Legenda wróciła na ulice. "Czerwony autobus" znów w warszawskim taborze [zobacz]

  • 13.08.2017 14:39

  • Aktualizacja: 22:45 25.07.2022

Dzięki staraniom Klubu Miłośników Komunikacji Miejskiej na warszawskich ulicach znów można zobaczyć Chaussona AH 48 #395. To właśnie takie autobusy tuż po wojnie woziły warszawiaków.
Przez wiele lat chaussony były symbolem komunikacji miejskiej w Warszawie. Woziły mieszkańców po odbudowującej się stolicy, a potem aż do końcówki lat 60. To właśnie taki pojazd jest bohaterem piosenki „Czerwony autobus”, do której muzykę napisał Władysław Szpilman, słowa Kazimierz Winkler, a wyśpiewał ją Andrzej Bogucki. Chausson rzucał się w oczy i cieszył warszawiaków, którzy wreszcie mogli jeździć porządnymi autobusami.

https://www.youtube.com/watch?v=nxwKRrUmQLo

Po zakończeniu wojny trzeba było czymś wozić warszawiaków. Z ruin udało się wydobyć osiem autobusów, więc za pojazdy komunikacji miejskiej służyły najczęściej wojskowe ciężarówki. Cztery przedwojenne chevrolety odnalazły się w Krakowie i ciężko je było stamtąd odzyskać. Amerykańska organizacja charytatywna UNRAA przekazała Warszawie 10 piętrowych autobusów marki Leyland, ale do stolicy dotarła tylko niewielka część. Wybór padł na autobusy francuskiej marki Chausson, która była wtedy jednym z liderów rynku w Europie. Firma, która powstała w 1907 r., początkowo zajmowała się produkcją m.in. chłodnic do silników i szybko stała się jednym z najważniejszych wytwórców we francuskim przemyśle motoryzacyjnym. Pierwsze konstrukcje, sygnowane tą marką i z charakterystycznym logo, czyli łabędzimi skrzydłami, pojawiły się w 1942 r. i nosiły oznaczenie AP-01. W kolejnych latach pojawiały się nowsze modele, aż w końcu na ulice wyjechały Chaussony APH 47 i to właśnie takie autobusy pojawiły się w Warszawie.



Do stolicy przyjechały 21 lipca 1947 r. i data zapewne, nie jest przypadkowa, bo przecież dzień później w PRL przypadało święto państwowe. Trzeba jednak przyznać, że było co świętować, bo Warszawa wreszcie doczekała się autobusów z prawdziwego zdarzenia. Na ulice stolicy wyjechało osiem wozów, a wśród pierwszych pasażerów byli dostojnicy państwowi z premierem Józefem Cyrankiewiczem i Władysławem Gomułką.

Ze względu na wysuniętą maskę silnika autobusy modelu AH 48 nazywano „nez de cochon”, czyli po prostu „świński ryj”. Były to jednak konstrukcje na swoje czasy nowoczesne i bardzo trwałe. Jako jedne z pierwszych na świecie (jeśli nie pierwsze w ogóle), miały tzw. samonośne nadwozie, mogły przewozić ok. 70-80 pasażerów, z czego 30 na miejscach siedzących. Chaussona, w zależności od wersji, napędzał silnik Hochkiss, albo Panhard. Autobusy, które przybyły do Warszawy w 1947 r. były pierwszą z wielu partii, zamówionych i sprowadzonych z Francji. W tych latach do historii związków Warszawy i autobusów marki Chausson wkroczyła wielka polityka. Były to jedne z najzimniejszych lat zimnej wojny i ochłodzenie w stosunkach Polski z Francją spowodowało wstrzymanie dostaw. Kiedy „odmrożono” transakcje, do Warszawy zaczęły docierać kolejne partie tych autobusów, ale już w nowszych wersjach APH 521 oraz APH 522 (bez „świńskiego ryja”). Te pojazdy zużywały ok. 24-28 litrów paliwa na 100 kilometrów i były w stanie osiągnąć przebieg 600-800 tys. kilometrów. Producent był niesamowicie dumny z trwałości konstrukcji – do tego stopnia, że podobno odkupił od Warszawy kilka wysłużonych pojazdów w celach marketingowych.



Według stanu na 31 grudnia 1960 w taborze znajdowało się APH 521 - 165 sztuk modelu APH 521 i 192 sztuki modelu APH 522. Od 1965 roku następowały kasacje pierwszej wersji, na skutek ich zużycia oraz olbrzymich dostaw krajowych jelczy. Ostatnie autobusy tej marki widziano w kwietniu 1969 roku na liniach 100, 125 i 325. Chaussony wycofane ze służby znajdowały różne zastosowania: kilka na początku lat 70. służyło na Placu Defilad w charakterze ruchomych punktów sprzedaży biletów.

Do Polski przyjechało niemal 800 autobusów marki Chausson, ale do naszych czasów przetrwał tylko jeden, wyremontowany i przekazany w 1985 r. do Muzeum Techniki (ogromna większość trafiła na złom). Plany były ambitne, bo autobusów miał się co jakiś czas pojawiać na warszawskich ulicach, a jedynie stał w muzeum i niszczał. Obecnie znajduje się w filii muzeum w Chlewiskach.



Klub Miłośników Komunikacji Miejskiej w Warszawie dowiedział się, że belgijskie stowarzyszenie musi zmniejszyć swoją kolekcję o jednego chaussona, pojawiła się więc szansa na sprowadzenie do Polski autobusu i to w wersji AH 48. Taka okazja mogła się już nie powtórzyć. Egzemplarz, który udało się sprowadzić z Belgii, przez kilkanaście lat służył w tamtejszej armii, aż trafił do lokalnego stowarzyszenia miłośników komunikacji i tam przez lata niszczał. Klub postanowił wyremontować autobus. Ostatnim etapem było naniesienie historycznego oznakowania autobusu. Syrenka została namalowana – tak jak w latach 50. – odręcznie.

Źródło:

ZTM

Autor:

RDC