualizacja: 13:47 15.08.2022

Dziś, 4 stycznia 2016 roku, sto lat kończy Helena Massalska-Kołaczkowska, o której najpopularniejsza wirtualna encyklopedia pisze, że jest „literatką, autorką książek dla dzieci, autorką tekstów piosenek”. Kiedy się z panią Heleną rozmawia, można odnieść wrażenie, że pisanie było dodatkiem, przyjemnym, ale jedynie dodatkiem do życia, opieki nad dziećmi i aktywnej, wieloletniej pracy w Stowarzyszeniu Autorów ZAiKS, gdzie m.in. kierowała wydziałem repartycji.

Autorka urodziła się w Charkowie (trwała I wojna światowa), ale bardzo szybko z rodzicami trafiła do Warszawy, gdzie skończyła m.in. prestiżowe Liceum im. Królowej Jadwigi.


Piosenki zaczęła pisać w czasie okupacji, prezentując je na zamkniętych spotkaniach. Zaraz po wojnie, w Zakopanem spotkała Alfreda Gradsteina – kompozytora (zmarł w 1954 roku), z którym napisała wiele piosenek, w tym tę najsłynniejszą „Na prawo most, na lewo most”.


- Po tym pierwszym, dość przypadkowym spotkaniu w Zakopanem, umówiliśmy się już w Warszawie. Właśnie został rozpisany przez ZAiKS konkurs na piosenkę o Warszawie i Gradstein zaproponował, byśmy wzięli w nim udział. Zgodziłam się, on usiadł do fortepianu i zagrał kilka nut. Posłuchałam i nieco nawet sceptycznie powiedziałam, że mogę do tego napisać chyba tylko „Na prawo most, na lewo most, a dołem Wisła płynie”. Kompozytor zareagował entuzjastycznie i w zasadzie w ciągu nocy piosenka była gotowa. Wysłaliśmy ją na konkurs, w którym zajęła drugie lub trzecie miejsce, ale tych, które wygrały nikt dziś nie zna - wspomina Helena Kołaczkowska.


Ponad trzysta piosenek


Helena Kołaczkowska napisała ponad trzysta piosenek, a obok Gradsteina współpracowała też z Władysławem Szpilmanem (m.in. świetna piosenka „Sto lat”, którą wykonywał Andrzej Bogucki), Jerzym Wasowskim, Franciszką Leszczyńską, Markiem Sartem (przebój „Komu piosenkę”), Antonim Kopffem, Stanisławem Gajdeczką i wieloma innymi. Całe życie pisała też wiersze, tyle że chowała je do szuflady.


- Zaraz po wojnie, jedna z moich przyjaciółek pokazała trzy moje wiersze Leopoldowi Staffowi, który był moim ukochanym poetą. I chociaż wyraził się o nich pozytywnie, mówiąc że „ta pani powinna pisać”, nie uwierzyłam w siebie, jako poetkę. Nadal poezję trzymałam w szufladzie - przyznała autorka.


Pierwszy tom wierszy Heleny Kołaczkowskiej ukazał się, kiedy kończyła 90 lat, w 2006 roku. Drugi, o którym sama mówi, że jest jej curriculum vitae, opublikowała w 2012. Nosi tytuł „A Wisła płynie…” i został nagrodzony Nagrodą Literacką Srebrny Kałamarz im. Hermenegildy Kociubińskiej ustanowioną przez Fundację Zielona Gęś. Laudację na temat książki wygłosił Jacek Cygan. Powiedział m.in.: „Poezja to walka o dotknięcie pewnego rodzaju cudowności. W tym dążeniu można zgubić skromność słowa, patrzeć cudzymi spojrzeniami. Helena Kołaczkowska mówi do nas – duchowość poezji istnieje, bądźcie tylko leciutko wrażliwi na te sensy. I obdarza nas wierszami pełnymi prostoty i cudowności, które przywracają wiarę w sens poezji w ogóle”.

Urodziny


Teresa Drozda odwiedziła panią Helenę trzy dni przed jej setnymi urodzinami. Podczas rozmowy jubilatka żartowała, że jeszcze może tej setki nie dożyć, bo to w końcu dopiero za trzy dni. Zapytana, czy wychyli toast szampanem odparła: - A dlaczego nie? Oczywiście, że wychylę. Nikt mi nie zabronił. A nawet mam zalecone picie koniaku, bo kawy mi już nie wolno.


Dodała też, że jest wzruszona okazywanymi jej dowodami pamięci, ale najbardziej cieszy się z wizyty rozproszonych po świecie córek, syna i wnuków. - Każdego dnia cieszę się, że jest spokój, że nic mnie jakoś bardzo nie boli, że dzieci są zdrowe – to jest najważniejsze i to moja największa dziś radość - mówiła.


Posłuchaj całej rozmowy.


 

Źródło:

RDC

Autor:

Teresa Drozda