"Alexander i Apelles" Karola Kurpińskiego w Polskiej Operze Królewskiej [recenzja]

  • 30.01.2018 23:44

  • Aktualizacja: 13:59 30.08.2022

Gdy 26 stycznia szedłem na kolejną premierę do Polskiej Opery Królewskiej, nie oczekiwałem zbyt wiele. Nie liczyłem, że zobaczę odkryte po 200 latach arcydzieło. Szedłem po prostu usłyszeć muzykę Karola Kurpińskiego, której nigdy wcześniej nie słyszałem. I nie zawiodłem się.
Kurpiński po raz kolejny okazał się mistrzem, który - operując niezwykle barwnym i sugestywnym warsztatem - nadał sceniczną siłę błahej fabule Adama Dmuszewskiego o nie najwyższych walorach literackich. Spotkanie malarza Apellesa z wodzem Alexandrem Macedońskim oraz jego branką kończy się wybuchem uczucia pomiędzy artystą i dziewczyną, a wspaniałomyślny wojownik, po wielu spektakularnych zwycięstwach, postanawia przezwyciężyć siebie samego i daje przyzwolenie na nieoczekiwany romans. Nie jest to szczyt dramatopisarstwa, jednak - operując prostymi (jak zawsze w POK) środkami inscenizacyjnymi i doskonałymi wykonawcami - Ryszard Peryt stworzył spektakl, który przez godzinę przykuwa uwagę i nie pozostawia widza bez refleksji.

To nie tylko heroiczna walka ze sobą i swymi słabościami, to także rozważania o istocie piękna uosobionego w kobiecie. To także lekcja historii malarstwa, bo Ryszard Peryt (również autor scenografii) - mając w Teatrze Stanisławowskim ograniczone możliwości w zagospodarowaniu przestrzeni scenicznej - podobnie jak w poprzednich premierach sięgnął po projekcje. Piękne, krystalicznie wyraźne, intrygujące obrazy. Aby je zidentyfikować, mniej obeznany z historią malarstwa widz (taki jak ja) zaraz po powrocie do domu sięgnął do albumów, by je rozpoznać.

Teraz już wiem, że widziałem dzieło Willema van Haechta "Aleksander Wielki odwiedza pracownię Apellesa", a przy okazji zobaczyłem, że podobne tematy wyszły spod pędzla Jana Brueghla Starszego czy Fransa Franckena Młodszego. A więc poza muzycznymi emocjami i doznaniami czysto estetycznymi wieczór spełnił ważną rolę edukacyjną.

I na koniec najważniejsze. Wykonawcy. Znakomici soliści dali mistrzowski pokaz swych aktorskich i wokalnych możliwości. Znakomity Tomasz Krzysica jako Apelles, monumentalny posturą i głosem Robert Gierlach - Alexander i powabna, pełna wdzięku Tatiana Hempel-Gierlach jako branka Pankasta. Znakomicie wypadła też orkiestra POK, która pod batutą doskonałego Zbigniewa Gracy zabrzmiała perfekcyjnie i to zarówno w partiach z pełnym składem, jak i w melodyjnie pięknych kameralnych epizodach.

To nie był stracony wieczór. Nigdzie indziej nie mielibyśmy okazji zobaczyć tego dzieła, bo kto poza POK porwałby się na tę zapomnianą jednoaktówkę.

Tadeusz Deszkiewicz

Źródło:

RDC