Kolejny napad na Polaków na Wyspach. "Młodzi ludzie mogą czuć się niepewnie"

  • 19.09.2016 08:45

  • Aktualizacja: 13:59 15.08.2022

- Kampania antyimigracyjna w Wielkiej Brytanii nasiliła się w czasie referendum. Po Brexicie pewna część ludzi, których mamy w każdym społeczeństwie, doszła do wniosku, iż przyszedł czas, kiedy można ujawnić pewne skrywane rzeczy. Politycy na to pozwolili - mówiła w "Poranku RDC" Katarzyna Bzowska-Budd, która od 28 lat mieszka w Londynie.
W Leeds, w hrabstwie West Yorkshire, doszło do kolejnego napadu na Polaków. Według komunikatu miejscowej policji mężczyźni zostali zaatakowani przez grupę około dwudziestu zakapturzonych nastolatków w wieku od 16 do 18 lat. Jeden z Polaków został poważnie ranny. Trafił do szpitala, bo wymagał interwencji chirurgicznej.

Policja w Leeds w hrabstwie West Yorkshire potwierdziła w poniedziałek, że piątkowy atak jest traktowany jako przestępstwo na tle nienawiści narodowościowej. Polskie służby konsularne są kontakcie z policją i władzami miasta w celu wyjaśnienia tego wydarzenia.

To kolejny poważny incydent na tle nienawiści narodowościowej wymierzony w polską społeczność w Wielkiej Brytanii od czerwcowego referendum w sprawie wyjścia tego kraju z UE. Do najpoważniejszego doszło 27 sierpnia w Harlow w hrabstwie Essex, gdzie jedna osoba zginęła, a druga została ciężko ranna.

Kto ponosi winę?

Katarzyna Bzowska-Budd jest autorką książki "Mieszkam na wyspie", w której opisuje stosunki polsko-angielskie. Jak przyznała, osobiście czuje się bezpiecznie. - To pewnie wynika z tego, że jestem już starszą panią. Zdaję sobie jednak sprawę, że młodzi ludzie mogą w pewnych dzielnicach i okolicznościach czuć się niepewnie. Winię za to brytyjskich polityków - powiedziała.

Dodała, że przez ostatnie lata Polak stał się symbolem emigranta na Wyspach. - Jeśli mówiło się o tym, że ktoś zabiera pracę i wykorzystuje system zasiłków, to zaraz w kontekście znajdował się Polak. To było niesprawiedliwe. Kampania antyimigracyjna w Wielkiej Brytanii nasiliła się w czasie referendum. Po Brexicie pewna część ludzi, których mamy w każdym społeczeństwie, doszła do wniosku, iż przyszedł czas, kiedy można ujawnić pewne skrywane rzeczy. Politycy na to pozwolili - podkreśliła.

Spirala niechęci

Wspomniała, że w czasie kampanii niektórzy politycy mówili, iż trzeba zahamować emigrację z Europy Wschodniej. - Nic dziwnego, że kiedy otworzy się puszkę pandory z ksenofobią, to znajdą się pewne elementy, które to wykorzystają. Wszystko znowu leży tutaj w rękach polityków. Jest jednak bardzo trudno zatrzymać pewne procesy, które się rozkręciło. Politycy powinni zadać sobie pytanie, co zrobili, że rozkręcili tego typu spiralę niechęci jednych do drugich - zauważyła.

Oceniła również, że reakcja polskich ministrów nie była do końca przemyślana. - Takie sprawy należy załatwiać po cichu. Co teraz się stanie, jak pobiją kolejnego Polaka? Kto pojedzie i do kogo? Tak samo jest z apelowaniem, żeby Kościół w Wielkiej Brytanii zajął jakieś stanowisko. Proszę spojrzeć na brytyjskie świątynie, one są puste, a ludzie, którzy do nich chodzą, na pewno nie biorą udziału w bójkach - powiedziała w "Poranku RDC" Katarzyna Bzowska-Budd.

Źródło:

RDC,PAP

Autor:

mg