"Jeżeli samotna matka zarabia 1600 zł, to jej dziecko nie zakwalifikuje się na obiady w szkole"

  • 29.12.2015 17:19

  • Aktualizacja: 21:20 25.07.2022

"System, który nie działa" to raport, który dotyczy systemu dożywiania dzieci w Polsce. Rocznie na ten cel państwo przeznacza 800 mln zł. - Jeśli wydajemy tyle pieniędzy, a dzieci cały czas są niedożywione, to coś musi być z tym systemem nie tak - mówiła w "Popołudniu RDC" współautorka raportu prof. Joanna Tyrowicz, ekonomistka, wykładowczyni Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego oraz współzałożycielka ośrodka badawczego GRAPE.

Gość Tomasza Kwaśniewskiego zaznacza, że trzeba odróżnić zjawisko głodu od niedożywienia.


- Każdy z nas, przynajmniej raz tygodniu, jest głodny. Nie mówimy o głodnych dzieciach, ale o takich, kiedy głód staje się zjawiskiem chronicznym i to nie musi być głód, że kogoś ssie w brzuchu, tylko na przykład nie dostaje właściwych wartości odżywczych (...). To może być związane z ubóstwem, różnymi innymi typami dysfunkcji, które znajdują się w rodzinach, np. uzależnienie, ale może być też związane z tym, że dziecko wydaje pieniądze na papierosy zamiast na jedzenie - mówi prof. Tyrowicz.


Wpływ niedożywienia


Jak tłumaczy prof. Tyrowicz, niedożywione dzieci nie są w stanie uczyć się i prawidłowo rozwijać.


- Jeżeli dziecko doświadczy niedożywienia na jakimkolwiek etapie swojego życia, (...) to zostanie to w jego rozwoju jako luka i poczucie, że jest gorsze - podkreśla.


"System, który nie działa"


Obecnie, jak przypomina gość RDC, rodzice, którzy chcą, aby ich dziecko otrzymywało obiady w szkole, muszą spełnić klika warunków, m.in. kryterium dochodowego.


- Jeżeli samotna matka zarabia 1600 zł, to jej dziecko już nie zakwalifikuje się na obiady w szkole - podkreśla prof. Tyrowicz.


Jak tłumaczy współautorka raportu "System, który nie działa", celem publikacji nie jest tłumaczenie, na czym polega właściwa dieta, a zwrócenie uwagi na problem niedożywienia dzieci w Polsce.


To nie wymaga dużej wyobraźni, żeby uświadomić sobie, co to znaczy, że dziecko nie dostaje białka przez ileś lat swojego życia albo spożywa je raz w tygodniu - komentuje.

Brak reakcji ze strony szkół


Prof. Tyrowicz wyjaśnia, że pierwsza część badania zawierała eksperyment, w którym eksperci wysłali list, "którego celem było zweryfikowanie, jak dyrektorzy szkół reagują na sygnał od rodzica, że do ich placówki być może chodzi niedożywione dziecko, któremu trzeba pomóc". W badaniu wzięło udział 1200 szkół.


- To reprezentatywna próba, ale przed losowaniem wyłączyliśmy małe szkoły oraz szkoły sportowe, specjalistyczne i prywatne. List napisała matka, że z jej dzieckiem ze szkoły wraca kolega i zachowuje się dziwnie - pyta o jedzenie i czy może zabrać je do domu. Matka zadała trzy pytania - jak rozpoznać, że z dzieckiem jest coś nie tak, jak ona może pomóc oraz jak może zrobić to szkoła - wyjaśnia gość Tomasza Kwaśniewskiego.


- 56 proc. szkół w ogóle nie zareagowało na ten list. To jest przerażająca liczba, bo to oznacza, że większość dyrektorów szkół w Polsce nie podejmie działań w takiej sytuacji. Wśród tych, którzy odpowiedzieli, nikt nie udzielił odpowiedzi na wszystkie trzy pytania. Większość nie odpowiedziała na żadne z nich - komentuje wyniki badań prof. Tyrowicz.


Jak rozwiązać problem?


- Naszym zdaniem, tak jak patrzymy w te liczby, kłopotem w tym systemie nie jest brak pieniędzy. Kłopotem jest to, że nie mamy właściwych kryteriów i w związku tym pieniądze nie zawsze trafiają tam, gdzie powinny, bo odcinamy grupę osób, która powinna zostać objęta dożywianiem. Po drugie bardzo niewiele wiemy na temat odżywiania. Żaden z dyrektorów szkół nie skierował nas do żadnego źródła, gdzie ta matka mogłaby dowiedzieć się więcej na temat problemu niedożywiania - mówi prof. Tyrowicz.


[audioplayer file="http://www.rdc.pl/wp-content/uploads/2015/12/Popoludnie-RDC-29-12-2015-15_13_27-Joanna-Tyrowicz-2.mp3" naglowek="Posłuchaj całej rozmowy" float="left" szerokosc="100%"]

Źródło:

RDC, grape.uw.edu.pl

Autor:

KG